Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świat w/g Michalkiewicza
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:13, 20 Lip 2012    Temat postu:

W przededniu "wielkich zmian"
Ścieżka obok drogi

Stanisław Michalkiewicz

Kiedy Barack Husejn Obama kandydował na prezydenta, uwodził swoich zwolenników opowieściami, jakie to wielkie zmiany wprowadzi, gdy tylko obejmie władzę. Podczas któregoś spotkania z wyborcami jeden z nich zdobył się na odwagę i zapytał, jakie konkretnie zmiany wprowadzi kandydat, kiedy już zostanie tym całym prezydentem. Obama odpowiedział, że "wielkie" i - jak się okazało - to wystarczyło do wygrania wyborów. A właśnie pojawiło się wiele znaków wskazujących, że nasz nieszczęśliwy kraj znalazł się w przededniu takich "wielkich zmian".
Pomijając już konieczność znalezienia winowajców sukcesu, jakim było koko, koko euro spoko (stadiony kosztowały prawie 5 miliardów złotych) i rychłego wskazania nieubłaganym palcem przyczyn spodziewanego "spowolnienia" gospodarki, okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy muszą bowiem dokonać jakiejś zmiany dekoracji na politycznej scenie, żeby opinia publiczna, a zwłaszcza "młodzi, wykształceni" nie rozczarowali się do naszej młodej demokracji. Takiej zmianie dekoracji sprzyja okoliczność śmierci generała Petelickiego (do której, jak wiadomo, doszło "bez udziału osób trzecich"), pokazująca, że przewodnią rolę w budowie socjalizmu ponownie objęła bezpieka wojskowa, przejściowo trochę skonfundowana katastrofą w Smoleńsku. Skoro zatem sytuacja ustabilizowała się na tym piętrze, można przystąpić do porządkowania niższych kondygnacji. "Puls Biznesu", jak to mówią, "dotarł" do nagrania przeprowadzonej jeszcze w początkach stycznia rozmowy pana Władysława Łukasika z panem Władysławem Serafinem, poświęconej sposobom dojenia Rzeczypospolitej przez Umiłowanych Przywódców z PSL. Dlaczego "dotarł" dopiero teraz? Pan Waldemar Pawlak twierdzi, że nie ma to nic wspólnego ze zbliżającym się jesiennym kongresem PSL, na którym zdymisjonowany obecnie Marek Sawicki miał rywalizować z Waldemarem Pawlakiem o stanowisko prezesa Stronnictwa, podobnie jak nie ma to nic wspólnego z próbą zablokowania przez rząd "wrogiego przejęcia" Zakładów Azotowych w Tarnowie przez ruskich szachistów. Całe szczęście, że jedno z drugim nie ma żadnego, ale to żadnego związku, bo w przeciwnym razie moglibyśmy sobie pomyśleć, że z jakichś tajemniczych powodów ruscy szachiści na stanowisku prezesa PSL jednak wolą pana Pawlaka. Jak tam było, tak tam było - więc pozostaje nam tylko zauważyć, że niezależne media zawsze "docierają" do tajnych czy przynajmniej sekretnych nagrań zawsze, kiedy trzeba. Skąd wiedzą, kiedy nastaje ten właściwy dzień? Tajemnica to wielka - bo przecież nie od oficerów prowadzących, to chyba jasne? Kiedy więc sytuacja w ruchu ludowym już się wyjaśniła, pozostaje kwestia przywództwa na lewicy. Tutaj cennej wskazówki dostarczył pan Piotr Tymochowicz, informując, iż porzuca posła Palikota na rzecz pana Millera. Pan Leszek Miller od samego początku odnosił się niechętnie, a nawet lekceważąco do "naćpanej hołoty", a w tej sytuacji porzucenie posła Palikota przez pana Tymochowicza oznacza, że również Siły Wyższe musiały uznać eksperyment z biłgorajskim filozofem za nieudany. Pan Tymochowicz coś tam przecież musi wiedzieć, skoro nie tylko "doradza" różnym Umiłowanym Przywódcom w sprawach "wizerunku", ale nawet niektórych wystrugał z banana. Dodatkową poszlaką wskazującą na zniechęcenie naszych okupantów do osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa jest zmiana tonu, w jakim piszą o niej niezależne media. Skoro zatem zwolna wyjaśnia się sprawa przywództwa na lewicy, to pozostaje tylko jedna kwestia: czy PO przetrwa eksperyment z zapładnianiem w szklance, czy też rozpadnie się na grupę konserwatywną i postępową, pozwalając w ten sposób na pojawienie się nowej przewodniej siły również na politycznej scenie. Bo między sceną polityczną i jej kulisami musi być koordynacja, no nie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sindbad
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 5519
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Nie mieszka w Polsce

PostWysłany: Pią 9 09:09, 20 Lip 2012    Temat postu:

dzwi mnie dlaczego sawicki który zapewniał kasę i ciepłe posadki rodzinom PSL teraz musi odejść..ale jak rok temu blokował ustawę o przekazaniu spółki elwar pod ,,kieszeń skarbu państwa to nic nikomu do glacy nie przyszło aby się temu przyjrzeć,teraz jak odmówił łapówki -dobierają się mu do doopy..śmieszne dla mnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 5 05:33, 27 Lip 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi

Porządkowanie rynku

Stanisław Michalkiewicz

"Podczas gdy Gnom wciąż na mównicy wyliczał komy i procenty, Bagno i jego harcownicy chyłkiem włazili na urzędy" - wspomina Janusz Szpotański w "Towarzyszu Szmaciaku". Historia oczywiście się powtarza, ale nie zawsze ze szwajcarską dokładnością. Harcownicy włażą na urzędy i w tak zwanym majestacie prawa doją Rzeczpospolitą aż miło. A dlaczego doją? A dlatego że mogą! A dlaczego mogą? A dlatego że udało im się wmówić skołowanym ludziom, że "strategiczne" segmenty gospodarki muszą być państwowe - to znaczy oddane Umiłowanym Przywódcom na żerowisko. Bo które są "strategiczne"? Ano - właśnie te, które Umiłowani Przywódcy upatrzyli sobie na żerowiska! Na tych żerowiskach Umiłowani Przywódcy prywatyzują sobie zyski, podczas gdy straty nadal pozostają państwowe - i na tym właśnie polega tak zwana społeczna gospodarka rynkowa, będąca rodzajem "trzeciej drogi", a więc ustroju, jakiego świat nie widział. Społeczna gospodarka rynkowa jest umiłowanym ustrojem naszych Umiłowanych Przywódców, którzy w przeciwnym razie musieliby rekrutować swoje polityczne zaplecze z jakichś łapanek, bo władza, a zwłaszcza jej pozory - bez konfitur, utraciłaby wszelką atrakcyjność. Warto jednak zwrócić uwagę, że to dojenie według zasad społecznej gospodarki rynkowej odbywa się w ramach kapitalizmu kompradorskiego - ekonomicznego modelu państwa, jaki gwoli zagwarantowania soldatesce bezterminowej okupacji naszego nieszczęśliwego kraju ustanowił w roku 1989 generał Kiszczak z gronem osób zaufanych, tworzących tak zwaną stronę społeczną. Kapitalizm kompradorski oznacza, że o dostępie do rynku i możliwości działania na rynku decyduje przynależność do szajki, której najtwardszym jądrem są tajne służby z PRL-owskim rodowodem. Szajka ta, za pośrednictwem Umiłowanych Przywódców, którzy w zamian za zewnętrzne znamiona władzy prokurują jej tak zwany majestat prawa, a więc pozory legalności w postaci ustaw i rozporządzeń - poprzez rozrodzone ubeckie dynastie i dzięki rozbudowanej agenturze kontroluje nie tylko kluczowe segmenty gospodarki, ale w ogóle całego państwa, z ośrodkami opiniotwórczymi na czele. Ale Umiłowani Przywódcy, chociaż zasadniczo słuchają się naszych okupantów, trochę się jeszcze wstydzą wpisywać do ustaw i rozporządzeń formuły, że branża, dajmy na to, paliwowa jest zastrzeżona dla bezpieczniaków i konfidentów, a jeśli - jak w przypadku ekspresowo uchwalonej ustawy hazardowej - wpisują, to starają się tę nagą prawdę ukrywać pod osłoną rozmaitych frazesów. Frazesy jednak wskutek swojej ogólnikowości sprawiają, że w modelu kompradorskim pojawiają się nieszczelności, w które wciska się mechanizm rynkowy. Wkutek tego w takim na przykład sektorze paliwowym pojawiły się osoby niepowołane, co zostało zauważone jako zagrożenie bezpieczniackiego monopolu. W takiej sytuacji należy "uporządkować rynek" - oczywiście pod jakimś szlachetnie brzmiącym pretekstem - najlepiej pod pretekstem ochrony środowiska. Toteż w trosce o ochronę środowiska wszystkie stacje paliwowe w kraju muszą do końca roku zmodernizować swoje zbiorniki. W przeciwnym razie będą musiały zostać zamknięte. Według szacunkowych informacji, zamkniętych w tym trybie może zostać aż połowa stacji benzynowych w kraju! Oczywiście ich właściciele mogą zaciągnąć kosztowny kredyt w kontrolowanym przez bezpieczniaków sektorze finansowym i w ten sposób uratować stację kosztem oddania się w dożywotnią albo przynajmniej długoletnią niewolę lichwiarzom - ale widać, że tak czy owak monopol bezpieki na eksploatowanie kluczowych segmentów gospodarki zostanie zachowany. No to dlaczego media głównego nurtu nie mają ekscytować "młodych, wykształconych", jak nie występami Ludwiki Weroniki Ciccone, to "matką Madzi", która podobnież narobiła strasznych długów?


Ostatnio zmieniony przez adsenior dnia Pią 5 05:34, 27 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:18, 03 Sie 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Testowanie i tresura

Stanisław Michalkiewicz

Trudno nie zauważyć, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy jest przez starszych i mądrzejszych coraz częściej testowany, co można bezpiecznie z nim zrobić, a czego jeszcze nie można. Ostatnim takim testem był występ Ludwiki Weroniki Ciccone na Stadionie Narodowym w Warszawie, wynajętym na tę okazję 1 sierpnia przez firmę Live Nation. Ile i komu Live Nation za możliwość tego przetestowania naszego mniej wartościowego narodu tubylczego zapłaciła oficjalnie i naprawdę - tego już pewnie nigdy się nie dowiemy, więc warto chociaż wiedzieć, kto płacił. Prezesem firmy Live Nation jest pan Artur Fogel, a we władzach - Ari Emanuel - podobno brat Rahma Emanuela, byłego szefa administracji Białego Domu u prezydenta Obamy, Mark Shapiro - i tak dalej. Słowem - sami swoi, dzięki czemu lepiej rozumiemy przyczyny, dla których Ludwika Weronika Ciccone podczas występów pozwala sobie na bluźnierstwa pod adresem chrześcijaństwa oraz "interesuje się" kabałą. Powiadają o niej, że swoją pozycję w branży rozrywkowej zawdzięcza nie tyle swoim umiejętnościom artystycznym, ile "bliskim kontaktom osobistym". Chętnie w to wierzę i chyba nawet się domyślam, na czym te bliskie spotkania III stopnia mogą polegać. Rodzajem testu na wytrzymałość naszego mniej wartościowego narodu tubylczego była, a właściwie jest, tak zwana afera taśmowa. Ujawniła ona bowiem rzecz powszechnie znaną - mianowicie że nasi Umiłowani Przywódcy wykorzystują zewnętrzne znamiona władzy, jakie udostępniły im okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy, do bezceremonialnego dojenia Rzeczypospolitej. Oczywiście nie robią tego bezinteresownie - bo przywilej dojenia Rzeczypospolitej bezpieczniackie watahy przyznały i przedłużają w zamian za podtrzymywanie modelu kapitalizmu kompradorskiego, dzięki któremu okupanci nasi ciągną z okupowanego kraju zyski, kosztem obywateli sprzedawanych w coraz głębszą z roku na rok niewolę lichwiarskiej międzynarodówce. Bo istota niewolnictwa polega na tym, iż niewolnik pracuje na swojego pana, tzn. oddaje mu bogactwo, które swoją pracą wytwarza. W roku bieżącym tylko obsługa długu publicznego będzie kosztowała ponad 42 mld zł, czyli prawie 1200 zł rocznie na obywatela mieszkającego w Polsce. I co? I nic! Tymczasem pani Jadwiga M. Hafner z Austrii krytykuje mnie nie tylko za "mentalność wyssaną z mlekiem matki", ale również za brak spostrzegawczości, który nie pozwala mi zauważyć, że "mamy wolność". Cóż można na to powiedzieć? Chyba tylko za Stanisławem Wyspiańskim uprzejmie założyć, że "naiwne to i niewinne". W przeciwnym razie wiedziałaby, że zabezpieczeniem, jakie oferują nasi okupanci lichwiarskiej międzynarodówce, jest zastawienie dochodów obywateli na całe dziesięciolecia naprzód! Ładna mi "wolność"! Ale dopóki suwerenowie nie mają nic przeciwko temu, by okupujące Polskę watahy w ten sposób rozporządzały ich majątkiem, to dlaczego bezpieczniacy mieliby sobie żałować? Nikt chyba nie ma wątpliwości, że w razie czego natychmiast zostaną folksdojczami - tyle że już oficjalnie. Ciekawe, że wiedzą o tym nie tylko Umiłowani Przywódcy, ale również ich potomstwo. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - bo dzięki aferze taśmowej uzyskaliśmy potwierdzenie, że ci wszyscy nadęci Umiłowani Przywódcy to tylko figuranci. Oto premier Tusk zażądał od ministra Kalemby, by jego syn zrezygnował z pracy w Agencji Rynku Rolnego - a ten pokazał mu "gest Kozakiewicza"! Co więcej - taki sam gest pokazał również syn Donalda Tuska, zatrudniony na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. I co? I nic! Ciekawe, czy sekretarki delegowane do kancelarii premiera słuchają premiera Tuska, czy tylko go pilnują?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 4 04:16, 23 Sie 2012    Temat postu:

Nieśmiertelny „błąd pilota”
Stanisław Michalkiewicz

Chyba się powtarzam z tą anegdotką, ale cóż poradzić, skoro za sprawą Umiłowanych Przywódców powtarzają się sytuacje, które anegdotka ta znakomicie ilustruje? Zresztą, przekonajcie się Państwo sami. Oto mąż powraca do domu i zastaje żonę w sytuacji wskazującej na zdradę. Rzuca się tedy na poszukiwanie gacha, a otwierając i zatrzaskując drzwi do poszczególnych pokoi, głośno oznajmia: „tu go nie ma!”. Wreszcie otwiera szafę, a tam gach wprawdzie stoi, ale w pistoletem w ręku. Mąż gwałtownie zatrzaskuje drzwi szafy z okrzykiem: „i tu go nie ma!”

Czyż nie identycznie zachował się najpobożniejszy poseł i minister sprawiedliwości III Rzeczypospolitej Jarosław Gowin? Zleciwszy surową kontrolę niezależnej prokuratury i niezawisłych sądów w sprawie Marcina Plichty, prezesa Amber Gold oznajmił, że niepojęta pobłażliwość tych wszystkich organów w tej sprawie była następstwem „ludzkiego błędu”. Znaczy się – znowu zawinił stary, poczciwy „błąd pilota” – a poza tym wszystko jest gites tenteges. Kto chce, niech oczywiście wierzy, że te wszystkie zdumiewające rzeczy są efektem niezwykłego spontanu i odlotu. Niektórzy zresztą nawet specjalnie nie chcąc, będą musieli w to uwierzyć z płaczem i zgrzytaniem zębów, ponieważ w przeciwnym razie musieliby przyjąć, że ta cała nasza młoda demokracja, to tylko taka atrapa, za osłoną której, nasz nieszczęśliwy kraj nie tylko okupują bezpieczniackie watahy, ale w dodatku zachowują się jak okupant, niepewny trwałości okupacji. Weźmy taką okupację niemiecką w Polsce. Jeśli nawet któryś Niemiec, to znaczy pardon – jaki tam znowu „Niemiec” – żadnych „Niemców” podczas okupacji w Polsce, jak powszechnie wiadomo, nie było, natomiast nasz nieszczęśliwy kraj okupowali „naziści” – wymarłe plemię, po którym nie pozostało ani śladu, to znaczy – nie pozostało ani śladu w Niemczech – bo w Polsce delatorskie organizacje, a nawet sam świątobliwy Cadyk, co i rusz wykrywają jakichś pojedynczych „nazistów” pod każdym krzakiem, a nawet całe gromady – zwłaszcza na sierpniowych pielgrzymkach do Częstochowy. Wracając tedy do „nazistów” okupujących nasz nieszczęśliwy kraj, to pozostawili oni po sobie sporo śladów wskazujących, że zamierzają pozostać tu dłużej. Na przykład – w licznych miasteczkach Lubelszczyzny pozakładali na rynkach skwerki – obsadzając dawne błotniste majdany drzewami wzdłuż alejek tworzących – tak jak np. na rynku w Bełżycach – swastykę. Tymczasem bezpieczniackie watahy okupujące nasz nieszczęśliwy kraj dzisiaj, nic a nic o niego nie dbają. Patrzą tylko, jakby tu go jak najprędzej rozkraść, a potem z ukradzionym łupem schronić się w jakimś bezpieczniackim, to znaczy – bezpiecznym azylu, by spokojnie wszystko przetrawić. Ponieważ nasza niezwyciężona armia nie tylko nie broni naszego nieszczęśliwego kraju przez rozkradaniem, ale nawet – za pośrednictwem bezpieki wojskowej przed którą Umiłowani Przywódcy skaczą z gałęzi na gałąź – w tym procederze uczestniczy w pierwszym szeregu, między narodem i niezwyciężoną armią pogłębia się przepaść. Naród, jeśli nawet nie wie wszystkiego – a nie wie – to intuicyjnie czuje, co się tutaj święci – i do żadnej więzi z niezwyciężoną armią się nie poczuwa. Ot choćby i teraz; zapowiedziane są na Pomorzu Zachodnim ćwiczenia z udziałem „nazi...” to znaczy tfu!, pardon – oczywiście z udziałem Bundeswehry – a założeniem jest „tłumienie lokalnego konfliktu”. Ciekawe, jaki to „lokalny konflikt” mógłby rozgorzeć w scenerii podobnej do Pomorza Zachodniego, skoro wokół nas – sami przyjaciele, do których 17 sierpnia, za pośrednictwem Patriarchy Cyryla doszlusował nawet zimny rosyjski czekista Putin? W tej sytuacji „lokalny konflikt” bardziej przypomina tłumienie rozruchów, jakie ewentualnie mogłyby wybuchnąć przeciwko naszym okupantom. Wiadomo zaś, że nasza niezwyciężona armia byłaby w takim konflikcie po jednej stronie, to znaczy – po stronie naszych okupantów, zaś my, to znaczy – obywatele naszego nieszczęśliwego kraju – po stronie przeciwnej. Szkoda, że nie spojrzał na to z tego punktu widzenia Jego Ekscelencja bp polowy Józef Guzdek, bo może mówiłby przy święcie nieco inaczej, a w każdym razie – tak by się nie dziwował.

Skoro tak się sprawy mają, to cóż innego po surowej kontroli mógł powiedzieć najpobożniejszy poseł i minister Jarosław Gowin? Przecież nie mógł zdradzić największej tajemnicy państwowej III RP i dajmy na to, powiedzieć, że zdumiewająca pobłażliwość niezależnej prokuratury wobec Marcina Plichty, podobnie jak wcześniej – bezradność niezależnej prokuratury i niezawisłych sądów w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika brała się stąd, że zarówno w jednym, jak i drugim miejscu roi się od konfidentów, zwerbowanych już w „wolnej Polsce”, więc całkowicie zabezpieczonych przed jakąkolwiek lustracją, którzy w podskokach wykonują polecenia oficerów prowadzących, dla niepoznaki ubierając je w pozory legalności. Żeby ułatwić im to zadanie, nasi okupanci w 2011 roku zainspirowali Umiłowanych Przywódców, by uchylili art. 585 Kodeksu spółek handlowych, przewidujący karalność członka zarządu działającego na szkodę spółki. Zresztą pan Plichta działał tylko na szkodę klientów, których pieniądze już w fazie wybuchu afery bez jakichkolwiek przeszkód z niczyjej strony spokojnie wyprowadził w nieznanym kierunku. Ale bo też jestem przekonany, że nie obracał żadnymi swoimi pieniędzmi, tylko pieniędzmi bezpieczniackich watah, które właśnie takich szubieniczników do prowadzenia swoich interesów potrzebują. Jestem tedy przekonany, że już tam odpowiednie rozkazy dotarły gdzie trzeba, a skrzydlate wieści na ten temat mogły przy okazji surowej kontroli jakoś przedostać się do wiadomości najpobożniejszego posła i ministra III RP Jarosława Gowina. W tej sytuacji lepiej rozumiemy przyczyny, dla których tradycyjnie zwalił wszystko na „błąd pilota” i teraz będzie musiał trzymać się tej wersji już choćby ze względu na miłość własną, no i oczywiście – instynkt samozachowawczy.


Ostatnio zmieniony przez adsenior dnia Czw 4 04:17, 23 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martin
Moderator



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 3772
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: europa
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 7 07:54, 23 Sie 2012    Temat postu:

Gowin to przygłup z szyderczym uśmieszkiem , ktory zwala na Boga aby ukarał skorumpowanych sedziow ,
sami idioci , przygłupy w tym rzadzie ,
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 8 08:06, 23 Sie 2012    Temat postu:

A ja uważam, że jest to przydupas,ryżego cudotwórcy, który jak kukiełka, sterowany jest, przez słoneczko Peru!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 19 19:48, 13 Wrz 2012    Temat postu:

Totalniactwo wyłazi wszystkimi porami Stanisław Michalkiewicz |

Słowo wylatuje wróblem, a powraca wołem. Sprawdziło się to co do joty w przypadku Janusza Korwin-Mikke, który powiedział kilka verborum veritatis na temat „paraolimpiad” organizowanych dla inwalidów.

Jak wiadomo, nic tak nie gorszy, jak prawda, toteż zgorszonym achom i ochom nie było, a właściwie nie ma końca, a to dopiero początek bo właśnie Sralon kształtnymi ustami pani red. Dominiki Wielowieyskiej ogłosił, że KorwinMikke „wykluczył się z kręgu cywilizowanych ludzi”. No to powiedzcie Państwo sami – któż nie zechce teraz jednym susem wskoczyć do samego środka kręgu cywilizowanych ludzi? Chętni będą skakać jeden przez drugiego, zwłaszcza ci, którzy z cywilizacją zetknęli się dopiero co i raczej przelotnie. Kto wie, czy na skutek tego w kręgu cywilizowanych ludzi nie zrobi się nazbyt tłoczno, a w tłoku – wiadomo: trzeba uważać, nie tylko na portfele, ale również na odciski, no i gwałtownie rosnące ryzyko mordobicia – jak to między cywilizowanymi. W takiej sytuacji może nawet w kręgu ludzi cywilizowanych dojść do wtórnej selekcji kardowej i znowu jeden cywilizowany będzie drugiego cywilizowanego rozpoznawał po charakterystycznym zapachu czosnku i cebuli. Nie muszę chyba dodawać, że do tego trzeba mieć specjalnego nosa, który właśnie jest jednym z zewnętrznych wyróżników człowieków cywilizowanych. Nie dotyczy to, ma sie rozumieć, pani red. Dominiki Wielowieyskiej. Pochodząc ze świętej rodziny uczestniczy w kręgu cywilizowanych ludzi na zasadzie doktoratów honoris causa, których różni naiwniacy nie szczędzili byłemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju Lechowi Wałęsie. Wyrządzili mu tym wielką krzywdę, bo na skutek tego chyba naprawdę uwierzył w siłę swego rozumu, chociaż z drugiej strony na jego korzyść przemawia okoliczność, że między „mędrcami Europy” czuł sie jednak trochę nieswojo. Zatem o ile pani red. Wielowieyska z racji pochodzenia ze świętej rodziny żadnego biletu wstępu do kręgu człowieków cywilizowanych nie potrzebuje, o tyle w przypadku tych, którzy pochodzeniem takim czy owakim wylegitymować się nie będą mogli, biletem wstepu do tego eksluzywnego kręgu będzie deklaracja potępiająca Janusza Korwin-Mikke. W ten sposób każdy symplak i mikrocefal będzie mógł jednym susem dokonać cywilizacyjnego skoku, niczym Chińska Republika Ludowa w czasach Mao Zedonga.

Jako jeden z pierwszych zgłosił się najpobożniejszy senator Rzeczypospolitej, a w każdym razie – Platformy Obywatelskiej, do której przeszedł z „Polski”, co to „Jest Najważniejsza”, a tam z kolei – z Prawa i Sprawiedliwości, gdzie Jarosław Kaczyński zrobił z niego człowieka. To znaczy – nie tyle zaraz „człowieka” – bo o ile mi wiadomo, prezes Kaczyński jeszcze żadnego człowieka nie zrobił – ale polityka. I to może nie do końca, bo obserwując działalność najpobożniejszego senatora Jana Filipa Libickiego odnoszę wrażenie, że raczej markuje on działalność polityczną. Pewnie skądinąd wie, że jest ona zastrzeżona dla starszych i mądrzejszych, co nawet dobrze świadczyłoby o spostrzegawczości pana senatora. Jak to mówił do Bohuna pan Zagłoba? Białogłowską masz twarz, mości mołojcze, ale i białogłowskie serce: listy tobie wozić, panny porywać... No nie; o ile wysyłanie listów, zwłaszcza z donosami, nie przekracza, o ile wiem, możliwości pana senatora, to już porywanie panien byłoby chyba zbyt dużym wiatrem na wełnę naszego jagnięcia. Toteż komentuje on różne wydarzenia, pisze donosy, słowem – dojrzewa do uczestnictwa w kręgu ludzi cywilizowanych. Otóż najpobożniejszy senator PO zagroził Korwinowi, że poszczuje na niego pana mecenasa Romana Giertycha, co to po przejściu na jasną stronę Mocy sprawia wrażenie, jakby został duszeńką Sralonu. Czy rzeczywiście został, czy też na razie jest na okresie próbnym, jako tak zwany „nasz sukinsyn” – trudno zgadnąć. Jak bowiem wiadomo, są rozmaite „sukinsyny”. Za sprawą Amerykanów, dzielimy ich na „sukinsynów naszych” oraz „sukinsynów jakichś takich nie naszych”. Sukinsyny nasze wprawdzie zasadniczo nie przestają być sukinsynami, ale Sralon ich sukinsyństwa im nie wypomina, przeciwnie – powleka je mrokiem zapomnienia. Takim „naszym sukinsynem” był na przykład egipski prezydent Hosni Mubarak, a wcześniej – prezydent Zairu Józef Desire Mobutu Sesse Seko Kuku Ngbeandu wa Za Banga. Te przykłady pokazują, że również mrok zapomnienia nie trwa wiecznie, tylko do czasu, który najtrafniej okreslił kiedyś pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki: „póki gonił zające, póki kaczki znosił, Kasztan co chciał u pana swojego wyprosił”. Tedy pan senator zagroził, że poszczuje na Korwina pana Romana, chyba, że Korwin rewokuje, to znaczy – przeprosi nie tylko najpobożniejszego senatora za domniemane zelżywosci i zniewagi, ale również pozostałych inwalidów, nie tylko tych, co startowali w Paraolimpiadzie, ale wszystkich. Znając niechęć Janusza Korwin-Mikke do postępowania według zasady odpowiedzialnosci zbiorowej, nie spodziewam się takiego odszczekania. Zatem wygłląda na to, że pan mec. Roman Giertych będzie musiał zaciągnąć Korwina przed niezawisły sąd, który – aaaa! – To zależy, jakie otrzyma rozkazy. Jeśli otrzyma rozkaz, żeby skazać, to skaże, jeśli otrzyma rozkaz, by uwolnić – to uwolni. Ciekawe, że podobne zasady obowiązywały w starożytnym Rzymie w tzw. procesie formułkowym, kiedy to pretor dawał sędziemu taką przykładowo instrukcję: „si paret Numerius Negidius Aulo Agerio centum dare, te iudex centum condemna; si non paret – absolvito”. Ciekawe, jakie instrukcje Siły Wyższe dają niezawisłym sądom dzisiaj; czy dajmy na to, sporządzane są one nadal w języku łacińskim, czy przeciwnie – w „nazistowskim” – i tak dalej. Tak czy owak, istrukcje dla niezawisłych sądów muszą być – i na tym polega kontynuacja cywilizacji łacińskiej w III Rzeczypospolitej. Nie jest to wiele, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Zresztą – dlaczego zaraz „lubi”? Pluskiew na przykład polubić niepodobna; można się co najwyżej przyzwyczaić. Jak to mówią, dobra psu i mucha.

I kiedy jeszcze czekamy, czy Korwin, postraszony nie tylko przez panią red. Dominikę Wielowieyską wyrzuceniem poza krąg ludzi cywilizowanych oraz przez najpobożniejszego senatora poszczuciem nań pana mecenasa Romana Giertycha, bardzo ciekawe rozkazy wydał podległej sobie telewizji TVN pan dyrektor Adam Pieczyński. Kazał mianowicie wstrzymać emisję programu, gdyż uznał, że cytowanie wyrażanych przez Janusza Korwin-Mikkego, niedopuszczalnych w cywilizowanym świecie opinii, służy tylko jego źle pojętej popularności. Warto się zatrzymać nad tym uzasadnieniem, bo totalniactwo wyłazi z niego wszystkimi porami. Po pierwsze – dowiadujemy się, że w „cywilizowanym świecie” jedne opinie są dopuszczalne, a inne – niedopuszczalne. Kto o tym decyduje? Osobiście podejrzewam, ze decyduja o tym oficerowie prowadzący – chociaż oczywiście moge sie mylić. Ale skoro nie oficerowie prowadzący, to kto? Pan dyrektor Pieczyński wprawdzie ma pod sobą żołnierzy, ale sam też jest człowiekiem pod władzą postawionym i niechby spróbował jej podskoczyć, to zdmuchnęłaby go w jednej chwili, jak gromnicę. Ale to nieważne, bo ważniejsze, że jest jakiś Sanhedryn, który decyduje o dopuszczalności opinii – a pan dyrektor Pieczyński, podobnie zresztą, jak inni funkcjonariusze – posłusznie sie go słucha. Po drugie – z deklaracji pana dyrektora wynika, że popularnośc może być pojęta „źle”, albo dobrze. TVN może służyć tylko dobrze pojętej popularności – to jasne. Ale która popularność jest pojęta „dobrze”? Nietrudno sie domyślić, że ta, którą uprzednio zatwierdził do popularyzowania wspomniany tajemniczy Sanhedryn. Po trzecie – wynika z tego, że stacje telewizyjne w naszym nieszczęśliwym kraju wcale nie zostały utworzone po to, by swoich widzów informować o wydarzeniach i opiniach, tylko – by odcinać ich od opinii źle widzianych przez Sanhedryn, a faszerować ich opiniami przez Sanhedryn pożądanymi i w ten sposób robić im wodę z mózgu. Tak zoperowani ludzie będą wobec Sanhedrynu całkowicie bezbronni – i to jest zapewne jednym z najważniejszych zadań TVN i powodów, dla których ta stacja została utworzona . Z obfitości serca usta mówią i dobrze się stało, że pan dyrektor Pieczyński się wygadał iż TVN wprawdzie robi bardzo wiele hałasu, ale tak naprawdę – pracuje w służbie ciszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 2 02:54, 14 Wrz 2012    Temat postu:

To nie "szatan" - to konfidenci!
Stanisław Michalkiewicz

Jednym z ważnych celów rewolucji bolszewickiej było wyhodowanie "człowieka sowieckiego". Czym "człowiek sowiecki" różni się od zwykłego, normalnego człowieka? Otóż w odróżnieniu od normalnego człowieka "człowiek sowiecki" nie ma wolnej woli - a więc właściwości, którą religia traktuje jako ważny składnik podobieństwa Bożego w człowieku. Normalny człowiek ma wolną wolę - i na tym założeniu ufundowana została cywilizacja łacińska. W cywilizacji łacińskiej państwo, czyli władza publiczna, szanuje ludzką wolę i w określonych przypadkach nawet pomaga ją wyegzekwować. Człowiek sowiecki natomiast swoją wolną wolę oddaje w pacht partii, w związku z czym już tylko partia wie, co jest dla niego dobre, bez fatygowania się wysłuchiwaniem jakichś jego opinii. Po co bowiem wysłuchiwać opinii człowieka sowieckiego, skoro zawsze myśli on tak, jak kazała mu partia?
Jednym z ważnych narzędzi hodowli człowieka sowieckiego była ateizacja, to znaczy przekonywanie prostaków, że Bóg nie istnieje. Jednym z ważnych narzędzi ateizacji było parodiowanie instytucji i obrzędów religijnych. Celowało w tym środowisko skupione wokół redakcji pisma "Bezbożnik", wydawanego przez Związek Wojujących Bezbożników, kierowany przez Minieja Izrailewicza Gubelmana. Te Gubelmany dokazywały i dokazywały - aż do roku 1941, kiedy to przestraszony niemieckim uderzeniem Ojciec Narodów zaczął pobekiwać z innego klucza: "bracia i siostry" - taką inwokacją rozpoczął swoje pierwsze, po ochłonięciu z panicznego strachu, przemówienie. Ale kiedy pierwszy strach minął, Gubelmany znowu zaczęły dokazywać - również w krajach zajętych przez Sowieciarzy. Na przykład w naszym nieszczęśliwym kraju powstało Stowarzyszenie Ateistów i Wolnomyślicieli, w którym działał prof. Jan "Woleński", co tak naprawdę nazywa się Hetrich. Po flircie przelotnym z "Solidarnością" wrócił do korzeni, i to nawet podwójnie: nie tylko do ruchu "racjonalistów" pod kierownictwem Mariusza "Agnosiewicza", który tak naprawdę nazywa się Gawlik i publikuje w "Faktach i Mitach", ale również do żydowskiej Loży Synów Przymierza (B´nai B´rith). Słowem - "można zeń wszystko zrobić i w każdą formę ulepić".
No a teraz słychać, że "ateiści" przygotowują "ofensywę" - że to niby "nie wierzą", ale również "nie kradną" i tak dalej. Już mniejsza o to, dlaczego tak im zależy na tym, by wszystkich przekonać, że nie kradną - jakby skupiały się na nich jakieś podejrzenia - a chyba się nie skupiają, co? Znacznie ciekawsza wydaje mi się okoliczność, że ta ateistyczna ofensywa rozpoczyna się właśnie w Lublinie. Akurat mam przed sobą "Wykaz aktualnych TW S.B. zamieszkałych przy ul. Narutowicza i przyległych" - oczywiście w Lublinie - datowany na 12 lutego 1988 roku. Przy ulicy Narutowicza odnotowanych zostało, ze szczegółowymi adresami, 10 konfidentów SB, współpracujących z wydziałami II, III, IV i V, przy ulicy Przechodniej mieszkał TW "Tadeusz", przy Wróblewskiego - "Ryszard", przy Osterwy - "Olek", przy Okopowej mieszkało trzech, przy Górnej, Granicznej, Konopnickiej - po jednym, przy Środkowej - dwóch, podobnie jak przy Wschodniej, a przy Szopena - jedenastu, przy Lipowej - trzech, podobnie jak przy Świerczewskiego; przy Strażackiej - jeden, a przy Al. PKWN - pięcioro. Przy każdym - pseudo i nazwisko oficera prowadzącego. Ten wykaz jest oczywiście niepełny, bo na innym, pełniejszym, tylko przy ulicy Narutowicza odnotowanych jest aż 50 konfidentów SB, a na ulicach "przyległych do ul. Narutowicza" - aż 196, między innymi - TW "Historyk" przy ul. Szopena. Zdecydowana większość z nich dochowała się potomstwa, niekiedy całkiem licznego, które... no cóż - być może właśnie zostało przez RAZWIEDUPR odkomenderowane do "ateistów" celem przeprowadzenia "ofensywy". Dlatego pani posłanka Gabriela Masłowska chyba się myli, twierdząc, że to "szatan" w ten sposób działa. Jaki tam znowu "szatan"! Przypuszczam, że na razie to tylko konfidenci!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:50, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Nerwowość Umiłowanych Przywódców
Stanisław Michalkiewicz


Uwaga wygłoszona przez JE ks. bp. Antoniego Pacyfika Dydycza, że Sejm powinien być rozwiązany, wywołała w środowisku Umiłowanych Przywódców zrozumiałe zaniepokojenie. Najdalej w zaniepokojeniu posunął się Umiłowany Przywódca z osobliwej trzódki posła Palikota, Armand Ryfiński. Zapowiedział on skierowanie donosu do niezależnej prokuratury, żeby ta pociągnęła biskupa Dydycza do odpowiedzialności za nawoływanie do "obalenia legalnie wybranej władzy w Polsce". Inny uczestnik dziwnie osobliwej trzódki posła Palikota Robert Biedroń przekonał nas w swoim czasie, że nie ma bladego pojęcia o funkcjonowaniu władz naszego nieszczęśliwego kraju, więc trudno wymagać czegoś więcej i od Armanda Ryfińskiego - tedy w ramach subsidium charitativum chciałbym zwrócić jego uwagę na obowiązującą Konstytucję, a konkretnie art. 98 ust. 3 i 4, który przewiduje skrócenie kadencji Sejmu albo na skutek jego własnej uchwały (ust. 3), albo na skutek zarządzenia prezydenta (ust. 4).
Konstytucja nie precyzuje, z czyjej inspiracji Sejm albo prezydent mogą dojść do wniosku, iż kadencja powinna być skrócona, a ponieważ myślą przewodnią naszej Ustawy Zasadniczej jest, że dozwolone jest wszystko, co nie jest zakazane, to znaczy, iż z taką inspiracją może wystąpić każdy obywatel - wśród nich również JE ks. bp Antoni Pacyfik Dydycz. Ja oczywiście rozumiem, że jeśli niezależna prokuratura otrzymałaby rozkaz, by w sprawie wypowiedzi ks. bp. Dydycza wszcząć energiczne śledztwo, to tak właśnie zrobi, bez względu na późniejsze konsekwencje dla niej samej i dla Polski - bo nietrudno się domyślić, że próba postawienia biskupa Dydycza czy zresztą kogokolwiek innego przed niezawisłym sądem pod takim zarzutem ostatecznie ośmieszyłaby Polskę, zwłaszcza gdyby i niezawisły sąd otrzymał rozkaz, by takiego podsądnego skazać. Każdy mógłby się wtedy przekonać, że agendami naszego państwa kierują dyspozycyjni durnie. Jeśli nawet byłaby to prawda, to przecież nie ma powodu, by się tym chwalić przed całym światem, nieprawdaż? Mam tedy nadzieję, że bezpieczniacy, których podejrzewam, iż właśnie szykują się do podmianki premiera Tuska na jakiegoś innego Umiłowanego Przywódcę przy dyskretnej pomocy tzw. dużego pałacu, nie są zainteresowani zdobyciem takiej herostratesowej sławy i niezależnej prokuraturze przekażą instrukcję, by donos posła Armanda Ryfińskiego potraktowała tak, jak na to zasługuje.
Z drugiej strony trudno dziwić się zdenerwowaniu Armanda Ryfińskiego, jeśli się zważy, jakie alimenty może utracić w razie skrócenia kadencji Sejmu. Zaledwie rok temu w konkursie o posady sejmowe uciułał w Radomiu prawie 8 tysięcy głosów, dzięki którym co miesiąc dostaje ponad 10 tysięcy tytułem uposażenia i diety, plus drugie tyle na biuro poselskie. Razem ponad 20 tys. zł miesięcznie, czyli 240 tys. rocznie, co przez czteroletnią kadencję daje prawie milion złotych. Ani to dużo, ani mało, ale raczej sporo i da się z tego żyć, zwłaszcza że... no, mniejsza z tym. Tymczasem w przypadku skrócenia kadencji Sejmu nadzieja na przechwycenie tej forsy przepada, więc w obliczu takiej perspektywy każdy by się denerwował, tym bardziej gdy w ramach bolesnego powrotu do rzeczywistości musiałby wydłubywać kit z okien. Do niedawna największym osiągnięciem tego Umiłowanego Przywódcy było odkrycie, że "w Biblii jest wiele bzdur". Podobnymi spostrzeżeniami dzieliła się ze swoimi fanami również Doda, ale przynajmniej pod tym pretekstem nie doiła Rzeczypospolitej. Najwyraźniej i Armand Ryfiński czuje, że to trochę za mało, więc ostatnio wystąpił ze zbawiennym pakietem ustaw "50 miliardów" - że to niby potrafiłby je ściągnąć do budżetu. Oooo, to na pewno, gdyby mu tylko pozwolić! "Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce. Ale czy forsę ma? Niestety, nie!". A skoro tak, to cóż zostaje innego, jak pisanie donosów w obronie poselskiej diety?


Ostatnio zmieniony przez adsenior dnia Pią 3 03:51, 21 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martin
Moderator



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 3772
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: europa
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 7 07:36, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Sluchalem homilii JE ks. bp. Antoniego Dydycza, i trafiła w samo serce ludzi którzy mysla podobnie i zgadzają sie całkowicie z ta homilia, wielu marzy aby te slowa były przekute na czyny .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 8 08:36, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Tak, ale na "merdiach", w tym "publicznych, królują "postępowi księża", w rodzaju Pieronka lub Sowy!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martin
Moderator



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 3772
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: europa
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 12 12:02, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Jezus wspominał o takich fałszywych prorokach w ewangelii Mateusza 6.-15-23
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 12 12:27, 21 Wrz 2012    Temat postu:

Uważałem i pisałem wielokroć, w każdym odpowiednio dużym zbiorze ludzkim, znajdzie się świętych ale i znajdzie się kanalie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 2 02:33, 28 Wrz 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi

Egzamin na wroga Polski

Stanisław Michalkiewicz


Share on emailShare on facebookShare on twitterShare on facebook_like
"Tak wylazła z archanioła stara świnia reakcyjna; absolutnie apolityczna i zupełnie bezpartyjna" - pisał w czasach stalinowskich poeta, zgodnie ze społecznym zapotrzebowaniem chłoszcząc zaplutych karłów reakcji. Dzisiaj czasy są inne - już nie stalinowskie, co to, to nie - ale nie bez kozery starożytni Rzymianie twierdzili, że consuetudo est altera natura, co się wykłada, że przyzwyczajenie jest drugą naturą. Oto pan pułkownik Rzepa z niezależnej Prokuratury Wojskowej ujawnił, że niezależna prokuratura wcale nie zabraniała rodzinom ofiar katastrofy w Smoleńsku otwierania trumien. A jednak taki zakaz obowiązywał, bo nikt nie odważył się na otwarcie, i teraz trzeba nieboszczyków ekshumować, bo nasze demokratyczne państwo prawne po raz kolejny "zdało egzamin". Po raz kolejny - bo wcześniej w podobny sposób zdawało egzamin już wielokrotnie. Na przykład w roku 1988, kiedy to wprowadziło moratorium na wykonywanie kary śmierci. Zarówno niezależna prokuratura, jak i niezawisłe sądy w podskokach się do tego dostosowały. Ale kiedy w roku 1995 Sejm to moratorium przedłużył, zapytaliśmy pisemnie ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Jerzego Jaskiernię, kto to moratorium w roku 1988 wprowadził. Otrzymaliśmy odpowiedź, że "nie można ustalić autora tej decyzji". No proszę! "Nie można ustalić" - ale niezawisłe sądy w podskokach się do tej decyzji anonimowego dobroczyńcy ludzkości akomodowały. A teraz znowu: prokuratura niczego nie zabraniała, więc kto zabronił? Pan Nowacki, mąż Izabeli Jarugi-Nowackiej, twierdzi, że zakaz wyszedł od jakiegoś nieznanego "niższego urzędnika ambasady" - miejmy nadzieję, że chociaż polskiej, a nie rosyjskiej. Znaczy - wszystko po staremu, jak w czasach stalinowskich: przyszedł ubek i zabronił, a organy naszego demokratycznego państwa prawnego w podskokach co? Tak jest, czy już wszyscy się śmieją? Oczywiście, jakże by inaczej - "zdały egzamin"!

Toteż dzisiaj wszyscy - od ministra prof. Tomasza Nałęcza, poprzez posła Grzegorza Schetynę, aż po skromnego funkcjonariusza "Gazety Wyborczej" Pawła Wrońskiego przekonują, że państwo - no naturalnie, jakże by inaczej - "zdało egzamin". Najdalej posunął się pan minister Nałęcz, formułując zastawkę, że jeśli ktoś twierdzi, iż nasze państwo nie zdało egzaminu, to jest "wrogiem Polski". No proszę! To wrogiem Polski nie jest ten, kto zadłużył kraj na bilion złotych, zastawiając u lichwiarskiej międzynarodówki dochody obywateli na kilkadziesiąt lat naprzód, tylko ten, kto ośmiela się o tym głośno powiedzieć! Wrogiem Polski nie są organy wymiaru tzw. sprawiedliwości, ewidentnie kryjące oszusta wynajętego w charakterze "słupa" przez bezpieczniaków pragnących się szybko dorobić, tylko "ohydni prowokatorzy", którzy to pokazują. Wrogiem Polski nie są wreszcie utytułowani figuranci, którzy w zamian za powierzenie zewnętrznych znamion władzy umożliwiają bezpieczniackim watahom okupowanie. Toteż w przeddzień jutrzejszej manifestacji w obronie wolności słowa znowu odezwała się orkiestra "pudeł rezonansowych" nastrojona z tego samego kamertonu. "Wierny syn Kościoła", czyli były prezydent Lech Wałęsa, który znów jest "za, a nawet przeciw" - naturalnie z pozycji państwotwórczych, jakże by inaczej. Z tego samego klucza w "Gazecie Wyborczej" śpiewa Tomasz Dostatni - żeby "nie podpalać Polski". No bo i po co, kiedy przecież jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, a państwo co i rusz "zdaje egzamin"? Jak tak dalej pójdzie, to kto wie - może znowu skończy się rozbiorami? PS Napisał do mnie pan prof. Jan Woleński, iż od urodzenia nazywa się Jan Wiktor Hertrich-Woleński - co potwierdzają również dokumenty tożsamości. O czym z przyjemnością informuję
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 13, 14, 15  Następny
Strona 3 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin