Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świat w/g Michalkiewicza
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:03, 01 Lut 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Komu podlegają sądy?


Stanisław Michalkiewicz


Artykuł 173 Konstytucji stanowi, że „sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz”, a art. 178 ust. 1 – że „sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tyko Konstytucji oraz ustawom”. Ciekawe, że art. 52 Konstytucji PRL też stanowił, że „sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko ustawom”. Chociaż w stosunku do art. 178 ust. 1 obecnej Konstytucji, ograniczającej sędziowską niezawisłość tylko do „sprawowania urzędu”, Konstytucja PRL werbalnie zapewniała sędziom szerszy zakres niezawisłości, to przecież wiemy, że oprócz „ustaw” sędziowie podlegali Partii, no i oczywiście Urzędowi Bezpieczeństwa. Dzisiaj Urzędu Bezpieczeństwa już nie ma, więc choćby z tego powodu sędziowie podlegać mu nie mogą, podobnie jak Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Czyżby zatem nie podlegali nikomu ani niczemu? Że nikomu – na to wskazywałby cytowany art. 173, chociaż warto zauważyć, że stanowi on jedynie, iż sądy i trybunały są władzą niezależną od innych władz, jak można się domyślić – od innych władz Rzeczypospolitej Polskiej. Jak to wygląda w stosunku do władz niereprezentujących Rzeczypospolitej Polskiej? Na ten temat Konstytucja milczy, a skoro tak, to otwierają się rozmaite możliwości. No dobrze – ale jak wygląda podległość sędziów Konstytucji i ustawom? Wydawałoby się, że podlegają – ale uczestnicząc przed kilkoma laty w sympozjonie zorganizowanym przez Uniwersytet Warszawski, a poświęconym wejściu Polski do unii walutowej, usłyszałem deklarację sędzi Małgorzaty Jungnikiel, która expressis verbis stwierdziła, że sądy w Polsce będą stosowały prawo Unii Europejskiej nawet w przypadku jego sprzeczności z polską Konstytucją. Jestem pewien, że pani sędzia dobrze wiedziała, co mówi, a skoro tak, to skądś musiała wiedzieć, że jest rozkaz, by niezawisłe sądy tak właśnie postępowały. Ponieważ wcześniej polski Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Konstytucja jest ważniejsza niż prawo unijne, to wygląda na to, iż rozkaz, by sądy stosowały prawo unijne nawet w przypadku jego sprzeczności z polską Konstytucją, musiała wydać władza niereprezentująca Rzeczypospolitej Polskiej. Tej zaś sądy i trybunały w Polsce mogą już podlegać, co wynika z intrpretacji a contrario art. 173 Konstytucji.

I rzeczywiście – o czym każdy mógł się przekonać przy okazji oddalenia apelacji Jana Kobylańskiego od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który oddalił jego powództwo przeciwko Radosławowi Sikorskiemu. Chodzi o to, że wypowiedź Jana Kobylańskiego, jakoby w Ministerstwie Spraw Zagranicznych 80 procent stanowisk zajmowali Żydzi, sąd uznał za „antysemicką”. Żadnej logiki w tym nie ma i wytłumaczyć ten fenomen można tylko podległością niezawisłego sądu jakiejś władzy, a właściwie WŁADZY. I być może skazani bylibyśmy na domysły, cóż to może być za WŁADZA, przed którą padają na twarz niezawisłe sądy, gdyby nie to, że WŁADZA przemówiła, dzięki czemu możemy nie tylko ją zidentyfikować, ale nawet poznać treść rozkazów, którym poddają się niezawisłe sądy. Tą władzą jest Liga Antydefamacyjna, autorka definicji antysemityzmu, której poddają się również niezawisłe sądy w Polsce. Oto przykłady „antysemickich” – według Ligi – wypowiedzi: „Żydzi zawsze trzymają się razem, bardziej niż Amerykanie”; „Żydzi mają za duży wpływ na Wall Street”; „Żydzi mają za duży wpływ na światową propagandę”; „Żydów nie obchodzi to, co się dzieje z innymi. Obchodzą ich tylko inni Żydzi”; „Żydzi popełniają wiele irytujących błędów”. I tak dalej. Nawet gdyby w poszczególnych stwierdzeniach było trochę przesady, to przecież każde z nich jawi się jako oczywista oczywistość. Liga Antydefamacyjna z jakichś sobie znanych powodów kładzie znak równości między antysemityzmem i spostrzegawczością, a za nią, jak za PANIĄ MATKĄ, to samo robią niezawisłe sądy w naszym nieszczęśliwym kraju. Żałosne to i tragiczne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:04, 08 Lut 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Inżynierowie Dusz się przymawiają


Stanisław Michalkiewicz

ServicesKiedy za panowania Stanisława Augusta zjechał do Warszawy francuski teatr, podatnemu na kobiece wdzięki królowi wpadła w oko pewna aktoreczka. Posłał jej tedy bilecik z zapytaniem, czy może „zapukać do jej serduszka”. Aktorka odpisała: „Tak, Najjaśniejszy Panie, ale to będzie drogo kosztowało”. Łatwo powiedzieć – ale jak sprostać takim oczekiwaniom, zwłaszcza w okresie kryzysu?

W czasach kryzysu strzeżcie się agentów – przestrzegał swoich pretorianów Józef Piłsudski. Najwyraźniej musiały wspierać go jakieś proroctwa, bo właśnie mamy kryzys i co? Ano właśnie – agenci zupełnie powariowali. Porzucając wszelkie pozory, doją Rzeczpospolitą w biały dzień do tego stopnia, że nawet brukselczykowie, chociaż sami też nie od tego, nie mogąc patrzeć na taką ostentację, wstrzymali subwencje na drogi. Wprawdzie minister Nowak z panią minister Bieńkowską po powrocie z Brukseli zapewnili, że wszystko – jak powiadają gitowcy – „gra i koliduje”, a forsa będzie, ale wiadomo, że jak partia mówi, że będzie, to mówi. Zresztą, drogi swoją, a 400 milionów pierwszej transzy z miliardowej dotacji do LOT – swoją drogą, żeby już nie wspomnieć o słoniu w menażerii w postaci spółki „Inwestycje Polskie”, które „w imieniu rządu” będą inwestowały pieniądze wydrenowane ze wszystkich spółek z udziałem Skarbu Państwa. Na początek – pewnie w „kapitał ludzki”, bo jużci, jeszcze Józef Stalin zauważył, że „kadry decydują o wszystkim”. Oczywiście miał na myśli czekistów, bo niby kogóż innego? Tedy za takie alimenty czekiści być może przedłużą premieru Tusku okres dobrego fartu i odroczą podmiankę, ale – jak zauważył w „Panu Tadeuszu” Adam Mickiewicz – „podczas kiedy we dworze sztab wesoły łyka, przed domem się zaczęła w wojsku pijatyka”. To znaczy – jeszcze się nie zaczęła, bo trudno urządzać pijatykę wyłącznie na podstawie obietnic, w dodatku udzielonych przez znanego na całym świecie z dotrzymywania słowa premiera Tuska. A jak pamiętamy – a co właśnie na łamach „Gazety Wyborczej” przypomnial pan red. Jacek Żakowski – premier Tusk w „Pakcie dla kultury” naobiecywał „ludziom kultury” złote góry. Ci, w przekonaniu, że dopiero teraz na koszt Rzeczypospolitej będą mogli sobie wypić, zakąsić i w ogóle używać życia całą paszczą, jeden przez drugiego premiera Tuska i jego komandę popierali, a ten, kiedy tylko załatwił sobie drugą kadencję, swoim zwyczajem natychmiast o wszystkim zapomniał. „Mamy prawo czuć się oszukani” – stwierdza z goryczą pan red. Żakowski, kładąc to na karb niezrozumienia przez premiera Tuska wagi sprawy. Wyjaśnia mu tedy, niczym chłop krowie, że w „demokracji rynkowej” wszystko zależy od „racjonalnych decyzji obywateli”.

A obywatele – jak to obywatele – takie mają sympatie i antypatie i takie podejmują decyzje, jakie im zasuflują niezależne media głównego nurtu. „Im wyższa jakość mediów – ciągnie red. Żakowski – tym silniejsze państwo”, znaczy się – demokracja. Ooo, to na pewno! Wiadomo przecież: „Inna potęga wieczności sięga i nie wygasa, a jest nią prasa! Bez jej ochrony chwieją się trony”. Tedy „goły poeta dostał kotleta, piszą chłopczyki panegiryki” – i tak dalej. Bo jak kotleta nie będzie, to nie będzie panegiryków, daje do zrozumienia pan red. Żakowski, a jak nie będzie panegiryków, to i po premieru Tusku nie pozostanie nawet mokra plama, to chyba jasne? Tedy pokazując, jak tę sprawę załatwił u siebie francuski kolaborant Naszej Złotej Pani Anieli – mianowicie zmłotował Eryka Schmidta, prezesa Google, żeby dał 60 mln euro na „fundusz wsparcia” dla francuskiej prasy – pan red. Żakowski zarazem przymawia się i grozi. No cóż, za 60 milionów euro nawet w kryzysie i nawet we Francji można i wypić, i zakąsić – a cóż dopiero w naszym nieszczęśliwym kraju, gdzie i ceny niższe, i wymagania Autorytetów Moralnych oraz Inżynierów Ludzkich Dusz nie są tak wyśrubowane! Ot, żeby wystarczyło na szampana i owoce, to znaczy – na wódkę i ogórek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:15, 15 Lut 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Łapówka wystarczająca czy za niska?


Stanisław Michalkiewicz

Ogłoszenie przez Papieża Benedykta XVI decyzji o abdykacji w dniu 28 lutego przyćmiło wszystkie wydarzenia na świecie – może z wyjątkiem innego wstrząsu, wywołanego próbą nuklearną w Korei Północnej, która udowodniła, iż może zaatakować nawet Stany Zjednoczone, nie mówiąc o krajach leżących bliżej. Dlatego żadnego rezonansu nie wywołało ani zgłoszenie przez Prawo i Sprawiedliwość konstruktywnego wotum nieufności dla rządu Tuska, ani błazeństwa, w jakich specjalizują się ostatnio uczestnicy dziwnie osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa. Jeden z nich, niejaki Armand Ryfiński, najwyraźniej lekceważąc opinię pana Zagłoby, że dygnitarze pacanowscy nie powinni nawiązywać jednostronnej korespondencji ze światowymi potentatami, którzy mogą sobie wtedy pomyśleć, że taki korespondent to „jakaś głowa kiepska, musi być z Witebska” – napisał do Benedykta XVI, by Papież wyłożył 5 mld euro na fundusz dla nieutulonych w żalu ofiar pedofilii. Najwyraźniej musiał pozazdrościć premieru Tusku sukcesu na szczycie budżetowym w Brukseli, gdzie szef naszego tubylczego rządu uzyskał obietnicę ponad 100 miliardów euro. Nietrudno się domyślić przyczyn takiej zazdrości; premier Tusk ze swymi pomocnikami – oczywiście pod dyskretnym nadzorem bezpieczniaków – będzie te pieniądze dzielił i dzielił, a wiadomo przecież, że z samego kurzu, jaki powstaje podczas przeliczania takich bajońskich sum, można sobie na boku wykroić fortunę wystarczającą na założenie nie jednej, ale nawet kilkunastu starych rodzin. W podnieceniu wywołanym taką wizją pan Ryfiński mógł dopuścić sobie do głowy, że gdyby tak on wynajął się do przeliczania tych 5 miliardów euro, to też mógłby sobie wypić i zakąsić na konto biednych ofiar pedofilii. Wydawałoby się, że granice idiotyzmu są mniej więcej ustalone – ale okazuje się, że na naszych oczach rozszerzają sie one z szybkością światła.

Tedy uskrzydlony perspektywą rozdzielania obietnic o rozdziale obiecanych ponad 100 miliardów euro premier Tusk uruchamia tuskobus, którym będzie objeżdżał nasz nieszczęśliwy kraj, to znaczy miasta, miasteczka, no i oczywiście polską wieś – gwoli podreperowania wizerunku, a przede wszystkim skorumpowania w ten sposób stronników na najbliższe i dalsze wybory. Wprawdzie wiadomo, że kto wierzy w obietnice pana premiera Tuska, ten sam sobie szkodzi, ale perspektywa poddania się korumpowaniu wielu ludzi oszołamia do tego stopnia, że potem padają ofiarą oszustów w rodzaju prezesa Amber Gold. Dlatego nie ma specjalnego powodu, by ich potem żałować. Już lepiej zastanowić się, za co właściwie nasz nieszczęśliwy kraj uzyskał obietnicę tych ponad 100 miliardów euro.

Otóż nie ulega wątpliwości, że jest to rodzaj łapówki za dokonanie kolejnych kroków na drodze rezygnacji z niepodleglości Polski. Takim kolejnym krokiem jest rządowy projekt ustawy zgłoszony do Sejmu na druku nr 1066, przewidujący możliwość uczestniczenia zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach pacyfikacyjnych na terenie Polski w przypadku rozruchów i „zgromadzeń”. Słowem – pacyfikować nas będą nie tylko tubylczy bezpieczniacy, ale również gestapo, FSB lub Mosad. Charakterystyczne jest, że kiedy Umiłowani Przywódcy wzniecają taki jazgot wokół swoich posad i zewnętrznych znamion władzy, to w tej sprawie, która z punktu widzenia przyszłości państwa wydaje się znacznie istotniejsza od innych tajemnic, wszyscy nabrali wody w usta i tylko spierają się co do wysokości łapówki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:38, 22 Lut 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Nasi okupanci się zreflektowali?


Stanisław Michalkiewicz

Wprawdzie niezależne media głównego nurtu nabrały wody w usta na temat rządowego projektu ustawy przedstawionego na druku sejmowym numer 1066, ale w internecie rozszalała się burza, której odgłosy, między innymi za pośrednictwem niżej podpisanego, 6 lutego dotarły również na antenę Radia Maryja. Okazało się, że sprawy publiczne jeszcze nie do końca i nie we wszystkich środowiskach zobojętniały – chociaż oczywiście puszczenie premieru Tusku płazem deklaracji, że traktat lizboński podpisał „bez czytania”, woła o pomstę do nieba. Wspomniany rządowy projekt ustawy dotyczył udziału zagranicznych funkcjonariuszy w akcjach pacyfikacyjnych na terenie Polski, co niewątpliwie jest fragmentem scenariusza rozbiorowego. Nasi okupanci z bezpieczniackich hord najwidoczniej nie są do końca pewni, czy w razie czego uda im się samodzielnie spacyfikować ewentualne rozruchy, spowodowane czy to kryzysem gospodarczym, czy też przyspieszeniem procesu rozbioru Polski – bo rozbiór pełzający, elegancko nazwany „pogłębianiem integracji” przez cały czas postępuje. Najlepszą jego ilustracją jest próba ratyfikowania tzw. paktu fiskalnego, będącego kolejną amputacją części suwerenności politycznej – tym razem w zakresie budżetu państwa i finansów publicznych. Niektórzy uważają, że wobec rabunkowej gospodarki, jaką uprawiają okupujące Polskę bezpieczniackie hordy i będącego jej następstwem opłakanego stanu finansów publicznych, poddanie naszego nieszczęśliwego kraju kurateli ze strony Brukseli mogłoby przyczynić się do opanowania sytuacji, a może nawet jakiejś poprawy. Z góry wykluczyć tego nie można, bo łajdactwo bezpieczniaków i bęcwalstwo Umiłowanych Przywódców, którego skutkiem jest rysująca się demograficzna katastrofa, załamanie gospodarki, systemu emerytalnego i postępująca erozja państwa, przybiera postać groźną – ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że amputacja suwerenności politycznej jest bardzo trudno odwracalna, a być może nieodwracalna, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wiele poszlak wskazuje na to, iż kryzys finansowy, przynajmniej od pewnego czasu, jest wykorzystywany w charakterze wygodnego pretekstu do budowy w Europie IV Rzeszy metodami pokojowymi. Dlatego lepiej nie frymarczyć resztkami suwerenności, jakie jeszcze nam pozostały po lekkomyślnym przyjęciu traktatu akcesyjnego zawierającego zobowiązanie – na szczęście bez określenia terminu – przystąpienia Polski do unii walutowej czy ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Warto przypomnieć, kto i dlaczego pożałował Narodowi referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, chociaż teraz proponuje referendum w sprawie uczestnictwa w unii walutowej. Ale to tamte traktaty wepchnęły Polskę na równię pochyłą, na której końcu majaczy nie tylko utrata niepodległości i suwerenności politycznej, ale również scenariusz rozbiorowy. Przed tym ześlizgiem nie uratują naszego nieszczęśliwego kraju ani patetyczne deklamacje, ani „związki partnerskie”, zwłaszcza w rodzaju tego, który dla niepoznaki został przez uczestników nazwany „Instytutem Myśli Państwowej”.

Ale wzburzenie opinii perspektywą pacyfikowania nas przez gestapo, NKWD i Mosad musiało najwidoczniej spłoszyć naszych okupantów, bo 18 lutego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zatrąbiło do odwrotu. „Konieczne jest dokonanie ponownego przeglądu projektu ustawy” – czytamy w komunikacie MSW, w którym oczywiście znajdują się również obłudne zapewnienia, że chodzi w nim tylko o „zapewnienie ograniczonej i niezbędnej pomocy w działaniach ratowniczych oraz zwalczaniu przestępczości transgranicznej”. Qui s’exscuse – s’accuse – powiadają wymowni Francuzi, co się wykłada, że kto się tłumaczy, ten się oskarża. Kogóż to gestapo miałoby „ratować” – i przed czym?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 5 05:03, 01 Mar 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Nauka przodująca


Stanisław Michalkiewicz

Za pierwszej komuny dokonano mnóstwa wynalazków. Nie mówię już o Pietii Gorasie, co wynalazł liczby, ani o Pantarejewie, który odkrył, że „wszystko płynie”, ani nawet o Łomonosowie, co wynalazł polarną zorzę, „by oświetlała carski tron i w której blasku wielki Soso milionom podejrzanych osób zgotował zasłużony zgon”. Taki na przykład Naftali Aronowicz Frenkiel, turecki Żyd, który dosłużył się u Stalina rangi generała NKWD, wynalazł system kotłów w łagrach oraz formułę, że „z więźnia musimy wycisnąć wszystko w pierwsze trzy miesiące, potem nic nam po nim”. Ten wynalazek został poddany dalszemu doskonaleniu przez „nazistów”, którzy – jak dowodzi autor „Historii medycyny SS” – potrafili uzyskiwać dochody również z utylizacji zwłok. Ale prawdziwa rewolucja nastąpiła w dziedzinie klasyfikacji nauk. Bolszewicy dokonali rewolucyjnego podziału na naukę „burżuazyjną” i „socjalistyczną”. Nauka burżuazyjna właściwie nie była nauką, tylko „pseudonauką”. Za naukę we właściwym znaczeniu tego słowa uchodziła tylko nauka socjalistyczna, na przykład rozważania nad „centralizmem demokratycznym”, a więc czymś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Oczywiście dyplomy, tytuły naukowe i apanaże badaczy „centralizmu demokratycznego” nie tylko istniały, ale były jak najbardziej prawdziwe. Niektórzy eksponują zdobyte wówczas laury również dzisiaj – bo wprawdzie biologia robi swoje, ale wielu ówczesnych hebesów nie tylko jeszcze żyje, ale nawet zażywa reputacji mędrców i autorytetów moralnych.

Zdawałoby się, że wspomniany podział na naukę socjalistyczną i pseudonaukę załatwia sprawę ostatecznie – ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej. Józef Stalin wynalazł bowiem jeszcze jedną naukę – mianowicie „naukę przodującą”. Jej przedstawicielem był Aleksiej Stachanow, który „obalił istniejące w nauce normy pracy” – co Ojcu Narodów szalenie się spodobało, ponieważ odtąd można było żyłować niewolników w sposób naukowy – jednak prawdziwy przełom w „nauce przodującej” wiąże się z postacią Trofima Łysenki, który wynalazł nowy sposób powstawania gatunków. Wystarczy zmienić warunki środowiskowe, by z jednego gatunku powstał inny, na przykład z perzu – pszenica. Teorie Trofima Łysenki zostały w 1948 roku specjalną uchwałą Komitetu Centralnego WKP(b) uznane za jedynie słuszne, w związku z czym każdego, kto w nie nie wierzył, a nie daj Boże – dał temu wyraz, spotykały surowe kary. W Polsce gorącym zwolennikiem teorii Łysenki był Kazimierz Petrusewicz, profesor UW i członek PAN. Podobno wyleczył się z tego dopiero w roku 1960 – ale czy aby na pewno?

Ta wątpliwość nasunęła mi się na wieść o odradzaniu się w naszym nieszczęśliwym kraju „nauki przodującej”. Okazało się, że na polecenie pana ministra Bartosza Arłukowicza, któremu sodomici musieli przedstawić jakąś propozycję nie do odrzucenia, pielęgniarkom i położnym mełamedzi będą odtąd nie tylko nawijali, że sodomia i gomoria to nie żadne zboczenia, tylko sam cymes – ale w dodatku będą je oświecać w zakresie „teorii gender”. Ta teoria jest odmianą „nauki przodującej”, w założeniach bardzo podobna do łysenkizmu. Głosi ona, że zachowania ludzkie nie są determinowane przez czynniki biologiczne, tylko przez „spoleczeństwo”. Jeśli „społeczeństwo”, albo jeszcze lepiej – w jego imieniu Komitet Centralny Platformy Obywatelskiej coś uchwali, to tak właśnie będzie. Teoria ta, podobnie jak w swoim czasie teorie Łysenki, wykładana jest już na uniwersytetach, m.in. na tym samym Uniwersytecie Warszawskim, gdzie kiedyś szalał Kazimierz Petrusewicz, a teraz na czołowe stanowiska wysunęły się cwane „siostry”, ekscytujące mikrocefali wszystkich płci błyskotkami „nauki przodującej”. Najwyraźniej historia zatoczyła koło, zwiastując nadejście nie tylko kolejnego zlodowacenia, ale również „wieków ciemnych”.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 5 05:21, 08 Mar 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Semikalia demokratyczne


Stanisław Michalkiewicz

Katolowi treści postępowe/ gej z lesbijką włożyć mieli w głowę/ w radio – lecz harda sztuka/ nie dał im się zacukać./ Trzeba było zaprosić niemowę…” – taki limeryk napisał pan Henryk Krzyżanowski, komentując audycję poświęconą propagandzie sodomii i gomorii w poznańskim Radiu Merkury. Onże, w nawiązaniu do mego poprzedniego felietonu, postuluje, by instytuty prowadzące „studia genderowe” przybrały imię Trofima Łysenki. Z całego serca postulat ten popieram, bo niezależnie od nawiązania do chlubnej tradycji, patrząc na patrona, każdy od razu będzie wiedział, że ma do czynienia z hucpą i blagą, z lekka tylko maskowaną naukowym żargonem.

Jak widzimy, każda akcja rodzi reakcję. Im gorliwiej uwija się wokół zleconych zadań znany z żarliwego obiektywizmu pan red. Lis, im bardziej podlizuje się sodomitom i gomorytkom następny amator prezydentury naszego nieszczęśliwego kraju Ryszard Kalisz, tym więcej ludzi zaczyna podejrzewać, że ktoś próbuje ich tutaj zrobić w konia, to znaczy – zoperować gwoli łatwiejszego osiągnięcia sobie tylko wiadomych celów. Dzisiaj, mimo oficjalnie zalecanego „dialogu”, mało kto może pochwalić się znajomością takiego np. Talmudu. Tymczasem uważany za znawcę Talmudu ks. Justyn Bonawentura Pranajtis w książce „Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim” twierdził, że chrześcijanie są tam przedstawiani jako rodzaj człekokształtnych zwierząt, a skoro tak, to nic dziwnego, że wspomniana operacja może mieć na celu doprowadzenie mniej wartościowych narodów europejskich do stanu bydlęcego, żeby tym łatwiej je eksploatować w charakterze użytkowej trzody. Z obfitości serca usta mówią. Coś musi być na rzeczy, skoro pani reżyserowa Agnieszka Holland twierdzi, że w demokracji podstawowym obowiązkiem większości jest ochrona praw mniejszości. Z pewnością nie zdaje sobie sprawy, że mówi prozą, to znaczy że ma na myśli demokrację socjalistyczną, w której podmiotem nie są równi wobec prawa obywatele, tylko „klasy” albo inne grupy, na przykład sodomici czy gomorytki, Żydzi, cykliści – i tak dalej. Ale kiedy już z ogółu obywateli zacznie się wydzielać takie grupy („najpierw jest tak; tworzą się grupki, tutaj Tuwimy, tam Kadłubki, tu nacje te, tu te”), to zaraz pojawia się konieczność nadania każdej z nich odpowiedniego statusu prawnego. W rezultacie, zamiast praworządności opartej za żelaznej zasadzie równości OBYWATELI wobec prawa, mamy nieustanne podchody, w ramach których jedna „mniejszość” próbuje uzyskać status korzystniejszy od innej „mniejszości”, a wszystkie razem – status korzystniejszy od sytuacji milczącej, bo zakneblowanej większości. A ponieważ i wśród „mniejszości” też panuje hierarchia, na której szczycie we wszystkich krajach niezmiennie plasuje się wiadoma mniejszość, a właściwie MNIEJSZOŚĆ, to okazuje się, że i postulat pani reżyserowej Agnieszki Holland pokrywa się z diagnozami i nadziejami MNIEJSZOŚCI, jakie ks. Justyn Bonawentura Pranajtis wydestylował z Talmudu. Ładny interes! Okazuje się, że tak czy owak – sierżant Nowak, to znaczy, że wszystko jedno – czy to w oparciu o Talmud, czy o socjalistyczną demokrację – większość ma być na usługach MNIEJSZOŚCI. Warto zwrócić uwagę, że ta MNIEJSZOŚĆ w każdym przypadku zorganizowana jest na zasadzie nacjonalistycznej, którą w odniesieniu do mniej wartościowych narodów tubylczych zdecydowanie potępia i zwalcza. Znaczy – wie, co dobre. Ale azaliż tylko dla grzeszników Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:49, 15 Mar 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
System jest domykany


Stanisław Michalkiewicz

Na początku tygodnia gruchnęła wieść, że pan generał Krzysztof Bondaryk, który ostatnio utracił posadę szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, dostanie nową posadę, jako szef nowej tajnej służby. Będzie to już ósma bezpieczniacka wataha okupująca nasz nieszczęśliwy kraj oficjalnie – bo watah nieoficjalnych jest prawdopodobnie znacznie więcej.

To znaczy – oficjalnie ich „nie ma” - jak na przykład Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej – ale wiadomo, że ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności.

Warto tedy przypomnieć bezpieczniackie watahy istniejące oficjalnie: Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, Służba Wywiadu Wojskowego, Centralne Biuro Śledcze, Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz Policja Skarbowa. Pan generał Bondaryk ma stanąć na czele tworzonego pod egidą Ministerstwa Obrony Narodowej Centrum Kryptografii, czy czegoś takiego – ale już wiadomo, że nowa wataha ma zajmować sie przede wszystkim internetem.

Oczywiście trochę przesadziłem, pisząc, że wieść o tym „gruchnęła”. Gdzieżby tam znowu takie wieści mogły „gruchać”! Na przykład, wieść o „przełomie”, jaki ostatnio podobno nastąpił w kwestii żydowskich roszczeń majątkowych, w ogóle nie przebiła się do niezależnych mediów głównego nurtu, które bez reszty zajęte były problemami sodomitów i gomorytek, stanowiących, jak wiadomo, sól ziemi czarnej.

Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, w którą mądrym, roztropnym i przyzwoitym nie wolno wierzyć pod rygorem natychmiastowej i nieodwracalnej utraty przyzwoitości, wspominania o „przełomie” musieli niezależnym mediom zabronić oficerowie prowadzący, którzy dla jakichś sobie tylko znanych powodów pragną utrzymać ów „przełom” w tajemnicy przed naszym mniej wartościowym narodem tubylczym – oczywiście do czasu, bo potem trzeba będzie – jak powiadają adwokaci – „zapłacić i odsiedzieć” („wygrał pan sprawę; trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć”) – a tego już ukryć niepodobna.

Rzuca to pewne światło również na przyczyny powierzenia panu generału Krzysztofu Bondaryku nowej posady przy kontrolowaniu internetu. 18 lutego br. MSW wycofało „do dalszych prac” projekt ustawy zgłoszony do laski na druku sejmowym nr 1066, a mający na celu stworzenie pozorów legalności dla tzw. „bratniej pomocy”, czyli dopuszczenia zagranicznych funkcjonariuszy, również spoza UE, do operacji pacyfikacyjnych na terenie naszego nieszczęśliwego kraju.

Na tej zasadzie bratniej pomocy przy pacyfikowaniu naszego mniej wartościowego narodu tubylczego mogłoby naszym okupantom udzielać nie tylko gestapo, ale i NKWD, czy Mosad.

Niezależne media nie zająknęły się na ten temat ani słowem, co pokazuje, że oficerowie prowadzący mocno trzymają niezależnych dziennikarzy za mordę – natomiast w internecie wybuchła burza z piorunami – i chyba to właśnie było przyczyną wycofania przez MSW projektu „do dalszych prac”.

Nic zatem dziwnego, że w środowisku naszych okupantów musiała dojrzeć myśl, by ten cały internet też poddać ścisłej kontroli bezpieczniackich watah – a ponieważ pan generał Bondaryk akurat był bez posady, no to rada w radę uradzono, by położenie łapy na internecie powierzyć właśnie jemu. Już on tam wszystkim pokaże, że popamiętają ruski miesiąc! Do czego bowiem to podobne, żeby na skutek intenetowego jazgotu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych musiało rejterować z takimi zbawiennymi projektami?

Oczywiście pan generał Bondaryk sam tej łapy na internecie trzymał nie będzie. Podobnie jak w przypadku wymienionych wyżej bezpieczniackich watah, również i ta nowa będzie dysponowała rozbudowaną agenturą.

Być może nawet zatrudnieni obecnie przy internecie tajni współpracownicy dotychczasowych watah zostaną odkomenderowani do Centrum Kryptograficznego pana generała Bondaryka i już za te pieniądze będą nie tylko śledzić i oddawać przed niezawisłe sądy autorów wypowiedzi „ksenofobicznych”, „antysemickich”, „homofobicznych” i w ogóle – wyrażonych w „języku nienawiści” – ale również rozpowszechniać opinie jedynie słuszne, zgodne z aktualną linia i oczekiwaniami naszych sąsiadów, strategicznych partnerów, a zwłaszcza - Naszej Złotej Pani.

Jak widzimy, system obejmujący dozowanie informacji właśnie jest ostatecznie domykany. Czy w tej sytuacji można jeszcze liczyć na obiektywizm Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która przecież też jest „pod władzą postawiona”?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:52, 29 Mar 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Straszliwa wiedza


Stanisław Michalkiewicz



Recenzja wystawiona Jego Świątobliwości Franciszkowi przez dyrektorkę Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu panią Ewę Wójciak wywołała burzę w szklance wody przede wszystkim dlatego, że poznańskie władze, które z jakichś powodów mają już pani Wójciak dosyć, postanowiły wykorzystać okazję, by spuścić ją z wodą. Tymczasem czasy są ciężkie i o dyrektorską posadę wcale nie jest tak łatwo, zwłaszcza w „kulturze”, gdzie wszystkie możliwe posady pozajmowane są przez sprytnych i wyszczekanych chałturników. Mamy tedy do czynienia ze swoistą wspólnotą interesów. Chałturnicy zainteresowani utrzymaniem własnych posad przeciwni są wszelkim ruchom kadrowym „w kulturze” i dlatego tak stadnie zareagowali w obronie posady pani Ewy Wójciak. Do stada „ludzi kultury” przyłączyło się stado „ludzi nauki” z niezawodnym panem prof. Hartmanem. Nawiasem mówiąc, słyszałem, że pan prof. Hartman przekonywał niedawno jakiegoś telewizyjnego gryzipióra, jakoby nie istniały moralne przesłanki przemawiające za wyższoscią prokreacji spontanicznej nad zaplanowaną. Ponieważ pan prof. Hartman, niezależnie od swoich zainteresowań naukowych, jest działaczem żydowskiej loży B`nai B`rith o wielkich ambicjach, to nie jest wykluczone, iż przypadkowo zdradził jakiś nowy projekt, który starsi i mądrzejsi pragną narzucić narodom mniej wartościowym. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak spontaniczna prokreacja zostanie zakazana, a przynajmniej wysoko opodatkowana, a alternatywą będą tzw. małżeństwa resortowe, rozpowszechnione za pierwszej komuny wśród funkcjonariuszy MSW.

Nie byłoby powodu, by zajmować się tymi stadnymi protestami, gdyby nie pogląd wypowiedziany en passant przez jednego z sygnatariuszy, pana Lecha Raczaka, że „wolność ekspresji, nawet wulgarnej, jest święta”. To jest pogląd – można powiedzieć – rewolucyjny, bo z jednej strony myślę, że wśród sygnatariuszy protestu pan Raczak nie jest odosobniony, a z drugiej strony wyroki niezawisłych białostockich sądów skazujące kibiców za skandowanie: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole!”, pod pretekstem znieważenia „konstytucyjnego organu państwa”, oraz demonstantów za deklarację: „Nie chcemy przepraszać za Jedwabne” – żadnych protestów wśród człowieków kultury i nauki nie wzbudziły. Czyżby człowieki nie wiedziały, że „wolność ekspresji, nawet wulgarnej, jest święta”? Niemożliwe, skoro wie o tym nawet pan Lech Raczak! Niepodobna tedy wyjaśnić tego zagadkowego fenomenu inaczej, jak tylko okolicznością, że zarówno człowieki kultury, jak i człowieki nauki skądś wiedzą, kiedy wolno im protestować w imię „świętej wolności ekspresji”, a kiedy lepiej podkulić ogon pod siebie. Najwyraźniej musi istnieć jakaś straszliwa wiedza, że taki dajmy na to ekspresyjonizm czy nawet impresyjonizm jest „święty”, nawet gdy „wulgarny”, podczas gdy inne formy ekspresji piętnowane są z całą surowością prawa jako „język nienawiści”.

W swoim czasie niezależne media głównego nurtu podniosły niebywały klangor, kiedy okazało się, że na jakimś młodzieżowym pikniku uczestnicy unosili w górę ręce w rzymskim pozdrowieniu. Jeśli dobrze sobie przypominam, to zarówno czlowieki „kultury”, jak i „nauki” natychmiast przybrały poważny, oskarżycielski ton, że „no pasaran” i w ogóle. Tymczasem okazuje się, że niepotrzebnie, bo przecież to tylko taka sama forma „ekspresji”, jak każda inna, i to nawet nie „wulgarna”, a zatem – „święta”, kto wie, czy nawet nie podwójnie? Bo chyba nie zależy to od tego, kto się wulgarnie ekspresjonizuje, że jeśli, dajmy na to, ekspresyjonizuje się wulgarnie pani Ewa Wójciak, to wszytko jest „święte” i gites tenteges, a jeśli, dajmy na to, Zenek Dreptak w bramie puści wiąchę, to w sądach grodzkich będzie miał przechlapane? Ciekawe, co sądzą o tym filozofowie, przynajmniej ci, którzy podpisali protest – bo chyba coś sądzą
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:08, 05 Kwi 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Operacja rozdrapywania sumień


Stanisław Michalkiewicz


Nadszedł kwiecień – miesiąc pamięci narodowej. Z tej okazji „Gazeta Wyborcza” już rozpoczęła operację rozdrapywania sumień naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu. Jestem pewien, że w miarę upływu czasu znajdzie coraz więcej naśladowców, bo jużci – ten, kto rozdrapuje sumienie naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, siłą rzeczy daje świadectwo własnej moralnej wyższości. Przy odrobinie szczęścia kto wie? – Może nawet wezmą go za cudzoziemca, więc ma szansę w jednej chwili wyleczyć się politycznie ze wszystkiego – nawet z sowieckiej kolaboracji. Zresztą jaka tam znowu „kolaboracja”, kiedy przecież chodziło tylko o nieubłagane dziejowe konieczności, dla których ktoś musiał się poświęcić. Więc jeśli nawet łamał kości i wdeptywał w ziemię, to w gruncie rzeczy – dla dobra katowanych i wdeptywanych, którzy nawet i dzisiaj nie doceniają swego szczęścia, że wprawdzie w charakterze nawozu historii – ale przecież wzięli udział w procesie modernizowania narodu tubylczego. Proces ten zresztą jeszcze się nie zakończył i właśnie wkraczamy w kolejny etap – tym razem pod przewodem sodomitów i gomorytów w charakterze awangardy zastępczej.

Operacja rozdrapywania sumień naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu jest elementem operacji szerszej, obejmującej politykę historyczną żydowską i niemiecką. Celem niemieckiej polityki historycznej jest nie tylko stopniowe zdejmowanie odpowiedzialności za II wojnę światową z państwa niemieckiego i z Niemców, ale również – przerzucanie tej odpowiedzialności na winowajcę zastępczego, na którego został wytypowany nasz nieszczęśliwy kraj i nasz mniej wartościowy naród tubylczy. Znakomitą ilustracją tej polityki jest choćby film oskarżający żołnierzy Armii Krajowej o „antysemityzm”, a przecież nie jest to na pewno ostatnie słowo. Po Anschlussie, ratyfikacji traktatu lizbońskiego i „hołdzie pruskim” naszego bufona możemy oczekiwać jeszcze bardziej zaskakujących oskarżeń i niespodzianek. Ta niemiecka polityka historyczna jest ściśle skoordynowana z polityką historyczną żydowską, z punktu widzenia której znalezienie i napiętnowanie nieubłaganym palcem winowajcy zastępczego jest warunkiem sine qua non finansowego eksploatowania holokaustu. Realizacja obydwu tych polityk historycznych stwarza ogromne zapotrzebowanie również na tubylczych rozdrapywaczy sumień, więc nic dziwnego, że ochotnicy zgłaszają się jeden przez drugiego, tym bardziej że wynajęcie się do tej szeroko zakrojonej operacji zapewnia nie tylko korzyści materialne, ale również – certyfikat autorytetu moralnego. Osoby, u których ambicja wyprzedza, i to znacznie, pozostałe zalety, skwapliwie z takich okazji korzystają – na przykład aktor pan Maciej Stuhr, który po zagraniu w filmie „Pokłosie” z małpią zręcznością wdrapał się na piedestał moralnego autorytetu i z tej wysokości zaczął nie tylko rozdrapywać nam sumienia, ale również nas moralizować.

Miesiąc pamięci narodowej dopiero się rozpoczął, więc i operacja rozdrapywania naszych sumień też dopiero się rozpoczyna. Rozdrapią nam je wprawnymi pazurami pierwszorzędni fachowcy, wykorzystując w tym celu nie tylko liczne imprezy masowe, ale również obstalowane na tę okazję poruszające utwory artystyczne, niesłychanie wzbogacające „ludzi kultury”. Za wszystko, ma się rozumieć, zapłacimy, nawet jeśli nie wszystko będzie nam się podobało – bo w takich sprawach liczy sie nie tyle talent, co intencja. Ale mówi się: trudno. Musimy to jakoś przetrwać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:00, 12 Kwi 2013    Temat postu:

Małgorzata Thatcher – wielki mąż stanu
Stanisław Michalkiewicz


W poniedziałek, 8 kwietnia, w wieku 87 lat zmarła Małgorzata baronessa Thatcher. Od studenckiej młodości politycznie związana z konserwatystami, dochowała wierności konserwatywnym ideałom aż do śmierci – czego nie można powiedzieć o wszystkich brytyjskich i nie tylko brytyjskich konserwatystach, często frymarczących ideałami dla miłego grosza albo dla popularności.

Po wojowniczym, antykomunistycznym przemówieniu Sowieci nadali jej przydomek Żelazna Dama, z którego była bardzo dumna. Ale nie tylko w mowie była mocna. W jej przypadku – co wśród współczesnych polityków zdarza się wyjątkowo – za słowami szły czyny. Kiedy w maju 1979 roku została premierem Wielkiej Brytanii, wkrótce przekonali się o tym partyzanci IRA, którzy w brytyjskim więzieniu podjęli głodówkę w celu uzyskania statusu więźniów politycznych. Małgorzata Thatcher, szanując ich wolny wybór, nie pozwoliła przymusowo ich karmić, wskutek czego dziewięciu głodujących zmarło i na tym strajk się zakończył. Znacznie poważniejsza konfrontacja czekała ją z brytyjskimi górnikami. Ich przywódca Artur Scargil sądził, że stawiając kraj w obliczu kryzysu energetycznego, wymusi na rządzie ustępstwa utrwalające dominującą pozycję związków zawodowych w państwie. Ale trafiła kosa na kamień i po roku strajk zakończył się bez jakichkolwiek ustępstw ze strony rządu.

Złamanie potęgi związków zawodowych umożliwiło Żelaznej Damie przejście do realizacji liberalnej polityki gospodarczej, nazwanej od jej nazwiska „thatcheryzmem”. W swojej polityce inspirowała się m.in. rozmowami z Fryderykiem von Hayek, który wywarł znaczny wpływ na jej poglądy. Thatcheryzm polegał z jednej strony na redukcji roli państwa, to znaczy na redukcji roli biurokracji w gospodarce, dopuszczeniu mechanizmów rynkowych i uwolnieniu przedsiębiorczości z biurokratycznych ograniczeń, a z drugiej na wykreowaniu grubej warstwy właścicieli i współwłaścicieli małych i średnich przedsiębiorstw, co stało się możliwe dzięki szeroko zakrojonemu programowi prywatyzacji gałęzi gospodarki, uprzednio znacjonalizowanych w latach 40. W rezultacie reform przeforsowanych przez Żelazną Damę osuwanie się brytyjskiej gospodarki po równi pochyłej zostało powstrzymane, a wkrótce sytuacja zaczęła szybko się poprawiać. Jednym z ubocznych skutków tego procesu było przestawienie brytyjskiej gospodarki z modelu przemysłowego, z dominacją przemysłu ciężkiego, na model bardziej usługowy. Podobną stanowczość Małgorzata Thatcher wykazała w polityce zagranicznej. Kiedy w kwietniu 1982 roku wojsko argentyńskie zajęło Falklandy, wysłała na południowy Atlantyk korpus ekspedycyjny, który zadał Argentynie kompromitującą klęskę, przyczyniając się do upadku wojskowej junty w tym kraju.

Lady Małgorzata miała też swój udział w największym przedsięwzięciu politycznym XX wieku – likwidacji światowego systemu komunistycznego. Była wśród trójki światowych mężów stanu, którzy mogą przypisać sobie autorstwo tego sukcesu: prezydent USA Ronald Reagan, Papież Jan Paweł II i właśnie ona – Małgorzata Thatcher. Wprawdzie były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa twierdzi, że Jan Paweł II nie pokonał komunizmu, tylko „wykonał pracę duszpasterską” – ale to jeszcze jedna poszlaka, wskazująca, że kto słucha pana prezydenta, ten sam sobie szkodzi. Wracając do Małgorzaty Thatcher, to utraciła ona władzę przede wszystkim na tle brytyjskich sporów o kształt integracji europejskiej. W odróżnieniu od wielu swych kolegów z partii konserwatywnej Żelazna Dama należała do przeciwników „pogłębionej integracji”, a zwłaszcza unii walutowej, dopatrując się w tych pomysłach niemieckich prób uzyskania w Europie politycznej hegemonii metodami pokojowymi. Wygląda na to, że miała rację.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 23 23:29, 18 Kwi 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Lizusowska banda protestuje


Stanisław Michalkiewicz

Jeden z najtęższych umysłów XX wieku, prof. Feliks Koneczny twierdził, że cywilizacje różnią się od siebie tzw. quincunxem, czyli sposobem rozumienia pięciu kategorii: dobra, prawdy, piękna, zdrowia i dobrobytu.

Odmienność w sposobie rozumienia tych kategorii przesądza o przynależności do określonej cywilizacji, które Koneczny dzielił na sakralne, półsakralne i niesakralne. Przykładem cywilizacji sakralnej jest, według Konecznego, cywilizacja żydowska, a przykładem cywilizacji niesakralnej jest cywilizacja łacińska. Wspiera się ona na trzech filarach: greckim stosunku do prawdy, zasadach prawa rzymskiego i etyce chrześcijańskiej. Właśnie ów grecki stosunek do prawdy, to znaczy przekonanie, że prawda istnieje obiektywnie, niezależnie od tego, jakie mniemanie mają na ten temat ludzie, na przykład – demokratyczna wiekszość, przekonanie, że prawda nie leży „pośrodku”, jak chcieliby czciciele Świętego Spokoju, czyli ireniści, tylko leży tam, gdzie leży – to przekonanie zrodziło naukę, jako zorganizowane poszukiwanie prawdy, połączone z nieustannym podważaniem uzyskanych dotychczas rezultatów. Nauka jest fenomenem charakterystycznym dla cywilizacji łacińskiej, w odróżnieniu od innych cywilizacji, w których dominowały umiejętności albo nawet szamaństwo.

Niestety w ostatnich dziesięcioleciach jesteśmy świadkami coraz bardziej natarczywych prób syntezy cywilizacji łacińskiej z innymi cywilizacjami. Tymczasem Feliks Koneczny przestrzegał, że takie próby przynoszą opłakane rezultaty; albo zwycięża cywilizacja niższa, albo obydwie uczestniczki tego eksperymentu się bastardyzują. I oto właśnie mamy odstraszający przykład trafności tej przestrogi. Próby połączenia cywilizacji łacińskiej z cywilizacją żydowską, w której sposób rozumienia prawdy jest zupełnie inny niż grecki, prowadzą do postępującego upadku nauki, która coraz bardziej zaczyna przypominać szamaństwo. Oto pan prof. Krzysztof Jasiewicz opublikował rozmowę, w której m.in. stwierdził, że znaczną część odpowiedzialności za Holokaust ponoszą sami Żydzi. Jak zauważył Janusz Korwin-Mikke – jeśli w przeciwieństwie do Krzysia, który jest powszechnie lubiany, Jasia nie lubi żadna rodzina, u której zdarzyło mu się mieszkać, to jest wysoce prawdopodobne, że jakaś przyczyna tego stanu rzeczy leży po stronie Jasia. W normalnych warunkach zbadaniem istnienia i natury takiej przyczyny powinna zająć się nauka – ale u nas, gdzie trwają intensywne próby połączenia cywilizacji łacińskiej z żydowską, sytuacja normalna nie jest. Dowodzi tego reakcja na publikację pana prof. Jasiewicza.

Zamiast spokojnie zweryfikować przedstawioną przez niego opinię, część utytułowanego środowiska, podjudzona przez Centrum Szymona Wiesenthala, podpisała przeciwko profesorowi Jasiewiczowi protest – jakby od liczby sygnatariuszy podpisanych pod tym protestem zależała jakaś Racja. Tymczasem pogląd, według którego im większa Liczba, tym słuszniejsza Racja, jest zasadniczo sprzeczny z zasadami cywilizacji łacińskiej. Protest przeciwko profesorowi Jasiewiczowi przypomina do złudzenia dyskusję faryzeuszy ze św. Szczepanem, jak się wydaje, charakterystyczną dla cywilizacji żydowskiej: „a oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem”. Ten obraz jest ilustracją upadku nauki – bo przecież żaden z sygnatariuszy protestu merytorycznie nie podważył opinii profesora Krzysztofa Jasiewicza – i sprostytuowania środowiska kiedyś uważanego za naukowe. To już nie jest środowisko naukowe. To jakaś lizusowska banda.


Ostatnio zmieniony przez adsenior dnia Pią 4 04:10, 19 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 22 22:07, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Rok niespokojnego słońca


Stanisław Michalkiewicz

W środę, 24 kwietnia, Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał prawomocny wyrok w sprawie zatrzymania w 2002 roku ówczesnego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Skazał ówczesnego szefa Urzędu Ochrony Państwa Zbigniewa Siemiątkowskiego na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata, a byłego szefa zarządu śledczego UOP płk. Ryszarda Bieszyńskiego na 10 miesięcy więzienia, również w zawieszeniu na 3 lata. Przestępstwo obydwu skazanych polegało m.in. na bezprawnym pozbawieniu Andrzeja Modrzejewskiego wolności, a płk Bieszyński usłyszał też osobliwy zarzut – że mianowicie „nakłonił” prokuraturę do wydania nakazu zatrzymania prezesa PKN Orlen. Jak pamiętamy, zatrzymanie to było niezwykle widowiskowe, na ulicy, z udziałem brygady antyterrorystycznej i niezależnych dziennikarzy z telewizji, którzy na miejscu zdarzenia oczywiście znaleźli się zupełnie przypadkowo – w następstwie czego prezes Modrzejewski prezesem być przestał – bo o to właśnie chodziło.

Może nie warto, by o tym wydarzeniu wspominać, chyba żeby zadumać się nad przyczynami, dla których pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł dopiero po 10 latach po wydarzeniu, a uprawomocnił się dopiero po 11, gdyby nie okoliczności przydające ówczesnemu zatrzymaniu Andrzeja Modrzejewskiego nieoczekiwanej aktualności. Aktualność tę można co prawda zauważyć dopiero na gruncie teorii spiskowej, która, jak wiadomo, jest pod rygorem utraty przyzwoitości potępiona przez mądrych, roztropnych i przyzwoitych, co to zazwyczaj rozpoznają się po zapachu, a od wielkiego dzwonu – po żonkilach – ale warto podkreślić, że od teorii wymagamy, by była wewnętrznie spójna i dobrze wyjaśniała różne zjawiska, inaczej albo w ogóle, albo prawie niepojęte. Ta teoria spiskowa spełnia obydwa te warunki, więc czegóż chcieć więcej?

Otóż według tej teorii, Polska jest okupowana przez bezpieczniackie watahy z komunistycznym rodowodem, które nie tylko rozdzielają sobie żerowiska, ale w dodatku wysługują się państwom poważnym, do których w swoim czasie się przewerbowały. PKN Orlen, podobnie zresztą jak cały sektor paliwowy, jest jednym z ważnych żerowisk, więc wokół niego trwają nieustanne podchody, bo każda wataha nie tylko chciałaby sama umoczyć pyski w melasie, ale w dodatku wykonać zadanie zlecone przez mocodawcze państwo poważne, które wobec naszego nieszczęśliwego kraju oraz jego zasobów ma przecież swoje plany i widoki. W latach, jak to się mówi, „spokojnego słońca” zarówno rozdział żerowisk, z uwzględnieniem interesów państw poważnych, jak również obsadzenie kadr, które, jak wiadomo, „decydują o wszystkim”, odbywa się spokojnie. Kiedy jednak bieg wydarzeń przyspiesza, a zwłaszcza kiedy szykuje się coś w rodzaju odwrócenia dotychczasowych układów lub sojuszy, wtedy wierzchołek góry lodowej ukazuje się zdumionej publiczności właśnie w postaci spektakularnych zatrzymań, surowych wyroków, gazowych memorandów, o których nikt „nie wie”, w postaci przetasowań figurantów w rządzie, z którego na pożarcie krokodylom generały każą wyrzucić tego lub owego murzyńskiego chłopca, w postaci wzajemnych oskarżeń o „zdradę stanu”, a co najmniej „lobbing” i tak dalej. A właśnie tkwimy w takim etapie za sprawą prezydenta Obamy, który 17 września 2009 roku zadeklarował wycofanie się USA z aktywnej polityki w naszej części Europy, w związku z czym nasi poważni sąsiedzi, strategiczni partnerzy, do roku 2016, kiedy to Barack Obama prezydentem USA być przestanie, mają czas na załatwienie wszystkich swoich spraw w tej części kontynentu, w tym również w naszym nieszczęśliwym kraju. Nic więc dziwnego, że starają się wykorzystać każdą chwilę, a w rezultacie bezpieczniackie watahy kotłują się i przepychają, od czego cała polityczna scena, z wszystkimi Umiłowanymi Przywódcami, zatacza się od ściany do ściany i chwieje w posadach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 2 02:13, 02 Maj 2013    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Pogonić prowokatorów

Stanisław Michalkiewicz

Niedawno Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał wyrok uniewinniający Beatę Sawicką i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego od zarzutu korupcji, chociaż w motywacji wyroku podkreślił, że uniewinnienie nastąpiło tylko dlatego, że dowody obciążające oskarżonych zostały zdobyte nielegalnie, a zatem nie mogą być uwzględnione w postępowaniu sądowym. Że Beata Sawicka ponosi odpowiedzialność „moralną”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza, że rzeczywiście zażądała łapówki i przyjęła ją, ale skazana być nie może ze względu na bezprawny charakter działań CBA.

To orzeczenie, podobnie jak niedawny wyrok w sprawie masakry w Gdyni w grudniu 1970 roku, a także wyrok skazujący Zbigniewa Siemiątkowskiego za bezprawne zatrzymanie prezesa PKN Orlen, wzbudziło, jak to się mówi, kontrowersje opinii publicznej. Przeciwnicy rządu premiera Tuska dopatrzyli się w nim intencji wybielania łapowników, być może nawet w wyniku dyskretnej interwencji bezpieczniaków, którzy z jakichś tajemniczych powodów mogli być zainteresowani uniewinnieniem oskarżonych. Rozumiem te podejrzenia, bo dobrze komponują się one z moją ulubioną teorią spiskową, według której punkt ciężkości władzy w Polsce znajduje się poza konstytucyjnymi organami państwa, stanowiącymi jedynie parawan, za którym soldateska i bezpieczniacy rządzą krajem za pośrednictwem rozbudowanej do monstrualnych rozmiarów agentury, od której nie są wolne również niezawisłe sądy, że o niezależnej prokuraturze już nawet nie wspomnę. Jednak nawet uwzględniając wnioski płynące z teorii spiskowej, wyrok w sprawie Beaty Sawickiej i Mirosława Wądołowskiego muszę uznać za słuszny. Przychodzi mi to o tyle łatwiej, że zawsze, od samego początku, byłem przeciwnikiem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ponieważ interes jego funkcjonariuszy jest oczywiście sprzeczny z interesem społecznym. W interesie społecznym bowiem jest wyeliminowanie korupcji z życia publicznego, przede wszystkim poprzez eliminowanie okazji. Tymczasem w interesie funkcjonariuszy CBA jest, by korupcja istniała możliwie jak najdłużej, bo jej istnienie stanowi rację bytu instytucji, z której oni żyją. Dlatego działania CBA nie są nakierowane na usuwanie okazji do korupcji, tylko na poddawanie obywateli coraz ściślejszej kontroli, która prędzej czy później musi przybrać formy nielegalne.

Z miłości do prawa łamać prawo. I właśnie do tego doszło w sprawie Beaty Sawickiej. Rzecz w tym, że zgodnie z prawem prowokację można stosować dopiero, gdy przeciwko prowokowanemu zostało wszczęte postępowanie, a to – zgodnie z art. 303 kodeksu postępowania karnego – następuje, gdy zachodzi „uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa”. W przypadku Beaty Sawickiej takiego podejrzenia jeszcze nie było; ono dopiero miało się pojawić właśnie w rezultacie prowokacji w wykonaniu agenta CBA. Tymczasem prowokacja nie może polegać na nakłanianiu kogoś do popełnienia przestępstwa, by potem wszcząć przeciwko niemu postępowanie. Beata Sawicka zaś była do przestępstwa namawiana, nawiasem mówiąc – skutecznie, i to właśnie napiętnował sąd. Ten wyrok skłania do ponownego zastanowienia się nad dopuszczaniem prowokacji w postępowaniu karnym – bo czy państwo dopuszczające, by jego funkcjonariusze używali metod niegodziwych, ma moralne prawo oczekiwania godziwych zachowań od obywateli? Zatem może by na wszelki wypadek jednak rozpędzić to całe CBA?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sindbad
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 5522
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Nie mieszka w Polsce

PostWysłany: Czw 18 18:15, 02 Maj 2013    Temat postu:

ten rząd już bardziej skompromitować sie nie da..sam sie pogrąza do granic absurdu..a sprawiedliwość ma za nic...oj skończy sie ta bajka strasznie dla kilku,,postaci''
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31378
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 18 18:57, 02 Maj 2013    Temat postu:

Panie Andrzeju, każda władza, napina napięcia do granic, gdy fala niezadowolenia pęka i zmiata ją, jak "powracająca fala"!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 13, 14, 15  Następny
Strona 5 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin