Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świat w/g Michalkiewicza
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 2 02:50, 13 Kwi 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Pogrążam się w "zadumie"

Podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju szalenie aktywizują się ludzie subtelni - ostatnio nawet eks-jezuita, pan Stanisław Obirek - karcąc prezesa Jarosława Kaczyńskiego za "cynizm", ponieważ akurat w 2. rocznicę katastrofy smoleńskiej proklamował rozpoczęcie walki o "IV Rzeczpospolitą" - syryjski tyran zapowiedział, że 12 kwietnia zakończy działania wojskowe przeciwko bezbronnym cywilom, chociaż jednocześnie zastrzegł sobie "prawo odpowiedzi na każdy atak prowadzony przez grupy terrorystyczne". Ludzie subtelni, którzy ostatnio bardzo się u nas rozmnożyli, uważają, że w taką rocznicę każdemu przystoi "zaduma" - chociaż z drugiej strony - oczywiście delikatnie, jak na ludzi subtelnych przystało - krytykują premiera Tuska, że nie odpowiada na prowokacje ze strony cynicznego prezesa Kaczyńskiego, tylko milczy, jak ten ogon wilczy. Łatwo krytykować - ale tak między nami - co właściwie miałby powiedzieć pan premier Tusk, skoro Siły Wyższe jeszcze nie ustaliły kolejnej wersji, której będzie musiał się trzymać nie tylko rząd, nie tylko stado autorytetów moralnych, ale również - wszyscy ludzie subtelni. Wprawdzie od samego początku wiadomo, że przyczyną katastrofy był błąd pilota - ale charakter tego błędu zmienia się w zależności od sytuacji - a któż może wiedzieć, jakie rewelacje znienawidzony Antoni Macierewicz wyciągnie z pokładowego komputera, otwartego i odczytanego w Redmont w stanie Waszyngton? Na razie mowa o "wstrząsach", więc już jacyś eksperci dowodzą, że "wstrząsy" to jeszcze nie zamach. Jużci, prawda - ale co będzie, jeśli za jakiś czas znienawidzony Antoni Macierewicz te "wstrząsy" doprecyzuje? Taką katastrofą trzeba gospodarować po gospodarsku, żeby napięcie rosło - a przecież do wyborów prezydenckich, które tym razem przypadają jednocześnie z parlamentarnymi, jeszcze trzy lata. A przez trzy lata - ho, ho! - ileż to wersji błędu pilota trzeba będzie rewokować, tym bardziej że trwa przecież wojna na górze między bezpieczniackimi watahy, zapoczątkowana lekkomyślnym zatrzymaniem generała Gromosława Czempińskiego. To co w tej sytuacji ma robić pan premier Tusk, jeśli nie uciekać w "zadumę"? I bez tego ma o czym dumać, bo ruscy szachiści - bywa - niewygodnych świadków też likwidują. Toteż "zadumę" lansuje nawet posągowa pani poseł Małgorzata Kidawa-Błońska.
Zatem kiedy Umiłowani Przywódcy z Platformy Obywatelskiej kokieteryjnie pogrążają się w "zadumie" i bałamucą publiczność mirażami dobrobytu, jaki ma się pojawić dzięki zagonieniu do roboty starców płci obojga, w Syrii kładzione są właśnie fundamenty pod zwycięstwo demokracji. Taki jest rozkaz, a wiadomo, że z demokracją nie ma żartów. To znaczy - oczywiście są - bo powiedzmy sobie otwarcie i szczerze - dlaczego właściwie demokracja musi zwyciężyć w Syrii, a nie - dajmy na to - w takiej Arabii Saudyjskiej? Tajemnica to wielka, więc nic dziwnego, że w obliczu takich węzłów gordyjskich bezpieczniej uciekać w "zadumę" - zwłaszcza na widok jazgotu, jakim starsi i mądrzejsi, a także młodsi i głupsi przywitali wierszyk Gźntera Grassa przeciwko przekazywaniu bezcennemu Izraelowi przez Niemcy kolejnego okrętu podwodnego "Delfin", zdolnego do przenoszenia broni jądrowej, której bezcenny Izrael, jak powszechnie wiadomo, "nie ma". Jeszcze raz potwierdziła się trafność spostrzeżenia, że nic tak nie gorszy jak prawda - zwłaszcza że również prof. Martin van Creveld z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie chlapnął niedawno o "Opcji Samsona", na wypadek gdyby w walce o zwycięstwo demokracji w Syrii, a następnie w Iranie coś poszło nie tak. Więc jak tu nie popadać w "zadumę" - jak nie z jednej, to z drugiej przyczyny?


ND łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:06, 20 Kwi 2012    Temat postu:

"Ścieżka obok drogi
Prezydencki argument zaporowy

No, nareszcie - dzięki panu prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu wiemy, dlaczego powinniśmy wierzyć w raport przygotowany przez komisję pod kierownictwem pana ministra Jerzego Millera, a nie - dajmy na to - w jakieś opinie egzotycznych naukowców z Nowej Gwinei. Najwyraźniej pan prezydent Komorowski Bronisław nie wierzy, by naukowiec z Nowej Gwinei mógł wymyślić lub odkryć coś interesującego przynajmniej na tyle, by zainteresowało to prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju. Pan prezydent Komorowski Bronisław nie jest w tym podejściu odosobniony, bo już dwa tysiące lat temu pewien faryzeusz powątpiewał, "czy może być co dobrego z Nazaretu?". Ciekawe, że prawdziwy renesans tradycja faryzejska za sprawą pana prezydenta Komorowskiego Bronisława przeżywa akurat w naszym nieszczęśliwym kraju. Przypomnę zatem sentencję śp. księdza Bronisława Bozowskiego, który zawsze mawiał, iż "nie ma przypadków, są tylko znaki". Odradzanie się tradycji faryzejskiej akurat w naszym nieszczęśliwym kraju może być tedy znakiem zapowiadającym ważne przekształcenia, nie tylko własnościowe, ale i polityczne.
Ale ta sprawa, chociaż - ma się rozumieć - wielkiej wagi, jest jednak wagi mniejszej od samego zbawiennego pouczenia pana prezydenta Komorowskiego Bronisława, który powiedział panu redaktoru Durczoku Kamilu, że wierzyć w raport komisji pod kierownictwem pana ministra Millera powinniśmy ze względu na "powagę państwa". Zdaniem pana prezydenta Komorowskiego Bronisława, kwestionowanie raportu komisji pod kierownictwem pana ministra Jerzego Millera jest bowiem podważaniem "werdyktu państwa polskiego, naszego własnego". Dotychczas wiarygodność jakiejś opinii czy ustalenia zależała od tego, czy były one prawdziwe. Tymczasem w argumentacji przywołanej przez pana prezydenta Komorowskiego Bronisława nie ma o tym mowy. Powinniśmy wierzyć w raport komisji kierowanej przez pana ministra Jerzego Millera nie dlatego, że jest on prawdziwy, tylko z całkiem innych powodów. Z obfitości serca mówią usta i chociaż jestem prawie pewien, że panu prezydentowi Komorowskiemu Bronisławowi wcale nie o to chodziło - to przecież niepodobna nie zauważyć, że z ust pierwszego obywatela naszego nieszczęśliwego kraju uzyskaliśmy pośrednie przyznanie, iż raport komisji pod kierownictwem pana ministra Jerzego Millera z prawdą nie musi mieć nic wspólnego.
No dobrze, ale dlaczego powinniśmy wierzyć w ten nieszczęsny raport ze względu na "powagę państwa?" Państwa w ogóle dzielą się na poważne i pozostałe, a państwo poważne to takie, które potrafi zdefiniować swój interes państwowy, realizować go i bronić. Do której zatem kategorii należy nasz nieszczęśliwy kraj - każdy widzi. Wreszcie opinia, według której kwestionowanie raportu komisji pod kierownictwem pana ministra Jerzego Millera jest podważaniem "werdyktu państwa polskiego". Już na pierwszy rzut oka widać, że to błąd logiczny określany jako pars pro toto. Podważanie raportu komisji pod kierownictwem pana ministra Millera jest podważaniem werdyktu tej komisji, a nie żadnego "państwa". Bo chyba pan prezydent Komorowski Bronisław nie zamierza dowodzić, że komisja, tylko dlatego, że jest państwowa, charakteryzuje się nieomylnością?
Warto przypomnieć, że za PRL sądy skazujące ludzi przypisujących sprawstwo zbrodni katyńskiej Związkowi Sowieckiemu też były państwowe. Już choćby na tym tle widać nieusuwalną słabość tej części argumentacji pana prezydenta Komorowskiego Bronisława, który w dodatku twierdzi, że państwo jest "nasze własne". To też wcale nie jest takie oczywiste z uwagi na mnóstwo poszlak wskazujących, iż nasz nieszczęśliwy kraj jest okupowany przez tajne służby, które Bóg wie, komu się wysługują naprawdę i tylko dla zamydlenia oczu obywatelom wystrugują z banana tych wszystkich Umiłowanych Przywódców."


Łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 2 02:28, 27 Kwi 2012    Temat postu:

Kolejna erupcja wiary

Z jednej strony słychać narzekania na kryzys wiary, ale z drugiej mnożą się objawy wiary niezwykle żarliwej. Jak wytłumaczyć ten paradoks? Ano tak, że objawom narastania kryzysu jednej wiary towarzyszą objawy eksplozji innej wiary. Natura bowiem nie znosi próżni, więc jeśli człowiek traci wiarę w Boga, to zaczyna wierzyć we wszystko, co mu tam starsi i mądrzejsi podsuną. To spostrzeżenie rzuca snop światła na fenomen "młodych, wykształconych, z wielkich miast". W miarę indyferencji religijnej narasta w tym środowisku żarliwa wiara - a to w naszą młodą demokrację, a to w istnienie związku między ociepleniem klimatu i klimakterium, a to w przygotowany przez generalinę Anodinę raport MAK... Przed kilkoma dniami media głównego nurtu podały do wierzenia nową rewelacyjną prawdę - że mianowicie były komendant główny policji generał Marek Papała został przypadkowo zastrzelony przed własnym domem przez złodziei samochodów, którzy najpierw tak bardzo pragnęli ukraść mu rzęcha marki Daewoo Espero, że aż go zastrzelili, ale potem przestraszyli się własnej zuchwałości i uciekli - aż po 14 latach ruszyło ich sumienie. Dzięki temu uknuta w międzyczasie teoria spiskowa, głosząca, iż zabójstwo generała Papały było następstwem spisku razwiedczyków, którym się wydawało, że generał Papała zamierza dobrać się do szwajcarskiego sezamu razwiedki, w związku z czym na wszelki wypadek został odstrzelony - całkowicie upadła, ku radości nie tylko byłego ministra spraw wewnętrznych Leszka Millera, nie tylko byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ćwiąkalskiego, ale również, a może przede wszystkim - byłego agenta razwiedki, "polonijnego biznesmena" Edwarda M., który dzięki temu ponad śnieg zostanie wybielony. Teraz tylko patrzeć, kiedy każdy z pięciu podejrzanych w tej wersji sprawy rzezimieszków powiesi się w monitorowanych 24 godziny na dobę celach - czego, ma się rozumieć, nikt nie zauważy - podobnie jak w przypadku specjalistów od mokrej roboty zaangażowanych w sprawę morderstwa Krzysztofa Olewnika. Dzięki temu bowiem nowa wersja obiektywnej prawdy zostanie wzmocniona pieczęcią tajemnicy - a wiadomo, że nic tak nie wzmacnia żarliwości, jak atmosfera tajemniczości. Tajemnice mają również działanie integrujące - o czym możemy przekonać się choćby przy okazji odporu, jaki Jasnogród daje Ciemnogrodowi w sprawie katastrofy smoleńskiej. Eksperci przekrzykują się jeden przez drugiego, w dodatku co jeden, to kompetentniejszy, na okładkach "lub czasopism" znowu pojawia się wizerunek znienawidzonego Antoniego Macierewicza - co, nawiasem mówiąc, skłania niektórych zoologów do rewizji poglądu, jakoby niektóre gatunki dzikich ssaków drapieżnych nie mogły krzyżować się z przedstawicielkami trzody chlewnej - zaś funkcjonariusze mediów głównego nurtu wprost wychodzą ze skóry, by dostrzeżono nie tylko ich osobistą gorliwość w wierze, ale również, a może nawet przede wszystkim - gorliwość misyjną. Teraz czeka ich nowe odpowiedzialne zadanie, bo podejrzliwcy, których na tym świecie pełnym złości przecież nie brakuje, zaraz powiedzą, że podana właśnie do wierzenia nowa wersja zabójstwa generała Marka Papały jest znakomitą ilustracją umacniania władzy razwiedki nad naszym nieszczęśliwym krajem. Że na widok niezwykle zaawansowanych objawów świadomej dyscypliny w sprawie katastrofy smoleńskiej Siły Wyższe uznały, iż mogą pozwolić sobie na ostentację również w tej sprawie - bo funkcjonariusze niezależnych mediów, salon i stado autorytetów moralnych z taką samą skwapliwością i gorliwością będą krzewili wśród "młodych, wykształconych, z wielkich miast" wiarę w autentyczność naszej młodej demokracji, nieskalanej praworządności i świetlanej przyszłości. Zawartość zbioru zastrzeżonego IPN, a zwłaszcza moskiewskiego archiwum KGB, daje wystarczającą gwarancję nie tylko wiary żarliwej, ale również - że przodujące w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym kadry podołają także temu zadaniu.


Łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 1 01:51, 04 Maj 2012    Temat postu:

"Zanim pobiegniemy za orkiestrą
Minęły już świąteczne dni, usytuowane jeden koło drugiego za sprawą podtrzymania przez "pierwszego niekomunistycznego premiera", któremu niedawno urządzono jubileusz z powodu 85 lat trwania w "postawie służebnej", święta naszych okupantów, przypadającego 1 maja. Z tej okazji ideowe i fizyczne potomstwo kolaborantów demonstrowało w stolicy naszego nieszczęśliwego kraju pragnienie ponownego wstąpienia w służbę i zluzowania kolaborantów kolaborujących obecnie. Na skutek zbiegu tych świąt uroczyste deklamacje w dniu 3 maja w wykonaniu kolaborantów wyznaczonych przez okupantów aktualnie nie wypadły przekonująco. Nie trzeba bowiem specjalnej spostrzegawczości, by zauważyć, że nasi okupanci poważnie zastanawiają się nad zrobieniem podmianki na politycznej arenie - i tylko jeszcze nie zdecydowali, na których małpiszonów tym razem postawić. W tej sytuacji każdy małpiszon pragnie jakoś się umizgać i pewnie dlatego prokuratura "przekonała" niejakiego "Patyka", by zeznał, że przyczyną śmierci generała Papały był błąd kierowcy. W oczekiwaniu zatem na tę decyzję możemy przyjrzeć się przygotowaniom do pozbawionego sensu widowiska, pretensjonalnie nazwanego Euro 2012.
Ja oczywiście wiem, że pisząc o bezsensownym widowisku, narażam się milionom ludzi uważających wkopywanie wypełnionego powietrzem skórzanego pęcherza do drewnianych bramek za bardzo ważne wydarzenie, ale cóż poradzę, skoro ja tak nie uważam? Oczywiście rozumiem, że w celu lepszego zrobienia ludziom wody z mózgu macherzy z przemysłu rozrywkowego wykombinowali sobie takie widowiska i ciągną z tego grubą forsę, a nasi okupanci też zacierają ręce na widok wciągania milionów ludzi w przeżywanie rzeczywistości podstawionej. Kiedy bowiem ludzie "biegną za orkiestrą, co gra capstrzyk królom", to ani im w głowie przeciwko nim się buntować, nawet gdyby ci zdzierali z nich skórę bez znieczulenia. Jest to oczywiście obrzydliwa manipulacja, ale inaczej chyba być nie może. Nie mam tedy nic przeciwko temu, dopóki nie są w tym celu angażowane pieniądze podatkowe - a w tym przypadku niestety są, i to potężne. Weźmy taki Stadion Narodowy w Warszawie. Bóg jeden wie, ile to koromysło naprawdę kosztowało, kto się przy tym nakradł i na jakie sumy - bo że bez tego się nie obyło, to chyba rzecz pewna? - a słychać, że mają znowu malować murawę, czy może ponownie ją układać. Skoro tak, to najwyraźniej jakiś gangster musiał zostać przy rozdziale łupów pominięty i teraz na gwałt trzeba wymyślić jakiś pretekst, by jego uczestnictwu w rabunku nadać pozory legalności. Po to właśnie nasi okupanci aranżują tę całą polityczną arenę, te wszystkie "panie ministry" i pozostałą menażerię, która uwija się przy wymyślaniu kolejnych uzasadnień rabunku obywateli. Nie bez powodu ślepy los wybrał na miejsce tego widowiska nasz nieszczęśliwy kraj i Ukrainę. Zarówno jeden, jak i drugi naród jest potwornie zakompleksiony, więc obydwa gotowe są zastawić się, byle tylko dogodzić własnym wyobrażeniom o tym, jak w takim, dajmy na to, Paryżu, Londynie czy innym Berlinie tubylcy będą ich postrzegać. Tymczasem wygląda na to, że cały pogrzeb na nic, bo z powodu "sadystów", którzy poturbowali w turmie Julię Tymoszenko, paryscy, londyńscy, berlińscy, a nawet moskiewscy Umiłowani Przywódcy wypinają się na Ukrainę i zapowiadają bojkot imprezy. Zaniepokojeni tym w najwyższym stopniu ukraińscy macherzy dopraszają się łaski, by skoro już postanowili bojkotować, to niech bojkotują "sadystę" Janukowycza, ponieważ bojkot igrzysk "uderzyłby" w Ukraińców. Chodzi o to, że tamtejsi kolaboranci odebrali im co najmniej 10 miliardów dolarów na tę imprezę i nawet większą część tej sumy zdążyli ulokować w rajach podatkowych - no ale gdyby rozgrywki na Ukrainie zostały odwołane, to właściwie co? Czy kolaboranci zwróciliby Ukraińcom te pieniądze? A jużci! Co upadło, to przepadło, podobnie jak u nas - i dlatego właśnie zarówno nasi okupanci, jak i kolaboranci aktualni i kolaboranci in spe odczuwają w związku z tym takie podniecenie.


Łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 14 14:11, 04 Maj 2012    Temat postu:

Na lewicy się kotłują

Kiedy piszę ten felieton, właśnie zbliża się święto naszych okupantów, przypadające jak zwykle 1 maja.

Jak bowiem wiadomo, w suwerennych formach państwowości polskiej, a więc w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, podobnie jak w Rzeczypospolitej Polskiej, istniejącej od 1918 roku, 1 maja nie był uznawany za święto państwowe. Na ziemiach polskich po raz pierwszy stał się dniem świątecznym w roku 1940, na mocy postanowienia naszych okupantów , wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera oraz drugiego wybitnego przywódcy socjalistycznego Józefa Stalina. W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, która - jak powszechnie wiadomo - suwerenną formą państwowości polskiej nie była – chociaż generał Wojciech Jaruzelski przechwalał się, jakoby swoje decyzje podejmował suwerennie, ale spokojnie możemy te przechwałki włożyć między bajki – święto ustanowione przez naszych okupantów zostało podtrzymane. To akurat nie było specjalnie dziwne, bo naturalnie – jakże by inaczej? Skoro PRL była okupacyjną formą polskiej państwowości, to i święta ustanowione przez okupantów nadal musiały być obchodzone, to chyba oczywiste? Mniej oczywiste wydawało się utrzymanie świątecznego charakteru 1 maja również po sławnej transformacji ustrojowej, to znaczy – mniej oczywiste na pierwszy rzut oka. Kiedy jednak uświadomimy sobie, że sławna transformacja ustrojowa była następstwem siuchty generała Czesława Kiszczaka z gronem ludzi zapewne nie bez powodu cieszących się jego zaufaniem, skuchty, której przedmiotem był podział władzy NAD narodem polskim, to i utrzymanie świątecznego charakteru dnia szczególnie wyróżnionego przez naszych okupantów już dziwić nas nie może. Przeciwnie – dziwne byłoby zlikwidowanie tego święta, natomiast jego utrzymanie pokazuje, że kontynuacja jest większa, niż mogłoby się nam na pierwszy rzut oka wydawać.

Skoro tak, to nie może nikogo też dziwić niezwykłe ożywienie, jakie w związku ze świętem naszych okupantów zapanowało na lewicy. Sojusz Lewicy Demokratycznej, będący w prostej linii kontynuatorem nie tylko tradycji wysługiwania się okupantom, ale również spadkobiercą wynikających stąd korzyści materialnych, zaplanował z tej okazji manifestację. Za pierwszej komuny te manifestacje wyglądały zupełnie inaczej. Polegały na tym, że plenipotenci naszych okupantów, czy to na szczeblu państwowym, czy to na wojewódzkim, powiatowym, czy gminnym, wdrapywali się na specjalnie budowane dla nich tego dnia trybuny, z wysokości których obserwowali przemarsz spędzanych specjalnie na tę manifestację swoich niewolników, którym z tej okazji nie tylko „rzucali” na rynek różne niedostępne, czy trudno dostępne normalnie makagigi, ale również zalecali swoim siepaczom większą pobłażliwość wobec obyczajowych występków mniejszej wagi. Dzisiaj o żadnej trybunie nie ma już mowy, dzisiaj muszą maszerować sami, a w dodatku tej defilady nikt nie przyjmuje, jeśli oczywiście nie brać pod uwagę ludzi złorzeczących i wygrażających demonstrantom z chodników pięściami. W tej sytuacji ta defilada nie ma oczywiście najmniejszego sensu, a jej kontynuowanie pokazuje, że w tubylczych komuchach więcej jest bezmyślnej inercji, niż samokrytycyzmu. Ale czort z nimi; jak chcą, to niech nawet chodzą w kółko aż do śmierci, – bo nie o to w tej chwili chodzi, by się z nich natrząsać. Znacznie ciekawsza, bowiem jest próba powtórzenia przez posła Palikota sztuczki, jaką wyciął Zbigniewowi Ziobrze prezes Jarosław Kaczyński. Jak pamiętamy, prezes Kaczyński zmuszony okolicznościami do tolerowania obecności na demonstracji w obronie telewizji TRWAM Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, konieczność tę wykorzystał jako sposobność do postawienia zuchwalca próbującego przełamać jego monopol na prawicowość i patriotyzm w obliczu bezwarunkowej kapitulacji. I najwidoczniej był tak pewny efektu, że nawet nie zaczekał na moment, kiedy Zbigniew Ziobro omal się nie rozpłakał z poczucia bezradności wobec takiego podstępu starego wirtuoza intrygi. Ale historia, jeśli się powtarza, to już tylko jako farsa i płomienne wezwania, skierowane przez posła Palikota do SLD, zostały przez Leszka Millera całkowicie zignorowane. I myślę, że nie chodzi tutaj tylko o polityczną kalkulację, bo wydaje mi się, że we wzgardzie, jaką Leszek Miller okazuje posłu Palikotu i jego dziwnie osobliwej trzódce jest również coś osobistego. Wydaje mi się, że nieukrywana irytacja i pogarda, jaką Leszek Miller okazuje zarówno posłu Palikotu, jak i jego dziwnie osobliwej trzódce, bierze się z oburzenia, że rządząca naszym nieszczęśliwym krajem razwiedka zmusza go do rywalizowania z formacją jeszcze bardziej groteskową od Samoobrony nieboszczyka Andrzeja Leppera. W Samoobronie bowiem, wprawdzie aż się roiło od wpływowych mężów stanu w rodzaju Wielce Czcigodnego posła Filipka, czy mężów stanu rodzaju żeńskiego w osobach Wielce Czcigodnej Renaty Beger, czy Anny Kalaty, ale jednak nie było nikogo takiego jak poseł Biedroń, czy osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi na nazwisko Anny Grodzkiej. Przypuszczam, że dla Leszka Millera myśl, iż bezpieczniacy, zastanawiając się nad podmianką więdnącej Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, stawiają go na równi z takim towarzystwem, zmuszając do rywalizowania z nim, musi być dla niego niewymownie przykra i nie osładza mu jej nawet odkrycie niezależnej prokuratury, że przyczyną śmierci generała Marka Papały był błąd kierowcy.

Bo wiele oznak wskazuje na to, iż okupujące nasz nieszczęśliwy kraj Siły Wyższe coraz poważniej zastanawiają się nad dokonaniem na scenie politycznej podmianki tego całego premiera Tuska na kogoś nie tyle może mądrzejszego, bo taki jest im potrzebny, jak psu piąta noga - tylko na kogoś, kto nie będzie urządzał im psich figlów w rodzaju zatrzymywania przez CBA generała Gromosława Czempińskiego. Generał Czempiński jest przecież obok generała Kiszczaka ojcem założycielem III Rzeczypospolitej, a tymczasem nie tylko został potraktowany niczym Julia Tymoszenko – ale w dodatku nie upomniał się o niego ani niemiecki, ani francuski, ani nawet rosyjski prezydent, nie mówiąc już o amerykańskim. Jest oczywiste, że ani posłu Palikotu, ani tym bardziej – posłu Biedroniu, czy osobie legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko Anny Grodzkiej takie zuchwalstwo nigdy-przenigdy nie przyjdzie do głowy – podobnie zresztą, jak i Leszkowi Millerowi. Od tej strony obydwie te lewicowe formacje dają gwarancję bezpieczeństwa – ale którą w tej sytuacji wytypować na lidera lewicy, za którą w zwartych szeregach podążą funkcjonariusze i konfidenci? Utrzymujące się sondażowe notowania osobliwej trzódki posła Palikota pokazują, że razwiedka nie wyklucza przyjęcia zasady stosowanej w swoim czasie w Republice Francuskiej przez Jerzego Clemenceau, która mawiał: je vote pour le plus bete – co się wykłada, że głosuję na głupszego. Wszystko to być może – jednak trudno się dziwić rozgoryczeniu Leszka Millera, zmuszonego do rywalizacji w takiej właśnie konkurencji.

Łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Nie 23 23:02, 06 Maj 2012    Temat postu:

Przeniesiony wpis Pana Zygxx

Michalkiewicz osmiesza Paliglupow.



Stłumione echa

Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 6 maja 2012


Tegoroczny długi weekend, rozpoczął się jeszcze pod koniec kwietnia, bo wiele osób skorzystało z możliwości wzięcia wolnego dnia w poniedziałek 30 kwietnia oraz w piątek 4 maja i wyruszyło z miast na majówki już w piątek 27 kwietnia, by powrócić do domów dopiero w niedzielę 6 maja. Do wyludnionej w ten sposób stolicy napływał z kolei aktyw partyjny formacji uchodzących za lewicowe; Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Ruchu Palikota, który akurat 1 maja urządził sobie kongres w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie. Uczestnicy kongresu, do których poseł Rozenek zwrócił się słowami „naćpana hołoto”, radzili nad „korektą kapitalizmu”. Chodzi o to, ze po 20 latach Janusz Palikot skapował, że kapitalizm, to taki samo oszustwo, jak socjalizm i postanowił naprawić świat przy pomocy swojej trzódki dziwnie osobliwej, która zebrała się na pierwszomajowym warszawskim kongresie.

Warto w tym miejscu przypomnieć uwagę Bertolda Brechta, który w „Operze za trzy grosze” powiada, że „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce, ale czy forsę ma? Niestety, nie!” O ile Janusz Palikot podobno jakąś forsę jeszcze ma, o tyle jego dziwnie osobliwa trzódka dopiero się jej spodziewa – jeśli będzie mogła rozpocząć dojenie Rzeczypospolitej w charakterze Umiłowanych Przywódców. To oczywiście częściowo zależy od wyborców – czy mianowicie dadzą się nabrać – ale w co najmniej takim samym, o ile nie znacznie większym stopniu – od bezpieczniackich watah – kogo mianowicie upodobają sobie na podmiankę premiera Donalda Tuska, który najwyraźniej w szybkim tempie zużywa się moralnie. W grę wchodzi Sojusz Lewicy Demokratycznej z jego Umiłowanym Przywódcą w osobie Leszka Millera oraz właśnie Ruch Palikota, który w tym celu zamierza skorygować oszukańczy kapitalizm.

Wabikiem, który ma zrobić wodę z mózgu skołowanym wyborcom, jest zapowiedź zlikwidowania bezrobocia poprzez pełne zatrudnienie i to „od teraz”. Kto będzie zatrudniał? Ano, ma się rozumieć, „państwo”, które w tym celu rozpocznie budować fabryki. Skąd „państwo” weźmie pieniądze na te fabryki? Tego dokładnie jeszcze nie wiadomo; taki np. Edward Gierek pożyczył je na Zachodzie, dzięki czemu stworzył wrażenie cudu gospodarczego – dopóki oczywiście nie trzeba było pożyczonych pieniędzy oddawać. Wtedy nastąpiły „przejściowe trudności” w postaci kartek – najpierw na cukier, a później – już na wszystko – i słynny Sierpień 1980, w następstwie którego powstała Solidarność, a generał Jaruzelski musiał wprowadzić stan wojenny suwerenną decyzją ruskich szachistów.

No a teraz? Uczestniczący w dziwnie osobliwej trzódce posła Palikota były ksiądz Roman Kotliński, w którego – odkąd się zbisurmanił – wstąpiło, jak powiadają, aż siedmiu szatanów twierdzi, że z oszczędności, jakie powstaną po zlikwidowaniu powiatów i zmniejszeniu składki ZUS. Strasznie kuszą go ci szatani – a on nawet nie zdaje sobie sprawy, że z likwidacji powiatów żadnych znaczących oszczędności nie będzie, bo przecież powiaty są na kroplówce budżetowej, przez którą rząd cyka im środki na konkretne zadania, które i tak musiałyby zostać sfinansowane. O ZUS-ie szkoda w ogóle gadać, skoro to bankrut. W tej sytuacji szatani, chcąc posła Romana Kotlińskiego jeszcze bardziej podkusić, podsunęli mu pomysł, iż środki na budowę fabryk i pełne zatrudnienie państwo weźmie z opodatkowana Kościoła.

Premierowi Tuskowi muszą też doradzać jacyś szatani, skoro niedawno rząd wpadł na pomysł oparcia dobrobytu Polski na zmuszeniu do pracy starców przez dwa lata. Wydawałoby się, że już nic głupszego wymyślić nie można, ale oto poseł Roman Kotliński udowadnia, że głupota ludzka, a zwłaszcza poselska jest nieskończona i można ją porównać wyłącznie do cierpliwości Boskiej. Już po tym wszystkich widać, że ta cała „korekta kapitalizmu”, to kolejne błazeństwo biłgorajskiego sowizdrzała, który w ten sposób chce skupić wokół siebie wszystkich durniów w naszym nieszczęśliwym kraju. W oczach naszych okupantów to z pewnością jest jakiś atut i nie jest wykluczone, że właśnie w nim sobie upodobają na podmiankę po premierze Tusku tym bardziej, że poseł Palikot, chociaż błaznuje, to jednak wie, w jakich granicach się utrzymać i ani słowem się nie zająknie na temat likwidacji kapitalizmu kompradorskiego, z którego bezpieczniackie watahy ciągną wielkie korzyści kosztem narodu i państwa. Dlatego też działalnością osła Palikota tak zaniepokojony jest Leszek Miller, który też chciałby zostać duszeńką naszych okupantów i znowu piastować zewnętrzne znamiona władzy, które odebrała mu afera Rywina. Więc też przemawiał 1 maja w duchu, że on jeszcze lepiej naszym okupantom dogodzi, no a Polakom przychyli nieba. Rząd specjalnie się na 1 maja nie wysilał, bo przecież nieba to on nam przychyla codziennie, podobnie jak antyrządowa opozycja .

Ale po 1 maja, przyszedł maj 2, w którym prezydent Komorowski ustanowił „dzień flagi” – że to niby każdy wywiesi biało-czerwoną flagę. Przed publicznymi gmachami tedy ją wywieszono, obok oczywiście flagi błękitnej z wieńcem 12 złotych, pięcioramiennych gwiazd, symbolizujących 12 pokoleń Izraela. Podobno jest to flaga Unii Europejskiej, ale pewności nie ma, bo postanowienia o hymnie, fladze i godle Unii Europejskiej zostały z traktatu lizbońskiego starannie wykreślone, żeby nie stwarzać niepotrzebnego wrażenie, iż Unią Europejska jest nowym, federalnym państwem, w związku z czym państwa członkowskie, będące jego częściami, od 1 grudnia 2009 roku de facto utraciły niepodległość. Zatem ci, który nasz nieszczęśliwy kraj wepchnęli na drogę utraty niepodległości, kładą szczególny nacisk na zachowanie pozorów, dzięki czemu wytworzyła się nowa, świecka tradycja w postaci dnia flagi. I bardzo dobrze, bo ta tradycja może przetrwać nawet kiedy Unie Europejska trafi szlag – chociaż oczywiście jeszcze nie teraz, bo teraz, mimo kryzysu w strefie euro, na razie się na to nie zanosi.

Nareszcie przyszedł 3 maj, kiedy to nasz nieszczęśliwy, a właściwie – szczęśliwy kraj obchodzi aż dwa święta: święto Matki Boskiej Królowej Polski oraz rocznicę konstytucji 3 Maja. Uroczystości religijne ku czci Matki Boskiej Królowej Polski odbyły się na Jasnej Górze. Przemawiający podczas uroczystości JE abp Józef Michalik ostrzegł, że atak polityki na chrześcijaństwo „musi się zemścić” i zauważył, że budzi się drugi obieg kultury, zaś naród „czeka na wielkich mężów stanu i odważnych publicystów, który będą mieli odwagę wytyczać trudne, konieczne programy ponadpartyjne”. Słowa te wydają się godne uwagi tym bardziej, iż w jasnogórskich uroczystościach uczestniczyło również wielu Umiłowanych Przywódców w prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Skoro jednak, według JE abpa Józefa Michalika, nadal „czekamy na wielkich mężów stanu”, którzy potrafiliby wznieść się ponad interesy partyjne, to mówiąc o nich, prawdopodobnie nie miał na myśli żadnego z obecnych.

Wydaje się bowiem, że na razie nie wykraczamy poza horyzont wyznaczany interesami partyjnymi – o czym świadczy nagła różnica zdań między prezesem Kaczyńskim, a „Zbyszkiem” Ziobrą. Tym razem poszło o Ukrainę - czy Polska powinna przyłączyć się do bojkotu „Euro 2012” na Ukrainie, czy też nie. Prezes Kaczyński uważa, że jak najbardziej, podczas gdy przewodniczący Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry – że Polska nie powinna, bo to jest wbrew jej interesom. Warto przypomnieć, że bojkot mistrzostw Europy w futbolu na Ukrainie jest forsowany przede wszystkim przez Niemcy – chociaż i Rosja daje do zrozumienia, że nie podoba się jej wtrącenie do turmy Julii Tymoszenko. Rzeczywiście – od śmierci Stalina nawet w Rosji obowiązuje niepisany dogowor, że cokolwiek by się nie stało, to nie tylko nie będziemy się zabijali, ale nawet – wtrącali do turmy. W tej sytuacji uwięzienie Julii Tymoszenko przez prezydenta Janukowycza, to znaczy pardon – oczywiście przez tamtejszy niezawisły sąd, międzynarodówka Umiłowanych Przywódców może traktować jako niebezpieczny precedens, po którym nikt już nie będzie pewien dnia ani godziny.

Oczywiście wszystkie te wydarzenia docierają do zdecydowanej większości grillującego narodu w postaci stłumionych ech – a bolesny powrót do rzeczywistości nastąpi dopiero 7 maja, kiedy to wszyscy nie tylko powrócą z długiego weekendu, ale również pozbędą się nieprzyjemnych objawów abstynencyjnych, zwanych popularnie kacem. Wtedy przyjdzie czas na decyzje, przynajmniej w sprawie „Euro 2012”, które usunie w cień wszystkie pozostałe sprawy.

Stanisław Michalkiewicz


Ostatnio zmieniony przez adsenior dnia Nie 23 23:04, 06 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:25, 11 Maj 2012    Temat postu:

Aleksander Kwaśniewski pomaga losowi

Stanisław Michalkiewicz

Wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje, że Słońce Peru z wolna chyli się ku zachodowi. Nieznaczy to, że pogrąży się w niebycie - co to, to nie; reakcja na kazus Julii Tymoszenko pokazuje, iż wśród Umiłowanych Przywódców wytworzyła się solidarność ponad podziałami i aby pójść sobie na rękę, nie tylko respektują wszystkie immunitety, które sobie dotychczas zagwarantowali, ale obmyślają dla siebie nawzajem różne rekompensaty na otarcie łez, gdy coś pójdzie nie tak - zatem pewnie i laureat Nagrody Karola Wielkiego dostanie jakąś unijną synekurę, gdy Siły Wyższe uznają, że trzeba wreszcie coś zmienić, aby wszystko zostało po staremu.
Problem jednakże w tym, że na razie nie widać kandydata, któremu można by, nawet z ograniczonym zaufaniem, powierzyć zewnętrzne znamiona władzy w naszym nieszczęśliwym kraju. Wprawdzie Siły Wyższe patrzą na Janusza Palikota i jego dziwnie osobliwą trzódkę z widocznym zainteresowaniem, ale i z niepokojem. Biłgorajski filozof wie, gdzie przebiega wedle stawu grobla, ale niekiedy bywa rozrywkowy, a w swojej dziwnie osobliwej trzódce udało mu się zgromadzić tak niezwykłych oryginałów, że na wszelki wypadek powinien go pilnować ktoś bardziej zaufany. Świetnie nadawałby się do tego Leszek Miller, ale problem w tym, że między Januszem Palikotem a Leszkiem Millerem iskrzy do tego stopnia, iż były premier nazwał nawet dziwnie osobliwą trzódkę biłgorajskiego sowizdrzała "naćpaną hołotą". Powody tego iskrzenia mogą być rozmaite, ale pewnie chodzi o to, kto w zjednoczonej lewicy byłby pierwszy, a kto drugi.
Nie jest żadną tajemnicą, że "patronem" takiej lewicy pragnąłby zostać były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski, który po utracie prezydenckiej synekury ani rusz nie może ustatkować się na żadnej posadzie. Tymczasem bezcenny czas mija i pewnie dlatego Aleksander Kwaśniewski postanowił trochę losowi dopomóc. Pamiętając o Archimedesie, co to potrzebował tylko punktu oparcia, by podnieść Ziemię, najwyraźniej upatrzył sobie punkt oparcia w niezależnej prokuraturze. W rozmowie z Agatą Nowakowską i Dominiką Wielowieyską, wbrew wcześniejszym zaprzeczeniom, przyznał, że wiedział o tajnych więzieniach CIA w Polsce, ale swoim zwyczajem uznał, iż nie jest odpowiedzialny za to, co tam amerykańscy oprawcy ze swoimi więźniami wyprawiali. Swoim zwyczajem - bo czy Aleksander Kwaśniewski kiedykolwiek za cokolwiek odpowiedział? Za nic i nigdy - ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, dlaczego zdecydował się przyznać, i to właśnie teraz?
Otóż nietrudno zauważyć, że deklaracja Aleksandra Kwaśniewskiego, iż wiedział o tajnych więzieniach CIA w Polsce, bije przede wszystkim w Leszka Millera. Skoro bowiem wiedział o nich prezydent, to nie mógł nie wiedzieć ówczesny premier. Co więcej - to właśnie on, jako szef rządu, musiał wydać formalną zgodę. I wprawdzie komentując tę deklarację Aleksandra Kwaśniewskiego Janusz Palikot o Leszku Millerze nie wspomina ani słowem, ale nie bez słuszności zauważa, iż teraz prokuratura nie ma już wyjścia: musi wszcząć w tej sprawie energiczne śledztwo. W tej sytuacji Leszek Miller jest postawiony wobec alternatywy: albo pogodzi się z Januszem Palikotem, umożliwiając w ten sposób Siłom Wyższym podmiankę Słońca Peru na Zjednoczoną Lewicę, gdzie jeden drugiego by pilnował, albo świetlaną przyszłość zagrodzi wyrok Trybunału Stanu, który w takiej sytuacji na pewno stanąłby na nieubłaganym gruncie konstytucyjnej praworządności. Taka, panie, kombinacja - jak mawiał poeta Antoni Lange.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:16, 18 Maj 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Epidemia praworządności

Stanisław Michalkiewicz



--------------------------------------------------------------------------------

"Ładny interes! Bolek łyknął korek od elektryki" - alarmował jeszcze przed wojną Konstanty Ildefons Gałczyński w słynnym poemacie "Tatuś". Co tu ukrywać - wszystko przewidział, łącznie z tym, że ów Bolek, co łyka korki, jest "trącony psychicznie". Rosjanie powiadają, że "każdy durak po swojemu s uma schodit" - a właśnie w naszym nieszczęśliwym kraju stało się coś takiego, że obserwujemy wybuch prawdziwej epidemii praworządności. Oto okazało się, że związkowcy protestujący przed Sejmem złamali prawo. Tak w każdym razie przypuszcza pan prezydent Bronisław Komorowski, a skoro tak przypuszcza sam prezydent, to były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa najwidoczniej poczuł się zobowiązany do okazania jeszcze większej gorliwości i oświadczył, że gdyby on był premierem, to by tych wszystkich związkowców spałował. Ba - gdyby babcia miała takie wąsy, to pewnie już dawno byłaby premierem - ale nie jest. Czy w takim razie państwo nasze aby na pewno "zdało egzamin"? Okazuje się, że na tym świecie pełnym złości nie ma nic pewnego - oczywiście poza tym, że prawo zostało złamane. No dobrze - ale cóż z tego, że prawo zostało złamane? Ano - tóż z tego, że nie ma nic gorszego niż złamane prawo. No, może gorsze jest tylko złamane serce - o którym głośno było nie tylko przy okazji procesu pani Beaty Sawickiej, ale również - w pieśni gminnej: "Złamane serce z rozpaczy dynda; czemuś odszedła, ach Rozalinda..." - i tak dalej. A właśnie proces pani Beaty Sawickiej zakończył się nieprawomocnym wyrokiem skazującym, co z jednej strony stworzyło okazję do zachwytów nad naszym państwem, że znowu "zdało egzamin" - bo, jak pamiętamy, po raz pierwszy państwo nasze "zdało egzamin", powierzając wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej rosyjskiemu MAK-owi - ale z drugiej strony panu posłowi Kaliszowi stworzyło okazję do przypomnienia, że śledztwo w sprawie prawidłowości postępowania CBA jeszcze się nie zakończyło. Jeśli i ono doprowadzi do wyroku skazującego, to może się okazać, że nasze państwo "zda egzamin" po raz trzeci. To znakomicie - omne trinum perfectum, co się wykłada, że wszystko potrójne jest doskonałe - ale czy jeszcze jacyś Umiłowani Przywódcy pozostaną wtedy na wolności, czy też wszyscy wyaresztują się wzajemnie? To byłby nawet jakiś sposób na pokojowe doprowadzenie do finis Poloniae - co z pewnością ucieszyłoby strategicznych partnerów i innych zainteresowanych scenariuszem rozbiorowym. Czy jednak państwo nasze przetrwałoby egzamin związany z wzajemnym wyaresztowaniem Umiłowanych Przywódców? Bo przecież to oni stanowią sól ziemi czarnej! Pani Sawicka w swojej mowie obrończej porównała swoją sytuację z sytuacją Julii Tymoszenko, o której uwolnienie walczy Legion Umiłowanych Przywódców z całej Europy - również z naszego nieszczęśliwego kraju. Czy osoby z towarzystwa naprawdę powinny być sądzone w takim samym trybie, jak lud pracujący miast i wsi? W obliczu perspektywy zdania przez nasze państwo egzaminu po raz trzeci warto się nad tym poważnie zastanowić. Wagę tego zagadnienia dostrzegł już Towarzysz Szmaciak, z oburzeniem stwierdzając: "Do czego doszło - żeby szlachtę przed sądy pozywały chłopy!". Miejmy tedy nadzieję, że kiedy już iustitia zatriumfuje w sprawie Julii Tymoszenko, to jutrzenka swobody zabłyśnie również dla pani Beaty Sawickiej i kolejny niezawisły sąd nie tylko wszystko naprawi, ale również obmyśli coś na otarcie łez. W przeciwnym razie stworzony zostanie niebezpieczny precedens, w następstwie którego piastowanie zewnętrznych znamion władzy straci wszelki urok i Siły Wyższe będą musiały dobierać sobie Umiłowanych Przywódców z łapanki. W takiej sytuacji należałoby chyba epidemii praworządności postawić jednak jakąś tamę - co oczywiście nie wyklucza konieczności pryncypialnego pałowania buntowników.

Łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:53, 25 Maj 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Mimowolna dekonspiracja

Stanisław Michalkiewicz
W kreowaniu rzeczywistości podstawionej, która we współczesnym świecie w coraz większym stopniu zastępuje rzeczywistość autentyczną, ogromną rolę odgrywa przemysł rozrywkowy. Jest on jednym z trzech elementów piekielnej triady, służącej odmóżdżaniu człowieka współczesnego, będącego zaawansowaną przeróbką homo sapiens, czyli człowieka rozumnego, na homo ludens, czyli człowieka rozbawionego. Dwa pozostałe elementy to specjalnie zaprogramowana edukacja oraz media głównego nurtu. Specjalnie zaprogramowana edukacja polega z jednej strony na tresurze, której elementem jest np. tzw. klucz w programie nauczania języka polskiego, a z drugiej - na tumanieniu młodych umysłów fałszywą wiedzą. Biolog prof. Władysław Goldfinger-Kunicki wyjaśniał, że dlatego w sierpniu 1980 roku studenci nie odegrali żadnej roli, bo w odróżnieniu od młodych robotników byli grupą najdłużej pozostającą pod wpływem systemu edukacyjnego. Dzisiaj sytuacja pod tym względem nie uległa żadnej poprawie, ponieważ jedne tematy tabu zostały zastąpione innymi - nie tylko głupszymi, ale w dodatku - w znacznie większej ilości. Tak edukowany człowiek nie powinien zbyt często stykać się z autentyczną rzeczywistością, bo takie kontakty wprowadzałyby go w potężny dysonans poznawczy i frustrację - toteż zarówno media głównego nurtu, jak i przemysł rozrywkowy podsuwają mu miraże rzeczywistości podstawionej, zsynchronizowanej z edukacją. W miarę wypłukiwania suwerenności ze współczesnych państw, zwłaszcza poprzyłączanych do Unii Europejskiej, również polityka w coraz to większym stopniu staje się elementem przemysłu rozrywkowego. Politycy mający coraz mniejszy wpływ na kreowanie rzeczywistości autentycznej, która pozostaje w gestii reżyserów demokratycznego widowiska, koncentrują się na odgrywaniu przypisanych im ról, a swoją grę oceniają i ewentualnie korygują według natężenia oklasków, zwanych uczenie badaniami opinii publicznej. I oto właśnie mamy okazję przekonać się o tym ponad wszelką wątpliwość i na własne oczy, kiedy to z powodu zbliżających się mistrzostw Europy w zawodach polegających na wkopywaniu wypełnionego powietrzem i obszytego skórą pęcherza do drewnianych bramek nasi Umiłowani Przywódcy proklamowali coś na kształt "świętego rozejmu", jaki ogłaszany był w starożytnej Grecji podczas olimpiad. Podczas "świętego rozejmu" na dwa miesiące wstrzymywane były wojny - a po jego zakończeniu podejmowane były oczywiście na nowo. Ale ówcześni Grecy byli przekonani, iż olimpijskie zwycięstwo jest aktem religijnym, podczas gdy decyzji współczesnych Umiłowanych Przywódców takiej motywacji przypisać niepodobna. Po prostu każdy odgrywa swoją rolę w wyreżyserowanym przedstawieniu: jedni wkopują piłkę do bramek, inni na czas rozgrywek dostają białej gorączki, a Umiłowani Przywódcy zawieszają spory. Byłoby to może nawet zabawne, gdyby nie to, że w ten sposób pokazują prawdziwą hierarchię wartości. Jeszcze do wczoraj przedmioty politycznych sporów przedstawiane były jako sprawy życia i śmierci całego Narodu - ale okazuje się, że żaden z nich nie ma takiej wagi, jak Euro 2012, które w gruncie rzeczy jest tylko absurdalnym widowiskiem! Dlatego powinniśmy być naszym Umiłowanym Przywódcom wdzięczni - bo chociaż jestem pewien, że ani przez chwilę nie mieli takiej intencji, to przecież pokazali nam ponad wszelką wątpliwość, że owe zaciekłe spory to tylko aktorskie popisy ludzi próbujących stworzyć wrażenie, iż panują nad sytuacją. Podobnie byłemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju Lechowi Wałęsie wyrwało się kiedyś niechcący szczere wyznanie: "Oni udawali władzę, my - opozycję".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 2 02:45, 01 Cze 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Rocznicowe suplikacje


28 maja 1992 roku Sejm podjął tzw. uchwałę lustracyjną, mającą postać polecenia wydanego ministrowi spraw wewnętrznych, by poinformował posłów i senatorów, kto z parlamentarzystów, członków rządu i wojewodów był w przeszłości tajnym współpracownikiem UB lub SB. Bezpośrednim impulsem do podjęcia próby ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa była informacja, jaką miesiąc wcześniej podał Krzysztof Wyszkowski - że traktat polsko-niemiecki o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy jest niesymetryczny na niekorzyść Polski, bo ministrowi Skubiszewskiemu grożono, że w razie jego nieustępliwości zostanie ujawniona jego agenturalna przeszłość. Jak pamiętamy, próba ta zakończyła się obaleniem rządu premiera Jana Olszewskiego z inicjatywy prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsy. Również i on był odnotowany w zasobach archiwalnych MSW jako tajny współpracownik SB. Kulisy obalenia rządu oraz powołania nowego, pod przewodnictwem Waldemara Pawlaka, kto chciał, mógł obejrzeć na filmie "Nocna zmiana" z udziałem m.in. Donalda Tuska i Stefana Niesiołowskiego. Epilogiem całej sprawy był wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który - przy votum separatum prof. Wojciecha Łączkowskiego - uznał uchwałę lustracyjną za niezgodną z Konstytucją. Żeby było śmieszniej, Trybunał ogłosił wyrok w półtorej godziny po zamknięciu przewodu sądowego, zaś prof. Andrzej Zoll po ogłoszeniu wyroku odczytał 30 stron maszynopisu gotowego już uzasadnienia.
Od tamtej pory minęło 20 lat, na przestrzeni których coraz bardziej odczuwamy niekorzystne dla naszego Narodu skutki okupowania państwa przez tajne służby z komunistycznym rodowodem. Po pierwsze - okupujące państwo tajne służby nie kierują się interesem Polski, tylko krajów, do których ci tajniacy przewerbowali się jeszcze pod koniec lat 80., kiedy przygotowania do ewakuacji imperium sowieckiego z Europy Środkowej były widoczne gołym okiem. Służą Rosji, służą Niemcom, służą Stanom Zjednoczonym, służą Izraelowi, służą każdemu, kto im zapłaci - tylko nie Polsce. Dlatego żadne z państw ościennych nie jest zainteresowane ujawnieniem agentury w strukturach państwa polskiego - tak samo jak w wieku XVIII. Po drugie - okupacja Polski odbywa się właśnie za pośrednictwem agentury, przy pomocy której bezpieczniackie watahy kontrolują kluczowe segmenty gospodarki, z sektorem finansowym i paliwowym na czele, scenę polityczną, media głównego nurtu i różne gałęzie przemysłu rozrywkowego. Dlatego właśnie podjęta 28 maja 1992 roku próba ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa zakończyła się niepowodzeniem - bo w przeciwnym razie cała kombinacja, jaką w Magdalence wykoncypował generał Kiszczak z gronem osób zaufanych, wzięłaby w łeb. Konfidenci stanowią sól naszej ziemi i kiedy jedna generacja odchodzi w stan spoczynku, konfidenckie dynastie dostarczają kolejne generacje - dzięki czemu od roku 1944 zachowana jest polityczna ciągłość. Po trzecie - okupacyjna eksploatacja kraju i jego zasobów odbywa się dzięki ustanowionemu w roku 1989 ekonomicznemu modelowi państwa - kapitalizmowi kompradorskiemu, w którym o dostępie do rynku i możliwości działania na nim decyduje przynależność do bandy, której najtwardsze jądro stanowią bezpieczniackie watahy z PRL-owskimi korzeniami. Skutkiem kapitalizmu kompradorskiego jest częściowe tylko wykorzystanie narodowego potencjału ekonomicznego, w następstwie czego nasz Naród się zwija, a nie rozwija, Polska zaś nie może stworzyć siły w żadnym segmencie życia państwowego, z segmentem militarnym na czele. Ocenia się, że poza kontyngentem afgańskich askarisów nie ma w armii formacji zdolnej do wykonania jakiegokolwiek zadania militarnego, poza służbą wartowniczą. I tego stanu rzeczy nie zmieni narkotyzowanie się Euro 2012 czy innymi przedsięwzięciami rozrywkowymi, jakie zaplanowano na początek czerwca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:59, 15 Cze 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Cudze poglądy


Podczas bardzo kameralnego spotkania, jakie miałem w stolicy Kolumbii Brytyjskiej, Victorii, z tamtejszymi Polakami, pani, którą interesowało, kto mnie tam przysłał i za czyje pieniądze, wygłosiła pogląd, iż cudze poglądy trzeba szanować. To stanowisko wydaje mi się typowe dla politycznej poprawności, ale odnoszę wrażenie, że brak mu konsekwencji. Przecież również w naszym nieszczęśliwym kraju michnikowszczyzna ma pełne usta frazesów o tolerancji i o tym, że "wszyscy ludzie będą braćmi". Ale niech no tylko ktoś piśnie o potrzebie ujawnienia agentury w strukturach państwa czy też wyrazi się krytycznie o postępowaniu starszych i mądrzejszych, to zaraz nie tylko podnosi się klangor, ale również stada czekających w pogotowiu delatorów zasypują donosami niezawisłe sądy, które mozolnie wprawiają w ruch młyny tak zwanej sprawiedliwości. 18 czerwca odbędzie się w Lublinie kolejna odsłona rozprawy przeciwko panu Grzegorzowi Wysokowi, oskarżonemu z inicjatywy tamtejszego redaktora "Gazety Wyborczej" Karola Adamaszka o "antysemityzm", m.in. na podstawie artykułu, w którym napisał o "Chamach" i "Żydach". Czy pan red. Adamaszek okazał szacunek dla poglądów pana Grzegorza Wysoka? Na pewno nie; okazanie im szacunku wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie wymagam naturalnie, by pan red. Adamaszek zadał sobie trud dowiedzenia się, iż "Chamy" i "Żydy" to były frakcje w PZPR, które nawzajem tak właśnie się przezywały - ale żeby przynajmniej nie donosił! Podobne nadzieje wyrażał francuski polityk Arystydes Briand. Dowiedziawszy się, że pewien podległy mu dyplomata podczas oficjalnej audiencji narobił w spodnie, rzekł z goryczą: "Nie wymagam wiele; żeby chociaż nie s...li na audiencjach - a i tego nie mogę się doprosić!".
Ale pełne fałszu i obłudy postępowanie michnikowszczyzny to jedno, a pogląd pani uczestniczącej w spotkaniu w Victorii to drugie. Czy wystarczającym powodem szacunku dla poglądu jest okoliczność, iż jest to pogląd cudzy? Od razu widać, że to stanowisko trudno obronić. Okazywanie szacunku poglądom tylko dlatego, iż są cudze, oznaczałoby, że mniej szanujemy poglądy własne. W przypadku półinteligentów to może nawet być prawda; ponieważ nie mają własnych poglądów, wychwalają cudze w nadziei, że w ten sposób ukryją własną pustotę. Na tym właśnie podłożu wyrósł - jak sądzę - autorytet pana red. Michnika. Ale nawet w przypadku, gdy ktoś pogardza własnymi poglądami albo ich nie ma, to przecież jeszcze nie oznacza, że powinien szanować poglądy cudze tylko dlatego, że są cudze. Weźmy dla przykładu pogląd w swoim czasie wyrażony publicznie przez syna pani wicemarszałek Sejmu Wandy Nowickiej - że polscy oficerowie zostali zamordowani w Katyniu słusznie, bo w przeciwnym razie komunistyczna rewolucja w Polsce byłaby jeszcze trudniejsza. W stosunku do pani uczestniczącej w kameralnym spotkaniu w Victorii był to niewątpliwie pogląd cudzy - ale nie odważyłbym się przypisywać jej szacunku dla niego, tym bardziej że podkreślała swoją miłość do Polski. Być może i pan Nowicki Polskę na swój sposób kocha - bo chciałby obdarzyć ją, a przy okazji i nas wszystkich, czymś, co uważa za sam cymes - mianowicie komunizmem. Niech nas jednak Bóg broni od takiej miłości. I to jest chyba najlepsze uzasadnienie argumentu, że szanować trzeba poglądy słuszne, a nie poglądy cudze, że pogląd na szacunek musi zasłużyć - zwłaszcza że nie brakuje w Polsce ludzi, którzy z zagadkowych przyczyn próbują nam wciskać różne cudze poglądy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:26, 22 Cze 2012    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
W służbie politycznego rozwiązania


W związku z ostatnimi publikacjami BBC z okazji koko koko euro spoko, jakoby w Polsce szerzył się rasizm, antysemityzm i ksenofobia, pojawiły się opracowania wskazujące, iż coraz częściej sprawcami II wojny światowej okazują się "naziści" i coraz częściej pojawiają się "polskie obozy śmierci" - żeby przypomnieć niedawną "gafę" amerykańskiego prezydenta Obamy. Jest to efekt prowadzonych co najmniej od kilkunastu lat i znakomicie skoordynowanych polityk historycznych: żydowskiej i niemieckiej - którym towarzyszy uprawiana na terenie Polski propaganda wychodząca naprzeciw celom obydwu polityk historycznych i być może również z nimi skoordynowana. Cel niemieckiej polityki historycznej jest jasny - chodzi o stopniowe zdejmowanie odpowiedzialności za II wojnę światową z Niemiec, czemu służy wymarłe dzisiaj plemię "nazistów", zaś celem żydowskiej polityki historycznej jest przerzucanie odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej na winowajcę zastępczego, bo z "nazistów" żadnych odszkodowań już się nie wyciśnie, tym bardziej że jeszcze kanclerz Schroeder oświadczył, iż okres niemieckiej pokuty dobiegł końca. Obydwu tym historycznym politykom wychodzi naprzeciw propaganda uprawiana w Polsce przez środowisko "Gazety Wyborczej", które nie tylko wspierało i wspiera działalność Jana Tomasza Grossa, awansowanego z tej okazji na "historyka" i to od razu "światowej sławy", ale również wykazywało i wykazuje wiele inicjatywy w kreowaniu wizerunku Polaków jako antysemitów. Niezależnie od tego działające w Polsce tzw. organizacje pozarządowe, które z różnych względów muszą wykazywać się nie tylko aktywnością, ale i osiągnięciami, starają się wykrywać i demaskować w naszym nieszczęśliwym kraju jak najwięcej rasistów, ksenofobów i antysemitów. W rezultacie europejska, a nawet światowa opinia publiczna utrzymywana jest w przekonaniu, że Polaków nie powinno się zostawić samopas, bo w przeciwnym razie znowu zrobią coś okropnego. W tym przekonaniu utwierdzają międzynarodową opinię również działania polskich prezydentów: Aleksandra Kwaśniewskiego, który za Jedwabne przeprosił w imieniu całego polskiego Narodu, oskarżając go tym samym o współuczestnicwo w "nazistowskich" zbrodniach, oraz Bronisława Komorowskiego, który w skierowanym do uczestników uroczystości w Jedwabnem liście napisał m.in., że Naród Polski musi przyzwyczaić się do myśli, iż był również sprawcą. W ten sposób oskarżenia eskalowane pod adresem Narodu Polskiego przez architektów obydwu polityk historycznych znalazły potwierdzenie ze strony najwyższych konstytucyjnych czynników polskich. Czegóż więcej trzeba opinii międzynarodowej, by utwierdziła się w tych stereotypach? Nic zatem dziwnego, że BBC pisze to, co pisze, a prezydent Obama mówi to, co mówi. Warto też zwrócić uwagę na podobieństwo opinii o naszym Narodzie, jaką wskutek obydwu polityk historycznych i ich działających na terenie Polski wspólników wyrabia sobie dzisiaj społeczność międzynarodowa, z opinią, jaką wyrobiła sobie o naszym Narodzie za pośrednictwem francuskich filozofów w XVIII wieku - że mianowicie Polaków nie można zostawić samopas, bo nie potrafią dobrze rządzić tak dużym państwem. Wtedy opinia ta posłużyła za pozór moralnego uzasadnienia rozbiorów Polski. Jakiemu rozwiązaniu politycznemu posłuży dzisiaj?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 5 05:18, 29 Cze 2012    Temat postu:

Mądrość etapu

Ścieżka obok drogi


Wprawdzie koko koko euro spoko powoli zbliża się do nieubłaganego końca, przyćmiewając wszystkie inne wydarzenia, niemniej jednak ludzie poważni i odpowiedzialni muszą myśleć również o dalszej przyszłości, przygotowując nasz nieszczęśliwy kraj do zmiany dekoracji na wypadek objęcia przez premiera Donalda Tuska trafiki w Unii Europejskiej, którą w nagrodę za dobre sprawowanie obmyśli mu Nasza Złota Pani Aniela.

Jak powiada poeta, ktoś myśli, by nie myśleć mógł ktoś - tedy generał Sławomir Petelicki zakończył życie od śmiertelnego postrzału w głowę, zaś na innym odcinku, to znaczy - na odcinku wymiaru sprawiedliwości, swoje zadania wykonują niezawisłe sądy. Właśnie jeden z nich wydał wyrok skazujący Aleksandrę Jakubowską na kilka miesięcy więzienia za dokonaną samowolnie zmianę treści projektu ustawy już po zatwierdzeniu jej przez Radę Ministrów.

Na wieść o tym wyroku ze zdumienia nie posiada się Leszek Miller, przypominając, że na podstawie tych samych dowodów w roku 2007 niezawisły sąd nie tylko panią Jakubowską uniewinnił, ale nawet wytknął prokuratorowi, iż szuka paragrafu na człowieka. Skoro zatem pani Jakubowska była niewinna w roku 2007, to w jaki sposób mogła stać się winna w roku 2012, i to na podstawie tych samych dowodów?

Rzeczywiście, wyjaśnienie tej zagadki przekraczałoby możliwości umysłu ludzkiego, gdyby nie pewna kategoria, której Leszek Miller nie może nie znać, jako że należy ona do żelaznego repertuaru lewicy, i to nie tylko tej "laickiej", której wybitnym reprezentantem jest pan red. Adam Michnik, ale również lewicy zwyczajnej. Tą kategorią jest tzw. mądrość etapu, polegająca na tym, iż to, co na jednym etapie jest przez partię uznane za słuszne i pożyteczne, na innym etapie może być uznane za głęboko niesłuszne i szkodliwe.

W roku 2007 nastąpiła dymisja rządu Jarosława Kaczyńskiego i wybory parlamentarne, które wygrała PO, pokazując, iż sytuacja, która w roku 2005 przejściowo wymknęła się spod kontroli, pod tę kontrolę powróciła. A dlaczego się wymknęła? A wymknęła się wskutek afery Rywina, kiedy to na tle podziału łupów doszło do konfliktu między lewicą laicką a lewicą zwyczajną.

Jak pamiętamy, wskutek tych nieporozumień Siły Wyższe musiały przejść na ręczne sterowanie państwem, co objawiło się w postaci rządu Marka Belki, do którego nie przyznawało się wprawdzie żadne parlamentarne ugrupowanie Umiłowanych Przywódców, ale który rządził sobie "mądrze i wesoło", jak gdyby nigdy nic. Wprawdzie rząd rządził "mądrze i wesoło", jednak dekoracje zostały zdekompletowane, wytwarzając rodzaj politycznej próżni, w którą, ku zgorszeniu Sił Wyższych i Salonu, podstępnie wśliznęli się bracia Kaczyńscy. Ale znalazły się w partii siły, co kres temu procederowi położyły i po sławnej nocnej peregrynacji ministra Janusza Kaczmarka do hotelu Marriot w Warszawie okazało się, że sytuacja wróciła pod kontrolę.

Po cóż było więc rozdrapywać stare rany skazywaniem pani Jakubowskiej za "lub czasopisma"? Nie było najmniejszego powodu i niezawisły sąd stanął na tym nieubłaganie słusznym stanowisku. Tymczasem teraz, w roku 2012, sytuacja jest inna i obowiązuje inna mądrość etapu.

Żeby wiele zmienić, ale tak, by wszystko pozostało po staremu, należy doprowadzić do zjednoczenia Ruchu Palikota z lewicą, która w ten sposób, na polecenie Sił Wyższych, przejęłaby ster nawy państwowej z mdlejących dłoni PO, kiedy Nasza Złota Pani Aniela obmyśli premieru Tusku - i tak dalej. W tej sytuacji mądrość etapu nakazuje nie tylko wrócić do sprawy tajnych więzień CIA w Polsce, ale również do ponownej oceny postępowania pani Jakubowskiej w sprawie "lub czasopisma". I skoro powinność swej służby właśnie zrozumiał niezawisły sąd, to dlaczego Leszek Miller udaje, że nie rozumie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 21 21:22, 07 Lip 2012    Temat postu:

Pozory władzy, pozory dwupartyjności Stanisław Michalkiewicz |

Kolega Piotr Ikonowicz napisał, że premier Donald Tusk zadał marksistowskiej doktrynie „miażdżący cios” udowadniając, że to nie byt, ale propaganda kształtuje świadomość. Z pozoru na to wygląda, chociaż trzeba by poczynić zastrzeżenie, że to kształtowanie nie jest powszechne.

Jednym kształtuje, a innym nie. Na przykład po koko koko euro spoko sondaże pokazują, że słupki rosną Jarosławowi Kaczyńskiemu, który zgodnie z linią propagandy wyznaczaną przez oficerów prowadzących konfidentów poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu, powinien być powszechnie znienawidzony. I oczywiście jest – ale nie powszechnie – bo przeważnie tylko przez uczestników i otoczenie „salonu”, czyli towarzystwa wzajemnej asekuracji i adoracji, co to rozpoznaje się po zapachu. Inna rzecz, że Jarosław Kaczyński też uprawia propagandę polegającą na emocjonalnym rozhuśtywaniu tej części opinii publicznej, która się takiemu rozhuśtywaniu ochoczo poddaje w przekonaniu, że ratuje Polskę, podczas gdy tak naprawdę niczego nie ratuje - oczywiście poza działaczami Prawa i Sprawiedliwości, którzy dzięki wytwarzanej przez to rozhuśtywanie politycznej sile nośnej dostają się do Sejmu i Senatu, rozwiązując sobie w ten sposób problemy socjalne. Propagandyści oddelegowani na usługi rządu premiera Donalda Tuska robią dokładnie to samo, tylko w odwrotną stronę, dzięki czemu na scenie politycznej powstaje wrażenie dwupartyjności. Do czego takie wrażenie potrzebne jest rządzącej naszym nieszczęśliwym krajem razwiedce – trudno doprawdy zgadnąć, ale nie wykluczone, że do tego, by poddawana emocjonalnemu rozhuśtywaniu opinia publiczna nie zauważyła, iż kraj jest okupowany przez tajniaków, którzy nie tylko zachowują się jak okupanci, ale w dodatku – jak okupanci niepewni trwałości okupacji. Jak widzimy, wszystkie te działania są jak najbardziej racjonalne, chociaż oczywiście z punktu widzenia partyjnego, czy okupacyjnego – bo nasz nieszczęśliwy kraj żadnego pożytku z tego nie ma.

Kolega Ikonowicz zarzuca premieru Tusku, że zrezygnował z wszelkiej ideologii na rzecz pragmatycznej władzy. Tak to na pierwszy rzut oka wygląda, ale jakąż ideologię może realizować premier Tusk, skoro wprawdzie ma program, ale nie zawsze wie jaki? Rzecz w tym, iż prawdziwym programem Platformy Obywatelskiej oraz rządu premiera Tuska jest odwdzięczanie się bezpieczniackim watahom za powierzenie zewnętrznych znamion władzy. Nie władzy, a tylko jej zewnętrznych znamion w postaci stanowisk, gabinetów sekretarek, apanaży i limuzyn z podgrzewanymi siedzeniami, czyli całej tej dekoracji, której przeznaczeniem jest ukrywanie okupacji kraju przez bezpiekę, która kontroluje kluczowe segmenty państwa i w ogóle – życia publicznego przy pomocy agentury. Żeby się o tym przekonać, wystarczyłoby, by premier Tusk odpowiedział szczerze na jedno pytanie – kto mianowicie i dlaczego zabronił mu kandydowania w wyborach prezydenckich przed dwoma laty. Oczywiście nigdy się tego nie doczekamy, bo to jest największa tajemnica państwowa, „a kto by zdradził tę wielką tajemnicę umrze podwójnie ciałem i duszą” – jak twierdził bodajże arcykapłan Pentuer w „Faraonie” Bolesława Prusa. Skoro nawet my to wiemy, to cóż dopiero mówić o premieru Tusku, który musi pamiętać, skąd mu wyrastają nogi. Tedy prawdziwym programem PO i tworzonego przez nią tzw. „rządu” jest realizowanie w podskokach oczekiwań tych bezpieczniackich watah, które na użytek Platformy Obywatelskiej oddały agenturę w mediach i „salonie” oraz wszystkie inne atuty potrzebne do zostania ulubieńcem opinii publicznej. Problem polega na tym, że to nie Platforma, ani rząd decyduje, w jaki sposób się odwdzięczy. Rząd jest o tym informowany, często w ostatniej chwili i stąd wrażenie pragmatyzmu w czystej postaci.

No dobrze – ale czy w normalnej sytuacji władza może odejść od ideologii? Wyobraźmy sobie, że złapaliśmy wszystkich naszych Umiłowanych Przywódców i zamknęliśmy ich w jakiejś sali oświadczając, że nie zostaną stamtąd wypuszczeni nawet do toalety, dopóki nie odpowiedzą nam na jedno pytanie – czy mianowicie chcą, żeby w Polsce był dobrobyt, to znaczy – obfitość materialna i poczucie bezpieczeństwa? Jestem pewien, że wszyscy odpowiedzieliby na to pytanie twierdząco i nawet jeśli któryś dobrobytu w Polsce by nie chciał, to instynkt samozachowawczy mu podszepnie, by się do tego za żadne skarby nie przyznawać. Ale w takim razie wszyscy chcą tego samego. Dlaczego więc dzielą się na partie sprawiające wrażenie, jakby za chwilę miały utopić się nawzajem w łyżce wody?

Przede wszystkim dlatego, że takie zachowanie jest z punktu widzenia partyjnego jak najbardziej racjonalne i tak naprawdę albo nie wymaga zajmowania żadnego stanowiska w sprawach istotnych dla państwa, albo zajmowania stanowiska takiego samego. Dla przykładu, zarówno PO, PSL, czy SLD, jak i wyraźna większość PiS opowiedziała się zarówno za Anschlussem do Unii Europejskiej, jak i za traktatem lizbońskim, które determinują zarówno przyszłość, wewnętrzne stosunki, jak i politykę państwa na całe dziesięciolecia. Można powiedzieć, że popierając te same rozwiązania, antagonistyczne partie wynajdują sobie emocjonalne pozory moralnego uzasadnienia swojego postępowania i jeśli, dajmy na to, Platforma Obywatelska popiera Anschluss ze skłonności do zdrady i zaprzaństwa, to PiS przeciwnie – kierując się płomienną obrona interesu narodowego. Gdyby jednak stosunki w naszym nieszczęśliwym kraju były normalne, a Umiłowani Przywódcy dzierżyli rzeczywistą władzę, to nie mogliby tworzyć w Polsce dobrobytu bez żadnej ideologii. Ideologia bowiem, to po prostu metoda tworzenia dobrobytu, a jak wiadomo, nie można tworzyć czegokolwiek bez żadnej metody. Jeśli tedy nasi Umiłowani Przywódcy nie przyznają się do żadnej ideologii, to jest to poważna poszlaka wskazująca, że tak naprawdę nie mają żadnej władzy. Quod erat demonstrandum.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 14 14:28, 13 Lip 2012    Temat postu:

Stanisław Michalkiewicz

Teraz można już to ujawnić? Naprawdę można? Zatem chociaż tubylczym Sejmem jeszcze wstrząsa niesłychany klangor Umiłowanych Przywódców, którzy jeden przez drugiego nie tylko wysuwają coraz to zbawienniejsze projekty zapładniania w szklance, ale w dodatku opatrują je coraz to bardziej wyrafinowanymi uzasadnieniami, w których ciężka dola niepłodnych matek walczy o lepsze z nienawiścią do dzieci z probówki - wszystko to rozbija się o szczerą deklarację pana prof. Jana Hartmana, który z obfitości serca wygadał się, iż nie chodzi ani o żadną ciężką dolę niepłodnych matek, ani o nienawiść do dzieci z probówki, tylko o to, żeby "złamać wpływ Kościoła". Trzeba było od razu tak mówić, a nie zawracać ludziom głowy ciężką dolą niepłodnych matek czy nienawiścią do dzieci z probówki, tym bardziej że tak naprawdę to najcięższa jest dola chłopa, a jeśli chodzi o nienawiść, to wszystko zależy przecież od tego, kto kogo nienawidzi i z jakich pozycji. Istnieje na przykład szlachetna nienawiść klasowa, do której w swoim czasie ekscytował swoich "walterowców" sam Jacek Kuroń - że słuszną, a nawet jedynie słuszną rzeczą jest "likwidowanie, ograniczanie i wypieranie" przedstawicieli niewłaściwych klas - i jest głęboko niesłuszna nienawiść rasowa nakazująca "likwidowanie, ograniczanie i wypieranie" przedstawicieli niewłaściwych ras. To jest abecadło postępowej politgramoty i wypada wyrazić wdzięczność panu prof. Hartmanowi nie tylko za to, że swoją szczerą deklaracją obudził w nas wspomnienia minionych dni i etapów, ale przede wszystkim za to, że skoro już ujawnił, o co chodzi naprawdę, to nieomylny to znak, iż wkroczyliśmy w etap, w którym zachowywanie pozorów przestało już być potrzebne.
No dobrze, ale jeśli już na skutek naporu przedstawicieli nieubłaganego postępu wpływ Kościoła zostanie "złamany", to kto ten wpływ uzyska? Chodzi, jak wiadomo, o to, jaka etyka będzie podstawą systemu prawnego naszego nieszczęśliwego kraju - bo jużci wiadomo, że po "złamaniu" wpływu Kościoła etyka chrześcijańska podstawą systemu prawnego naszego państwa już być przestanie. Pan prof. Hartman być może przez modestię tego nam nie zdradził, ale przecież tego i owego możemy domyślić się sami. Snop światła na tę sprawę rzuca bowiem sam pan profesor będący członkiem żydowskiej loży Zakonu Synów Przymierza i uczestnikiem think-tanku Ruchu Palikota, który pewnie biłgorajskiemu filozofowi podpowiada te wszystkie happeningi. Skoro tak, to jest wysoce prawdopodobne, iż po wyrugowaniu etyki chrześcijańskiej jako podstawy systemu prawnego jej miejsce zajmie etyka talmudyczna. Nie sądzę bowiem, by biłgorajski filozof był w stanie wymyślić jakąś oryginalną etykę, a mówiąc franchement entre nous - nie posądzam o takie umiejętności również pana prof. Hartmana. Jak powiadali starzy Francuzi, "każdy zna nuty, ale tylko pan Lully potrafi napisać operę". Pan Lully, owszem, ale nie pan Hartman i dlatego wiele wskazuje na to, iż po "złamaniu" wpływu Kościoła etyczną podstawą systemu prawnego Polski stanie się Talmud - być może w jakimś gramscistowskim sosie. Wszystko to być może, bo podobne precedensy w historii już się zdarzały. Na chwałę narodu rosyjskiego trzeba przypomnieć, że po 1917 r. światlejsza jego część przez kilka lat z bronią w ręku opierała się hartmanom, by w końcu ulec części głupszej, której wydawało się, że akurat mełamedy ją wyzwolą. Oczywiście o tym nie mogło być mowy i w efekcie potem "świergolić" Stalinowi musiał nie tylko cały naród rosyjski, ale i inne, zarażone przezeń narody - wśród nich również i nasz nieszczęśliwy, którego nieliczni przedstawiciele też opierali się mełamedom z bronią w ręku. Warto o tym pamiętać, tym bardziej że pan prof. Hartman najwyraźniej skądś już wie, że można to ujawnić, że można już odrzucić pozory.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 13, 14, 15  Następny
Strona 2 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin