Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świat w/g Michalkiewicza
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 5 05:58, 11 Paź 2018    Temat postu:

Walka klasowa znów się zaostrza

Za pierwszej komuny istniał Wydział Prasy Komitetu Centralnego PZPR, skąd redaktorzy naczelni, a za ich pośrednictwem – redakcje – dostawały wytyczne, jak pisać, mówić w radio i pokazywać w telewizji, żeby było dobrze.

Kto się słuchał – robił karierę i piął się w górę do coraz wyższych grządek, a kto się nie słuchał, ten się nie piął w górę tylko osuwał się w dół, a niekiedy nawet trafiał w „ciemności zewnętrzne”, skąd – jak wiadomo – dobiega płacz i zgrzytanie zębów.

Ponieważ w związku z objęciem steru państwa przez polityczna ekspozyturę Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, które – zgodnie z upodobaniem Naczelnika Państwa – odgrywa historyczną rekonstrukcję przedwojennej sanacji, która była ruchem etatystycznym, a w porywach – nawet socjalistycznym – socjalizm u nas z roku na rok narasta i się umacnia. Skoro zaś socjalizm się umacnia, to – zgodnie ze spostrzeżeniem klasyka demokracji Józefa Stalina – zaostrza się również walka klasowa, co możemy obserwować w czasie rzeczywistym.

[Zdaniem gajowego obecny ustrój w Polsce posiada wiele wad systemu socjalistycznego, ale żadnych zalet. Jest to zwykła gównokracja, gdzie rządy sprawują najmniej odpowiedni ludzie, wśród nich wielu psychopatów – admin]

W walce klasowej – jak to w każdej wojnie – pierwszą ofiarą jest prawda, toteż każdy, kto nie chce zaciągnąć się do żadnego politycznego gangu – ani do gangu zwanego przez gang płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm „obozem zdrady i zaprzaństwa”, ani do gangu wspomnianych dzierżawców, nazywanych przez obóz zdrady i zaprzaństwa „oszołomami” a ostatnio nawet „faszystami”, potępiany jest zarówno przez jednych jak i przez drugich, ponieważ przy wszystkich podziałach, obydwa obozy wyznają podobne, a właściwie identyczne zasady, na przykład – kto nie jest z nami, ten jest przeciw nam, a poza tym mają identyczny cel polityczny – żeby mianowicie ani z jednej, ani z drugiej strony nie pojawiła się im żadna polityczna alternatywa.

Znakomitą ilustracją realizowania tego politycznego interesu obydwu obozów są telewizje: rządowa i nierządne. Telewizja rządowa codziennie przekonuje widzów, jaki to mądry, szlachetny i bezinteresowny i kompetentny jest pan Patryk Jaki, podczas gdy pan Rafał Trzaskowski jest interesownym szubrawcem i w dodatku – matołem. W telewizjach nierządnych jest odwrotnie – pan Rafał Trzaskowski przedstawiany jest w charakterze jasnego idola, podczas gdy pan Patryk Jaki – w charakterze osobnika co najmniej podejrzanego.

Być może, że obydwie telewizje mają rację, ale nie o to przede wszystkim chodzi, tylko o stworzenie w medialnej i politycznej przestrzeni wrażenia, że losy Warszawy, a nawet – całego państwa – zależą od zwycięstwa jednego bądź drugiego. Tymczasem z tymi wyborami jest podobnie jak z rozbiciem banku w Monte Carlo. Dla szczęśliwca, któremu się to udało, dla jego rodziny i kopulantek, może to oznaczać zasadniczą odmianę losu.

Jak to pisał Stanisław Cat-Mackiewicz – może zostać prezesem Partii Róbmy Sobie Na Rękę – jak np. pan Ryszard Petru, czy pani Katarzyna Lubnauer, członkowie rodziny mogą zostać członkami rad nadzorczych, prezesami towarzystwa wagonów sypialnych lub spółek komunalnych, a w najgorszym razie – załatwić dla swego potomstwa: Jasia, Zuzi, czy Frania, co to właśnie ukończyli jakąś wyższą szkołę gotowania na gazie – posadę „konsultanta”, albo „specjalisty”. Kopulantka zwycięzcy może dostać brylanty, które – jak wiadomo – są prawdziwym przyjacielem kobiety, albo futro, a w przypadku jakiegoś sknery – tylko fond de toilette – i tak dalej.

Ale kasyno w Monte Carlo odnotuje taki sam bilans, jak w latach poprzednich. Rzecz między innymi w tym, że ambicjonerzy, którzy stają do wyborów, dajmy na to – na prezydenta Warszawy, wprawdzie licytują się między sobą, w jaki sposób przychylać warszawiakom nieba – ma się rozumieć – za ich pieniądze – ale po wyborach natychmiast o tym zapominają. I bardzo dobrze – bo w przeciwnym razie na realizację tych wszystkich obietnic nie tylko musieliby obrabować „złodziei” – co jest zgodne z leninowską normą: „grab nagrabliennoje” – ale również – jak to zalecał Franciszek Fiszer – „dobrać z uczciwych” – jak to zaleca tajna instrukcja Urzędu Skarbowego w Kielcach.

Całe tedy szczęście, że wybory nie odbywają się co roku, albo częściej, bo czegoś takiego nikt by nie przeżył, chociaż z drugiej strony byłaby to znakomita metoda na wydobycie się z ubóstwa. Na początku lat 90-tych ówczesny prezydent Lech Wałęsa zwołał nawet na ten temat naukowy sympozjon – jakby tu wydobyć się z ubóstwa – z udziałem osobistości, które właśnie tej sztuki dokonały. Zwróciłem wtedy uwagę, że każdy z uczestników sympozjonu wydobył się z ubóstwa w tym samym czasie, kiedy przychylał nam nieba, poświęcając się dla dobra Polski na rozmaitych państwowych synekurach.

Zatem nie jest wykluczone, że powszechny dobrobyt udałoby się osiągnąć, gdyby każdy obywatel chociaż na kilka miesięcy zostawał posłem, senatorem, ministrem, czy choćby prezesem. Jeśli przez ten czas nie potrafiłby wydobyć się z ubóstwa, byłby to nieomylny znak, że to jakiś matoł, któremu szkoda stwarzać taką szansę. Myślę jednak, że większość ambicjonerów swoją szansę wykorzystałaby jak najbardziej, więc jeśli to nie jest metoda na wydobycie się z ubóstwa możliwa do zastosowania w skali społecznej, to już nie wiem, co jeszcze można by w tym celu zrobić.

Ale dość już tych dygresji, bo przecież najważniejsze jest zaostrzanie się walki klasowej w miarę postępów socjalizmu w naszym nieszczęśliwym kraju.

Jednym z symptomów zaostrzania się tej walki jest ogromny wysyp ruskich i niemieckich agentów. Sam zostałem po raz kolejny zdemaskowany jako ruski agent, ale również – jako agent niemiecki, a nawet – izraelski, zwłaszcza w momencie, gdy zwróciłem uwagę, iż rząd pana premiera Morawieckiego 2 maja br. podpisał Deklarację z Marrakeszu, którą przedstawiciel Węgier, co tej Deklaracji nie podpisały, uznał za „skrajnie proimigrancką”.

Ponieważ Biuro Polityczne PiS chyba jeszcze nie wie, w jaki sposób przekuć w sukces tę destrukcję jednego z nielicznych liści do wieńca sławy rządu pani Beaty Szydło, a nawet rządu pana premiera Morawieckiego.

Toteż Wydział Prasy Biura Politycznego PiS najwyraźniej kazał swoim funkcjonariuszom unikanie merytorycznych dyskusji, tylko demaskowanie oponentów, jako ruskich, ewentualnie – niemieckich agentów – bo zgodnie z zasadą, że w domu wisielca nie mówi się o sznurze – demaskowania agentów izraelskich lepiej nie ryzykować.

Dlatego myślę, że komentator, który zdemaskował mnie jako agenta izraelskiego, musiał działać na własną rękę, bez porozumienia z funkcjonariuszami Wydziału Prasy Biura Politycznego Prawa i Sprawiedliwości – albo też pozostawał w łączności z Wydziałem Prasy Biura Politycznego Platformy Obywatelskiej, chociaż to też nie jest pewne, bo gdzieżby tam pan Grzegorz Schetyna ośmielił się wierzgać przeciwko ościeniowi?

Nawet pan prezydent Andrzej Duda nie ośmielił się zagadnąć prezydenta Donalda Trumpa o ustawę nr 447 JUST, tylko obiecał mu więcej płacić za ochronę, częściowo w gotówce, a częściowo w postaci zakupów gazu, w związku z czym prezydent Trump na molestowanie ze strony prezydenta Dudy, żeby pozakładał stałe amerykańskie bazy wojskowe w Polsce, udzielił odpowiedzi wymijającej. Pewnie już zdecydował, że stałe bazy wojskowe w Polsce będzie zakładał Izrael.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Nie 15 15:42, 03 Lut 2019    Temat postu:

Licytacja o różnicę łajdactwa


W odróżnieniu od naszego nieszczęśliwego kraju, w którym panuje zima, w Australii lato w całej pełni. W sobotę w Melbourne i okolicach temperatura wzrosa do 30 stopni, a w niedzielę i dni następne ma wzrosnąć do 40 stopni i więcej.

Tu i ówdzie wybuchają pożary, co jest oczywiście bardzo złe, bo przy takich pożarach tworzy się mnóstwo złowrogiego dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, przybliżając w ten sposób ostateczną katastrofę, przez która ostrzegał pan red. Szynom Hołownia.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo niektóre gatunku eukaliptusa oraz innych tutejszych roślin rozsiewają się właśnie wskutek pożarów. W wysokiej temperaturze wybuchają i w ten sposób rozrzucają nasiona, dzięki czemu wkrótce po pożarze pogorzelisko zaczyna porastać nowymi roślinami.

Jak widać, środowisku trudno dogodzić, zwłaszcza że w Chicago temperatury zamiast rosnąć, w myśl globalnego ocieplenia, spadają do poziomu już dawno nie notowanego. Jak tak dalej pójdzie, to stany Illinois i Minnesota upodobnią się do Syberii, gdzie będzie można zsyłać obywateli niepoprawnych politycznie, co to nie wierzą w globalne ocieplenie.

Widzimy, że i tutaj nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo czemuż by każde państwo nie miało mieć swojej Syberii, na którą mogłoby zsyłać rozmaitych nienawistników? W dodatku pojawiły się oskarżenia, że za prezyenta Trumpa mrozy są ostrzejsze, niż za prezydenta Obamy, no i spada więcej śniegu. Jeszcze nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle, bo kiedy red. Wasilewski w latach 70-tych napisał, że za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka, to cenzura zdjęła mu ten felieton i w ogóle miał rozmaite nieprzyjemności.

Widać, że środowisku trudno dogodzić, bez względu na to, czy ciepło, czy zimno, ale czyż może być inaczej, kiedy ludzkość walczy ze znienawidzonym klimatem? Wielokrotnie podreślałem, że w ten sytuacji klimat nie ma innego wyjścia jak podjąć walkę z ludzkością, więc pewnie to jest przyczyną pożarów i mrozów.

W tej sytuacji wieści z naszego nieszczęśliwego kraju wprawdzie docierają w postaci nieco stłumionej, ale docierają i w ten oto sposób świat dowiedział się o temperamencie Wielce Czcigodnego Stefana Niesiołowskiego. Objawiło się mu to w zaawansowanym już wieku, ale ludowe porzekadło nie bez powodu głosi, że w starym piecu diabeł pali. Zresztą i przedtem rozmaicie misiało bywać, bo w przeciwnym razie skąd by Janusz Szpotański mógł wiedzieć o romansach „Kostusia”, o którym wspominał w niezapomnianym wierszu „Pan Karol i Kostuś”, dedykowanym właśnie Stefanowi Niesiolowskiemu?

Czytamy tam, że „Pan Karol ma żonę uroczą i mądrą, plus seraj rozkosznych kochanic, a Kostuś z pyskatą żonaty jest flądrą i romans ma z tkaczką z Pabianic.” Ale tak bywało w latach chudych, kiedy to nie tylko Kostuś siorbał cienką herbatkę, natomiast gdy nadeszły lata tłuste, to pojawiło się mnóstwo możliwości używania życia „całą paszczą, hucznie z przytupem i hulaszczo”.

Toteż nic dziwnego, że sięgnięto do nieprzebranej skarbnicy doświadczenia pana doktora Zbigniewa Lwa Starowicza, który zawrócił uwagę, ze władza działa na mężczyznę jak afrodyzjak. Dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego rozmaici staruszkowie, zamiast przygotowywać się do bliskiego spotkania III stopnia z Trójcą Świętą, gotowi są na wszelkie poświęcenia, byle tylko uzyskać choćby okruszek władzy.

Zresztą nie tylko staruszkowie. Robert Penn Warren w słynnej powieści „Gubernator” wyjaśnia, dlaczego władza działa jak afrodyzjak również na kobiety. „Bo z tego, kto mocny, dobywa się słodkość.”

Swoją drogą, ciekawe, jak Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski postępował z nieskromnymi kobietami. Czy im wymyślał, tocząc pianę i w ten sposób doprowadzał się do ekstazy, czy też na przykład przebierał się w damskie suknie, jak na przykład Wielce Czcigodny Krzysztof Piesiewicz? Miejmy nadzieję, że energiczne śledztwo wyjaśni wszystkie wątpliwości, a tych jest mnóstwo zwłaszcza, że Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski – jak mówią gitowcy – „idzie w zaparte” i wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, że całą tę seksaferę wymyślili znienawidzeni stronnicy znienawidzonego Jarosława Kaczyńskiego, żeby w ten sposób odwrócić uwagę od afery korupcyjnej, której głównym bohaterem jest właśnie Jarosław Kaczyński.

Nie jest to zresztą jedyna afera, o której w dniach ostatnich zrobiło się głośno, bo oto pojawiły się nowe wątki w aferze reprywatyzacyjnej, która najwyraźniej się rozkręca w odróżnieniu od afery Amber Gold, o której zrobiło się cicho, zwłaszcza po zamordowaniu i niezwykle eleganckim pogrzebie pana Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska.

Jak wiadomo, PiS nie wystawiło tam własnego kandydata, godząc się w ten sposób na trumfalne zwycięstwo pani Aleksandry Dulkiewicz, której kandydatura w tej sytuacji przypominałaby listę Frontu Jedności Narodu, na którą obywatel realizując swoje suwerenne prawo do wyboru, mógł głosować, albo nie. Przypominałaby, gdyby swojej kandydatury nie zgłosił pan Grzegorz Braun, ale mniejsza z tym, bo wydaje się, że pod pozorem wstrząsu spowodowanego zamordowaniem Pawła Adamowicza, PiS chciał w ten sposób przypomnieć niepisaną zasadę konstytuującą III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”.

Jednak opublikowanie przez „Gazetę Wyborczą” tak zwanych „taśm Kaczyńskiego” pokazuje, że ta propozycja została przez obóz zdrady i zaprzaństwa odrzucona. W tej sytuacji jesteśmy skazani na licytację o różnicę łajdactwa, jaką obóz zdrady i zaprzaństwa będzie prowadził z obozem płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. To właśnie ona prawdopodobnie będzie stanowiła główny nurt kampanii wyborczej. Przy pozorach surowości jest ona stosunkowo bezpieczna, bo nie trzeba już zajmować się żadnymi sprawami istotnymi dla państwa, na które zresztą ani jeden, ani drugi obóz nie ma chyba pomysłu, bo i po co wysuwać jakieś pomysły, skoro i tak trzeba będzie robić to, co nakaże nam Komisja Europejska z dwoma owczarkami niemieckimi na fasadzie.

W ten oto sposób opinia publiczna będzie miała emocjonujące widowisko, które skutecznie odwróci jej uwagę od „pogłębiania” integracji” i wszystkich jej skutków, podobnie jak od skutków amerykańskiej ustawy nr 447, o której ani jeden, ani drugi obóz nie ma odwagi pisnąć nawet słówka.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Wto 12 12:02, 30 Kwi 2019    Temat postu:

Gwiazdy” obciągają lachę


Czy w ustroju socjalistycznym może być utrzymana wolność słowa? Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że nie, że socjalizm bez cenzury, a także bez terroru, długo wytrzymać nie może. Jedną z przyczyn jest konieczność przeprowadzania tresury i to na wielką skalę. Socjalizm bowiem jest sprzeczny nie tyle może z ludzką naturą, bo ta w równym stopniu wykazuje skłonności do dobrego, jak i do złego – ale z prawem naturalnym.

Prawo naturalne jest porządkiem stojącym wyżej, a przynajmniej – który powinien stać wyżej nad prawem pozytywnym, czyli ustanawianym – i – zgodnie z zasadą „omne trinum perfectum” czyli wszystko co potrójne, jest doskonałe – który obejmuje potrójny katalog praw: życie, wolność i własność.

Zilustruję to przykładem, wskazującym zarazem, że demokracja polityczna może być bezpiecznie praktykowana wyłącznie w otoczeniu niedemokratycznym. Wyobraźmy sobie, że wszyscy posłowie na Sejm urodzili się w latach parzystych. Kiedy to sobie uświadomili, jednomyślnie uchwalili ustawę, według której majątek obywateli urodzonych w latach nieparzystych podlega konfiskacie i przejęciu przez obywateli urodzonych w latach parzystych.

Z punktu widzenia demokracji wszystko jest w najlepszym porządku; ustawę uchwalił Sejm zgodnie ze swoimi kompetencjami, uchwalił ją jednomyślnie, oparł na czynniku obiektywnie istniejącym i łatwo sprawdzalnym. A jednak czujemy, że ta ustawa coś narusza. A co konkretnie? Ano właśnie – co najmniej dwa prawa z naszego katalogu praw naturalnych: wolność i własność.

Dlatego demokracja może bezpiecznie istnieć tylko w towarzystwie porządku nomokratycznego, który nie jest i nie powinien być poddawany żadnym glosowaniom – choćby dlatego, że przez głosowanie nie można wyeliminować zdolności ludzi do wytwarzania bogactwa i dysponowania nim – co w przełożeniu na język prawa nazywa się własnością. Socjalizm tymczasem w swojej istocie polega przynajmniej na zlekceważeniu praw naturalnych – a w swoich formach ekstremalnych, jak bolszewizm czy narodowy socjalizm – na zanegowaniu tego porządku.

W związku z tym socjalizm musi posługiwać się tresurą, aby – jak to mówił Huxley – „zmusić wykształconych Europejczyków, by postępowali jak Dajakowie lub Eskimosi. Jest to próba skazana na niepowodzenie, ale zanim to nastąpi, ileż radości dostarczy inicjatorom znęcanie się nad heretykami!”. Zwłaszcza w strategii zaproponowanej przez Antoniego Gramsciego, przy pomocy której rewolucja komunistyczna prowadzona jest obecnie – masowe duraczenie wysuwa się na plan pierwszy, a pierwszym krokiem na drodze masowego oduraczania jest uzyskanie panowania nad językiem mówionym – co właśnie dzieje się na naszych oczach, w postaci wprowadzania obowiązkowych albo „dopuszczalnych” sformułowań i karanie używania sformułowań niedopuszczalnych pod pretekstem „nienawiści” lub rozmaitych „fobii”.

Jednym z elementów socjalizmu jest subwencjonowanie tak zwanej „kultury”, czyli przemysłu rozrywkowego, przez władze publiczne z pieniędzy, które uprzednio wydarły podatnikom. Subwencjonowanie „kultury” działa demoralizująco na osoby zatrudnione w przemyśle rozrywkowym, które te subwencje uważają za rodzaj swoich „praw nabytych”, w związku z czym nie muszą już zabiegać o aprobatę publiczności, dla której teoretycznie pracują. Jeśli o coś jeszcze muszą zabiegać, to o regulacje prawne, które gwarantowałyby im te subwencje, no i o przychylność urzędników, którzy tymi subwencjami administrują.

Ci urzędnicy też mają swoje oczekiwania i w najlepszym razie korumpują pracowników przemysłu rozrywkowego, by w zamian politycznie ich wspierali, albo też wykorzystują – również seksualnie – co jest nie tylko tajemnicą poliszynela, ale nawet trafiło do literatury w postaci fragmentu nieśmiertelnego poematu „Bania w Paryżu”: „przez łóżek sto przechodzi szparko, stając się damą i pisarką”.

Ostatnio z Muzeum Narodowego w Warszawie usunięte zostały przez dyrektora Jerzego Miziołka fotografie wykonane przez niejaką „Natalię LL”, zatytułowane „Sztuka konsumpcyjna”, a przedstawiające rozebraną panienkę, która na rozmaite sposoby zjada banana, niedwuznacznie wskazując, że ten owoc jest tylko atrapą męskiego penisa.

Drugie dzieło wykonała Katarzyna Kozyra, która już wcześniej fotografowała się na golasa, i swoje obrośnięte włosami łonowymi krocze prezentowała jako dzieło sztuki. Tym razem pani Kozyra zaprezentowała dzieło pod tytułem” Pojawienie się Lou Salome”. Przeciwko decyzji dyrektora Miziołka zaprotestowały „gwiazdy” płci obojga, to znaczy – pracownicy, a często nawet wyrobnicy przemysłu rozrywkowego, którzy 2 maja zamierzają urządzić Narodowy Dzień Jedzenia Bananów”. Ze zwiastunów zaprezentowanych w „Onecie” niedwuznacznie wynika, że przy użyciu bananów będzie zaprezentowany spektakl tak zwanego „obciągania lachy”.

Ja rozumiem, że obciąganie lachy wśród pracowników przemysłu rozrywkowego może uchodzić za szalenie ekscytujące, zwłaszcza po stronie tych, których lachy są w ten sposób przez „gwiazdy” obciągane, ale dlaczego takie widowiska miałyby być pokazywane w Muzeum Narodowym, utrzymywanym z pieniędzy ludzi, którzy być może w innych warunkach nie daliby na te produkcje złamanego grosza?

Janusz Głowacki w jednym z opowiadań przytacza taki dialog: „O czym pisze ten Maks F.? – O wojnie. – O wojnie? Mnie raz Niemcy też postawili pod ścianą; zesrałem się oczywiście, ale żeby to zaraz opisywać?” Czy zatem w Muzeum Narodowym naprawdę powinny być eksponowane wizerunki, dajmy na to, pani Magdaleny Cieleckiej, która na bananie pokazuje, jak obciąga lachę? Nie ma takiej konieczności, a jeśli na tym tle występują nieporozumienia, to tylko dlatego, że to nieszczęsne Muzeum jest państwowe.

Gdyby takie nie było, to ani pani Kozyra, ani żadna inna nie miałaby roszczenia, by jej produkcje tam eksponować, bo o tym decydowałby właściciel, który kierowałby się perspektywą zarobku, albo własnym gustem. Toteż w jednych salach wystawowych mogłyby pojawiać się fotografie z bananami, albo nawet bez bananów, tylko po prostu – zdjęcia z obciągania lach należących do celebrytów, albo nawet „wydarzenia” polegające na obciąganiu lachy na oczach rozbawionej publiczności, która by na to widowisko kupiła sobie bilety, ale w innych prezentowane byłyby dzieła trochę ambitniejsze.

[Czy w Polsce ktoś komuś broni zakładać i powoływać własne muzea sztuki wypełnione najwybitniejszymi dziełami malarstwa i rzeźby? Jakoś chętnych jest mało – za to na pewno byłoby wielu amatorów przejęcia za darmo gotowych budynków z personelem, eksponatami, infrastrukturą… Czy o to chodzi? – admin]

Wtedy panowałby pluralizm, a wolność ekspresji zostałaby zagwarantowana bez konieczności gwałcenia innego prawa naturalnego w postaci wolności, obejmującej również swobodę dysponowania własnym pieniędzmi. Być może zrozumienie takich prostych rzeczy jest zbyt trudne dla cieleckich, ale właściwie dlaczego mielibyśmy kierować się cieleckim rozeznaniem?

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Wto 4 04:17, 13 Sie 2019    Temat postu:

Zanim zaczniemy „świergolić”


No i jak tu nie doceniać spostrzegawczości Józefa Stalina, który powiedział, że walka klasowa zaostrza się w miarę postępów socjalizmu? A przecież socjalizm to dopiero zapowiedź tego, co nas czeka – bo wiadomo, że czeka nas komunizm.

Jak będzie zaostrzać się walka klasowa w komunizmie – strach pomyśleć, skoro na skutek zaostrzenia walki klasowej, już w miarę postępów socjalizmu, zginęło co najmniej kilkadziesiąt milionów ludzi?

U nas jeszcze tak ostro nie idzie, bo sławna transformacja ustrojowa, do jakiej za sprawą porozumienia Moskwy i Waszyngtonu doszło na przełomie lat 80-tych i 90-tych, zapoczątkowała 30-letni okres pieriedyszki, żeby mniej wartościowym narodom tubylczym dać chwilę wytchnienia po intensywnych przeżyciach w socjalistycznym cudnym raju – ale starsi i mądrzejsi, co to w Ameryce Północnej i w Europie forsują rewolucję komunistyczną, najwyraźniej musieli dojść do wniosku, że już wystarczy tego dobrego, no i powoli wchodzimy w związku z tym w etap surowości.

Na tym etapie przedstawiciele i poplecznicy wstecznictwa będą musieli się skonfrontować z awangardą postępu, którą obecnie stanowią sodomici i gomoryci, przez starszych i mądrzejszych wykorzystywani w charakterze mięsa armatniego rewolucji. Oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, bo gdzież by taki jeden z drugim sodomita zdawał sobie sprawę, że jest mięsem armatnim rewolucji, kiedy cała jego energia i spostrzegawczość ukierunkowana jest na upolowanie jakiejś ofiary na najbliższą noc?

W dodatku stary żydowski finansowy grandziarz wyłożył na potrzeby rewolucji 18 miliardów dolarów, toteż na „marsze równości” peregrynuje coraz więcej amatorów tęczy, nawołujących by sodomię i gomorię nie tylko uznać za zjawisko normalne, ale nawet ją podziwiać.

W związku z tym walka klasowa się zaostrza, bo jeszcze nie wszyscy gotowi są sodomitów podziwiać, a niektórzy nawet ulegają zbrodniczej „homofobii”, która – jak tak dalej pójdzie – pod względem zbrodniczości już wkrótce może zostać zrównana z antysemityzmem, chociaż to nie jest takie do końca pewne, bo Żydzi tak łatwo nie zrezygnują z monopolu na męczeństwo, a zwłaszcza – na płynące z niego profity. Wtedy przyjdzie kryska i na sodomitów, ale na tym etapie wolno im jeszcze dokazywać, z czego oni chętnie korzystają, być może nawet w przekonaniu, że to wszystko naprawdę.

Toteż kiedy JE abp Marek Jędraszewski podczas kazania użył określenia „tęczowa zaraza”, amatorzy zaostrzania walki klasowej ruszyli na niego ławą, a w awangardzie tego natarcia stanęła grupa katolików zawodowych, kręcących się wokół „Tygodnika Powszechnego”, no i przewielebnych księży, którzy najwyraźniej zadaniowani są na odcinku „Żywej Cerkwi” – no bo jakże w kraju przeżartym religianctwem przeprowadzić rewolucję bez dywersji w szeregach wroga?

Toteż przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, którego od stryczka odciął wielce oryginalny arcybiskup Ryś, no i trójka przewielebnych ojców dominikanów: Tomasz Dostatni, Ludwik Wiśniewski i Paweł Gużyński pryncypialnie arcybiskupa Jędraszewskiego skrytykowała w imię tak zwanej „miłości Chrystusowej”, bo wiadomo, że to nikt inny, jak właśnie Chrystus, surowo nakazywał nie sprzeciwiać się sodomitom i się z nimi „miłować”, cokolwiek miałoby to znaczyć.

Przewielebny ojczyk Gużyński zaczął nawet nawoływać do nękania arcybiskupa Jędraszewskiego listami nawołującymi, by podał się do dymisji. Najwyraźniej sodomici musieli zdobyć silne wpływy akurat w zakonie dominikanów, co może mieć tradycję nieco dłuższą, bo – jak pamiętamy – przewielebny ojciec Dostatni towarzyszył biskupowi Życińskiemu podczas przechadzki po czeskiej Pradze, gdzie na ulicy jakiś osobnik zaatakował hierarchę nożem. Wprawdzie surowi panowie z praskiej dyrekcji policji utrzymywali, jakoby do incydentu doszło nie na ulicy, a w pewnym rozrywkowym klubie dla panów, ale kto by im tam wierzył, skoro nawet w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” wizerunek tej instytucji nie został przedstawiony w tęczowych barwach?

Tak czy owak, walka klasowa się zaostrza tym bardziej, że wsteczni religianci stanęli za arcybiskupem Jędraszewskim murem i nawet go oklaskiwali za ten „homofobiczny” zwrot. Widać wyraźnie, że na ten odcinek frontu trzeba będzie rzucić dodatkowe dywizje sodomitów, no i zmobilizować rząd „dobrej zmiany”, a zwłaszcza agenturę w niezależnej prokuraturze i niezawisłych sądach, by wypalili wstecznictwo rozpalonym żelazem pięknych wyroków.

Te wyroki to nie żarty bo jeszcze nie ochłonęliśmy ze zdumienia po samobójczej śmierci boksera Dawida Kosteckiego, co to pomówił funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego o czerpanie korzyści z agencji towarzyskich, prowadzonych na Podkarpaciu przez dwóch braci z Ukrainy, a tu kolejnym seryjnym samobójcą okazał się Brunon Kwiecień, co to – jak bezpodstawnie twierdził – pod kierunkiem funkcjonariuszy ABW planował wysadzenie w powietrze gmachu Sejmu i Senatu.

Widać wyraźnie, że pod rządami „dobrej zmiany” niebezpiecznie robi się nawet w więzieniach – ale jakże ma być inaczej, skoro „Europa” na obecnym etapie zabroniła przywrócenia kary śmierci? W tej sytuacji jest oczywiste, że trzeba postawić na samoobsługę, a niezależne organy strzegące praworządności w podskokach wykluczą udział „osób trzecich”, taktownie nie wspominając o „osobach drugich”, które przecież też mogą to i owo zrobić.

Ale nie jest to jedyny odcinek frontu, na którym zaznaczyło się zaostrzenie walki klasowej. Oto Youtube, który przedstawia się jako nieugięty szermierz wolności słowa, zaczyna kneblować internetowe telewizje, w których prezentowane są opinie niemiłe nie tylko dla sodomitów, ale również – a może nawet zwłaszcza – dla starszych i mądrzejszych, przygotowujących grunt pod okupację naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju.

Tego rodzaju sankcje zostały zastosowane nie tylko w stosunku do portalu WRealu24, ale nawet do Radia Maryja, które wyemitowało wspomniane kazanie arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Pewne światło na przyczynę tego zaostrzenia walki klasowej również na tym odcinku rzuca okoliczność, że szefową tego całego Youtuba jest Amerykanka Susan Wójcicka, członkini synagogi w San Francisco.

A tak się akurat złożyło, że na kilka dni przed tym kneblowaniem, pani Żorżeta, będąca ambasadorem USA w naszym bantustanie powiedziała, że – po pierwsze – będzie „podnosić głos” gwoli ochrony „amerykańskich wartości” w których centrum, od czasów Ojców Założycieli, sodomia i gomoria zajmuje miejsce centralne, ale też poinformowała tubylców, że sprawa żydowskich roszczeń majątkowych „wkrótce powróci” i będzie wracała dopóty, dopóki „coś” w tej sprawie nie zostanie zrobione.

Co to ma być, to „coś”, tego już pani Żorżeta taktownie nie powiedziała, ale i bez tego domyślamy się, że chodzi o zadośćuczynienie tym wszystkim roszczeniom, czyli o wypłacenie haraczu „ocalałym z holokaustu”. Tych „ocalałych” są zaś miliony, no bo kto żyje – znaczy się – ocalał – więc nie wiadomo, czy na zatkanie tylu dziobów 300 miliardów dolarów wystarczy.

Jeszcze tedy nie ochłonęliśmy z wrażenia po wynurzeniach pani Żorżety, a tu gruchnęła wieść, że 88 senatorów z Kongresu USA napisało do sekretarza stanu, pana Pompeo list, w którym domagają się zastosowania wobec Polski środków dopingujących, żeby nie ociągała się z wypłaceniem Żydom haraczu.

Okazuje się, że wydarzenia na tym odcinku też nabierają tempa, trochę nawet ambarasującego dla prezydenta Donalda Trumpa, który 1 września wybiera się właśnie do Polski, żeby nas skomplementować, że jesteśmy „małym, ale bardzo dzielnym narodem”, który zapłaci „w 100 procentach” za wszystko, co Nasz Najważniejszy Sojusznik poleci nam kupić.

Tedy w sytuacji, gdy żydowska okupacja Polski jest już tylko kwestią czasu i to pewnie nie długiego, trudno się dziwić, że Youtube z panią Susan na czele przystępuje do kneblowania Internetu przy pomocy „sztucznej półinteligencji” – bo jakiż okupant, a zwłaszcza taki, co to od okupowanej ludności będzie domagał się „świergolenia”, to znaczy – wychwalania go pod niebiosa – pozwoli nam na „wolność słowa”? Jasne, że nie pozwoli, no i właśnie przystępuje do dzieła, zaś dywizje sodomitów, wspierane przez „Żywą Cerkiew” mają tresować nas w tej potulności.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pon 5 05:11, 26 Sie 2019    Temat postu:

Odpływy i przypływy religijności


Ajajajajajajaj! Kto by pomyślał, że na tle zaniku religijności, z jakim mamy do czynienia w dalekich i zamorskich krajach, w naszym nieszczęśliwym kraju będziemy obserwowali jej nieoczekiwany przypływ?

Co prawda w dalekich i zamorskich krajach też zdarzają się sytuacje wyjątkowe, o czy mógł przekonać się pana Adam Darski, używający pretensjonalnego pseudonimu „Nergal”, ku czci jakiegoś wyliniałego mezopotamskiego demona.

Nawiasem mówiąc, ten cały pan Nergal, uchodzący wśród mikrocefali za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie – to cienki Bolek i pozer, bo kiedy potrzebował kostnego szpiku, to jego ówczesna naturalna przyjaciółka Doda Elektroda zaapelowała do dawców, żeby mu go udzielili, przeciwko czemu on nie zaprotestował.

Słowem – odwołał się do wartości chrześcijańskich, jak miłość bliźniego i poświęcenie, bo widocznie wiedział, że gdyby odwołał się do Belzebuba, to w najlepszym razie usłyszałby: „do zobaczenia w piekle, frajerze!”, a w najgorszym dostałby jeszcze kopniaka w sempiternę.

Otóż bawiąc w Ameryce chciał podreperować wątłe mięśnie i w tym celu poszedł do siłowni prowadzonej przez YMCA (Young Men Christan Assotiation- co się wykłada, jako Stowarzyszenie Młodych Chrześcijan), a kiedy na pytanie, czy wierzy w Jezusa Chrystusa odpowiedział przecząco, bez ceregieli został wyrzucony za drzwi, w ciemności zewnętrzne. Mimo serii zaklęć jakimi się posłużył, Belzebub w tym przypadku okazał się bezradny, jak zresztą we wszystkich innych sprawach. Ale generalnie w dalekich i zamorskich krajach mamy do czynienia z odpływem religijności, podczas gdy u nas – odwrotnie.

Warto zwrócić uwagę, że ten przypływ religijności zbiegł się w czasie z ofensywą sodomitów, którzy próbują podbijać kolejne miasta. Czyżby między jednym a drugim zjawiskiem istniał jakiś tajemniczy związek? Tego nie można wykluczyć, bo tak się akurat składa, że mamy do czynienia z religijnością specyficzną, na co rzuca światło przypadek pani Natalii Nykiel, która zwierzyła się, że ma przyjaciół sodomitów, którzy w dodatku są „jednymi z najmądrzejszych i najbardziej kreatywnych ludzi”.

Najwyraźniej pani Nykiel nie ma zbyt szerokich znajomości i pewnie dlatego uważa swoich znajomych sodomitów za najmądrzejszych i najbardziej kreatywnych. Z tą kreatywnością to może nawet być prawda, bo sodomici, podobnie jak Żydzi, są solidarni, dzięki czemu potrafią wykreować celebrytę nawet z kija.

Zwróciła na to ongiś uwagę pani Ilona Felicjańska, ujawniając, że sodomici zdominowali branżę modniarską, a ponieważ nienawidzą kobiet, to wymyślają im specjalnie szpecące stroje.

Pani Felicjańska sama była modelką, więc pewnie wie, co mówi – ale nie o to chodzi, tylko o rodzaj religijności, z jakiej przypływem mamy do czynienia. Pani Nykiel deklaruje, że „wierzy w Boga”, który „kocha wszystkich dokładnie tak samo”, bez względu na to, jak dokazują, bo „nie ma to dla Niego żadnego znaczenia”.

Ta teologia najwyraźniej została zaczerpnięta od „Jurka Owsiaka”, który tak oto podlizuje się swoim wyznawcom: „jesteście wspaniali, kocham was!” W tej sytuacji tylko patrzeć, jak ten rodzaj religijności wykorzysta „Żywa Cerkiew”, a zespoły „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” opracują teologię, którą postępowi księża w rodzaju przewielebnego Wojciecha Lemańskiego, później będą „przepowiadać” – żeby mianowicie każdy z każdym kochał się do upadłego, w dodatku – co noc z kimś innym, a nawet – z każdą spośród siedmiu dotychczas zidentyfikowanych płci, bo w ten właśnie sposób zrealizuje się na ziemi wyczekiwane Królestwo Boże.

Dlatego też niektóre osobistości zapowiadają dokonanie apostazji z opresyjnego Kościoła katolickiego. Ostatnio z takim pomysłem wystąpiła panna Małgorzata Jamroży, używająca pseudonimu „Margaret”, która jest już wprawdzie dużą dziewczynką, ale właśnie przypomniała sobie, że ciągle musiała spowiadać się z masturbacji. Najwyraźniej musiała mieć do niej prawdziwą zapamiętałość, której nie potrafiły zahamować nawet mocne postanowienia poprawy.

Consuetudo est altera natura, więc nie można wykluczyć, że panna Jamroży również i dzisiaj preferuje samoobsługę, co zresztą wychodzi naprzeciw nawoływaniom do „bezpiecznego seksu”.

Jak widać, ta specyficzna religijność ma przed sobą wielkie perspektywy, bo nie tylko będzie można się gzić, ale w dodatku – gzić się po Bożemu, co z kolei wychodzi naprzeciw coraz natarczywiej okazywaną przez sodomitów potrzebą bycia podziwianym. A kto nie chciałby być podziwianym, niechby nawet za spółkowanie czy masturbację, z braku innych powodów?

Tymczasem w związku z niedawnymi obchodami święta Wojska Polskiego, które od sławnej transformacji ustrojowej przypada na 15 sierpnia, w rocznicę Bitwy Warszawskiej z bolszewikami, zabrał głos pan prof. Jan Hartman, biegający po Krakowie za filozofa. Nie wymaga to wielkich umiejętności, a prawdę mówiąc – żadnych. Wystarczy trochę tupetu, przynajmniej na tyle, żeby w rozprawie doktorskiej objawić jakieś zbawienne prawdy, na przykład – że Byt jest, a Niebytu nie ma.

Nawiasem mówiąc, ta zbawienna prawda wcale nie jest taka oczywista, bo na przykład biłgorajska szkoła filozoficzna twierdzi, iż to nieprawda, że Niebytu nie ma, dowodząc z nieubłaganą logiką, że Niebyt, jako przeciwieństwo Bytu, jest Od-Bytem, a jeśli tak, to z całą pewnością istnieje, bo w przeciwnym razie czym kokietowałby swoich politycznych wyznawców pan Robert Biedroń?

Ale szkoła pacanowska z kolei stoi na nieubłaganie przeciwnym stanowisku dowodząc… – ach, za daleko by nas zaprowadziło to zagłębianie się w otchłanne filozoficzne spory, więc tylko zasygnalizujmy te sprzeczności, bo przecież chodzi o wypowiedź pana profesora Jana Hartmana, że „trza siedzieć w domu”.

Rzadko zgadzam się z panem profesorem Janem Hartmanem, prawdę mówiąc – chyba nigdy – ale tym razem muszę przyznać mu rację, którą najlepiej wykazać na przykładzie Żydów.

Jak wiadomo, po spacyfikowaniu przez cesarza Hadriana żydowskiej ruchawki, nazwanej patetycznie „powstaniem Bar Kochby”, w roku 135 rozpoczął się dla Żydów okres diaspory. Otóż gdyby Żydzi nie wychodzili z domów, by buntować się przeciwko rzymskiej władzy, to żadnej diaspory by nie było. Nie byłoby też gett, w których Żydzi chętnie się osiedlali, czując się najlepiej na swoich śmieciach.

Co więcej – nie pojawiłby się też antysemityzm, które to słowo wynalazł niemiecki dziennikarz Wilhelm Marr po krachu na berlińskiej giełdzie w 1874 roku, kiedy to żydowscy grynderzy giełdowi obrabowali niemieckich ciułaczy ze wszystkich oszczędności, więc potem wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler nie miał specjalnych trudności, by przekonać Niemców, że z Żydami trzeba „coś” zrobić.

Nawiasem mówiąc, to samo powiedziała niedawno pani Żorżeta, że sprawa żydowskich roszczeń „będzie powracać” dopóty, dopóki „coś” nie zostanie zrobione. Co miała na myśli – tego oczywiście nie wiem, bo pani Żorżeta mi się nie zwierza – ale w takiej sytuacji otwiera się ogromne pole do domysłów.

Więc gdyby Żydzi za panowania cesarza Trajana nie wychodzili z domów, to nie byłoby holokaustu, a gdyby nie wychodzili z domów za panowania Nerona i Wespazjana, to Świątynia Jerozolimska stałaby do dzisiaj i nadal kapłani holokaustowaliby tam krowy i inne zwierzęta, wypuszczając do atmosfery gazy cieplarniane – ale cwana panna Greta Thunberg pewnie nie ośmieliłaby się przeciwko temu protestować, bo w przeciwnym razie nie zostałaby z niej nawet mokra plama.

Popatrzmy tedy, ilu paroksyzmów udałoby się uniknąć, gdyby Żydzi nie wychodzili z domów, no i nie opuszczali Palestyny. Co prawda nie moglibyśmy wtedy czerpać z krynicy pana prof. Jana Hartmana, ale może nie pękłoby nam od tego serce?

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pon 4 04:46, 06 Lip 2020    Temat postu:

Makaki w awangardzie rewolucji

Rasizm został już tak radykalnie potępiony, że tylko patrzeć, jak usłyszymy bojowe wezwanie: „Rasiści do gazu!” Chociaż może nie usłyszymy, bo przecież mamy do czynienia z wieloma odmianami rasizmu, a konkretnie – z dwiema. Pierwsza odmiana, to rasizm zły. Druga – to rasizm dobry.

Kiedy rasizm jest zły? Wtedy, gdy jest wymierzony w środowiska, które żydokomuna hołubi jako swój proletariat zastępczy, albo w nią samą. Te środowiska, to „kobiety”, ale oczywiście nie wszystkie, co to, to nie, tylko te „wyzwolone”, albo znajdujące się na drodze do „wyzwolenia” – to Murzyni, którzy od niedawna licytują się z Żydami, kto jest bardziej oprymowany i bardziej z tego powodu nieszczęśliwy.

Gdyby seksualni zboczeńcy odznaczali się jakimiś cechami rasowymi, to pewnie też byliby objęci ochroną – ale, niestety, czy „stety” nie są i dlatego specjalnie dla nich żydokomuna wymyśliła kategorię „,homofobia”. Jest ona od pewnego czasu tak samo potępiona jak zły rasizm – o czym mógł przekonać się pan prezydent Duda podczas swojej ostatniej wizyty w Białym Domu, który – kto wie? – może już wkrótce zostanie przemalowany na Dom Tęczowy?

Skoro bowiem amerykańska ambasada w Warszawie dekoruje się sodomickimi flagami, to widocznie pani Żorżeta coś już musi wiedzieć. Prezydent Trump jeszcze się waha i mruga do obywateli, że to niby jest po ich stronie, ale jego opór jest coraz słabszy, więc tylko patrzeć, jak w pogoni za popularnością i on przejdzie na jasną stronę Mocy, gdzie jego wyborczy konkurent rozparł się już od dawna.

Ale obok rasizmu „złego” istnieje też rasizm „dobry”. A kiedy jest dobry? Ano wtedy, kiedy jest wymierzony w rasę białą, a w ramach rasy białej – w rasę aryjską. Żydzi bowiem teoretycznie zaliczają się do rasy białej, ale nie mają nic przeciwko temu, by Murzyni Białych prześladowali, byle tylko ich samych zostawili w spokoju. „My neutralni, z miasta Łodzi, co ta wojna nas obchodzi?”

Po likwidacji apartheidu, czyli tzw. „oddzielnego rozwoju” w Republice Południowej Afryki, jedynym rasistowskim państwem jest obecnie Izrael – a najlepszym tego dowodem jest niedawna uchwała tamtejszego Knesetu, według której Izrael jest „państwem narodu żydowskiego”.

Warto zwrócić uwagę, że izraelskie prawo wyraźnie definiuje „naród żydowski”. Do tego narodu należą osoby, które miały ortodoksyjną żydowską matkę, a przynajmniej ortodoksyjnego żydowskiego dziadka. Bardzo to przypomina hitlerowskie ustawy norymberskie, podobnie zresztą jak polityka izraelskiego rządu wobec innych narodów, która pod względem instrumentalnego ich traktowania też przypomina politykę Hitlera.

Wynika stąd, że Hitler został obwołany na wcielenie Zła Absolutnego nie ze względu na forsowane przezeń ustawodawstwo, czy uprawianą politykę, tylko wyłącznie z tego powodu, że się pomylił twierdząc, że „rasą panów” są Niemcy, podczas gdy to nie Niemcy, tylko Żydzi.

Tak czy owak, „rasa panów” jednak istnieje i dlatego istnieje też „dobry rasizm”, bo przecież „panowie” muszą czymś się odróżniać od wszystkich innych, którzy „panami” nie są. Dlatego właśnie w Polsce tak tępione jest hasło: „Polska dla Polaków”, zgodnie z przysłowiem, że „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie!”

W takim razie jeśli nawet pojawi się bojowe zawołanie: „rasiści do gazu!”, to będzie się ono odnosiło wyłącznie do przedstawicieli rasizmu „złego”, który też charakteryzuje się płynnością kryteriów. Kiedy bowiem rewolucja komunistyczna zwycięży, to żydokomunie proletariat zastępczy nie będzie już potrzebny, to znaczy – oczywiście będzie – ale tylko jako tzw. „nawóz historii”, a nie żadną „awangarda” rewolucji.

Toteż tylko patrzeć, jak po zwycięstwie rewolucji komunistycznej i „kobiety” i Murzyni i sodomici zostaną zagnani za druty i w dodatku wytłumaczy się im, że to dla ich dobra: „A kiedy znajdziesz się za drutem, opuści troska cię i smutek i radość w sercu twym zagości, żeś do królestwa wszedł wolności! Ubranko w paski, taczka, kilof, niezwykle życie ci umilą…” – i tak dalej. Dlatego też obozy koncentracyjne są tylko chwilowo nieczynne, a w dodatku już teraz tworzone są nowe, na przykład w Gostyninie.

Sprzyja temu duraczenie przez opanowane przez żydokomunę środki masowego przekazu. Oto telewizyjna stacja CNN zatrudnia bardzo wielu Żydów i to na eksponowanych stanowiskach (w grafice przedstawionej przez jegomością oskarżonego w związku z tym o „mowę nienawiści”, a więc rodzaj złego rasizmu, naliczyłem ich 125, a to tylko przecież wierzchołek góry lodowej.)

Nawiasem mówiąc, żydowska Liga Antydefamacyjna uznaje takie informacje za „antysemickie”, stawiając w ten sposób znak równości między antysemityzmem i spostrzegawczością. Najwyraźniej nie chce ona, byśmy byli spostrzegawczy.

Otóż ta stacja twierdzi, że rozruchy i grabieże, wszczęte przez amerykańską łobuzerię w wielu miastach, okazały się prawdziwym błogosławieństwem dla Ameryki, bo ludzie obawiając się rabusiów i bandytów, starali się unikać miejsc publicznych, dzięki czemu nie mieli okazji zarazić się koronawirusem.

Jest to sytuacja podobna, jak w 26-tysięcznym mieście Lopbury w Tajlandii, gdzie ogromne stado makaków przejęło w mieście władzę, to znaczy – opanowało ulice i miejsca publiczne, a mieszkańcy należący do gatunku ludzkiego zabarykadowali się w swoich domach. Wprawdzie makaki, to tylko małpy, ale ja bym tego nie lekceważył, bo te „istoty czujące” też są prześladowane i dyskryminowane, więc nadają się jak najbardziej na proletariat zastępczy, a poza tym rewolucja komunistyczna musi przecież od czegoś się zacząć.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Wto 11 11:38, 03 Lis 2020    Temat postu:

łącze: [link widoczny dla zalogowanych]

Rewolucja „macic”


Wreszcie komunistyczna rewolucja objawiła się również w naszym bantustanie i to w postaci podobnej do tej, w jakiej objawiła się u Naszego Najważniejszego Sojusznika. Podobieństwa objawiają się w postaci operacji przygotowanej pod względem strategii taktyki, w postaci sprawnej organizacji, operatywnej i skoordynowanej propagandy, a także zaplecza przygotowanego wśród środowisk opiniotwórczych.

Oczywiście oprócz tych podobieństw są też i różnice; o ile u Naszego Najważniejszego Sojusznika rola proletariatu zastępczego została powierzona Murzynom, to w naszym bantustanie – podobnie jak na Białorusi – „kobietom”, czyli feministkom.

Oprócz tego różnice występują w celach; o ile celem rewolucji komunistycznej w Ameryce jest utrwalenie i zinstytucjonalizowanie władzy żydokomuny nad amerykańskimi „gojami”, to w Polsce na plan pierwszy wysuwają się dwa cele. Zarówno Niemcom, jak i Żydom chodzi o zdestabilizowanie sytuacji w Polsce i pogrążenie jej w chaosie, ale w przypadku Niemiec ten chaos ma służyć zmianie obecnego rządu, będącego ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego na rząd złożony z folksdojczów, który wycofałby Polskę z projektu Trójmorza.

Jak wielokrotnie wskazywałem, projekt Trójmorza, w przypadku dojścia do skutku, godziłby w dwa ważne interesy niemieckie. Po pierwsze, podważałby niemiecką hegemonię w Europie, a po drugie – blokowałby budowę IV Rzeszy, w którą Niemcy tyle już zainwestowały.

Najprostszym sposobem zablokowania tego projektu jest wycofanie z niego Polski, bez udziału której nie ma on żadnego sensu. Trzeba zatem doprowadzić do zmiany ekipy, a ponieważ okazało się, że ani „walka o demokrację”, ani „walka o praworządność” nie są w stanie do tego doprowadzić, to podjęta została próba rzucenia na pierwszą linię frontu mięsa armatniego w postaci „kobiet”.

Organizatorom udało się skupić ich uwagę na „macicach”, toteż jestem pewien, że nie mają najmniejszego pojęcia, w czym biorą udział i myślą, że z tymi „macicami” to wszystko naprawdę.

Na niemiecką rękę wskazuje między innymi coraz bardziej agresywna publicystyka niemieckich gazet dla Polaków w rodzaju „Newsweeka”, skierowana na odcięcie narodu polskiego nawet od tej namiastki szlachty, jaką jest duchowieństwo katolickie. Inna rzecz, że dostarczyło ono niemało pretekstów, najpierw pobłażliwie traktując łajdactwa agenturalne, a teraz – obyczajowe. Ale nawet gdyby tak nie było, to na taki zamiar wskazuje choćby to, że Kościół stał się pierwszym i do tej pory właściwie jedynym celem ataku „kobiet”.

Jak wiadomo, naród odcięty nawet od takiej namiastki „szlachty”, będzie znacznie łatwiejszy do zoperowania, a przecież to właśnie nas czeka od strony żydowskiej, która rozłakomiła się na „roszczenia”. Wskazuje na ten trop również zachowanie żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją Adama Michnika, która otwarcie realizuje leninowskie wskazania odnośnie organizatorskiej funkcji prasy i pod pretekstem „informacji” publikuje instrukcje dla demonstrantów i łobuzerii.

Ważną poszlaką wskazującą na zatajoną żydowską rękę jest również deklaracja Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, finansowanej przez starego żydowskiego grandziarza finansowego Jerzego Sorosa. Po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego niezgodność aborcji eugenicznej z konstytucją, wezwała ona sędziów i lekarzy, by tego wyroku w ogóle nie brali pod uwagę.

Bo detonatorem tego wybuchu był właśnie ten wyrok. Czy jego ogłoszenie akurat w momencie, gdy w Zjednoczonej Prawicy narasta kolejny kryzys, gdy rząd wpada w panikę na widok skutków swoich zarządzeń podjętych pod pretekstem epidemii i gdy rolnicy blokują drogi w proteście przeciwko szaleństwu, jakim jest uchwalenie ustawy o ochronie zwierząt, demolującej znaczne segmenty rolnictwa, będącego jedyną chyba gałęzią gospodarki zdolną do konkurowania na rynkach międzynarodowych – tego oczywiście nie wiem, bo Naczelnik Państwa mi się nie zwierza, ale wykluczyć tego nie można z powodów o których niżej.

Teraz chciałbym skupić się na samym proteście. Przykro to powiedzieć, ale nie wystawia on najlepszego świadectwa spostrzegawczości większości kobiet. Wyrok bowiem stwierdzał to, co wynika z konstytucji, w obronie której te same środowiska jeszcze rok temu gotowe były się pokroić na kawałki.

Skłania mnie to do podejrzeń, że nie o konstytucję tu chodzi, a nawet nie o „macice”, tylko po prostu o zmianę rządu – o której zresztą co bardziej szczere aktywistki coraz częściej przebąkują. Charakterystyczną cechą obecnej akcji ulicznej jest nie tylko jej masowy charakter – co pokazuje, że organizatorzy musieli się napracować, by wszystko sprawiało wrażenie spontaniczności – ale również niespotykana dotąd w polskiej kulturze i obyczajowości wulgarność.

Protesty organizowane są bowiem pod hasłem „WYPIERDALAĆ” , a co gorliwsze aktywistki, w rodzaju pani prof. Ingi Iwasiów, wykładającej na Uniwersytecie Szczecińskim „nauki humanistyczne”, dodatkowo nawołują, żeby też „JEBAĆ”. Można odnieść wrażenie, że tego rodzaju język znajduje życzliwy rezonans nie tylko wśród wielu kobiet i dziewcząt, ale również – wśród młodych mężczyzn i chłopców – co stanowi potwierdzenie poglądu który od lat głoszę, że nie ma już jednolitego narodu polskiego, że historyczny naród polski od 1944 roku został zmuszony do dzielenia terytorium państwowego z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która – jak się okazuje – mimo propagandy aborcji dochowała się licznego potomstwa.

Charakterystyczne jest również to, że akurat, gdy w związku z epidemią całe państwo zostało zakwalifikowane do „strefy czerwonej”, w której zabronione są zgromadzenia z udziałem powyżej 5 osób, gdzie młodzieży do lat 16 nie wolno wychodzić na ulice bez towarzystwa osoby dorosłej – na ulicach przewalają się tłumy aktywistów płci obojga – przeważnie młodocianych, którzy zresztą zachowują się szczególnie agresywnie, wdzierając się podczas nabożeństw do kościołów i proponując księżom, by pokazali im „macicę” – a policja w zasadzie zachowuje się biernie – chociaż w innej sytuacji, w przypadku braku „maseczki”, za delikwentem potrafi ruszyć w pościg aż pięć radiowozów.

W rezultacie kierujący Rotami Niepodległości Robert Bąkiewicz ogłosił utworzenie Straży Narodowej na bazie Straży Marszu Niepodległości, która chciałaby bronić łobuzerii dostępu do kościołów. Chciałaby – bo stosunek Episkopatu do tej inicjatywy nie jest wcale jednoznaczny, nie mówiąc już, że na pewno nie entuzjastyczny. Widać, że z tej strony żadnego, nawet moralnego wsparcia nie będzie, więc nie ma co się na nikogo oglądać, tylko brać sprawy w swoje ręce. Czas po temu najwyższy, bo rozwydrzone „kobiety” wykrzykują, że „to jest wojna”, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że strony wojujące się nie przekrzykują, tylko zabijają i to w dodatku beż żadnej staroświeckiej rewerencji. Zatem przy bezradności rządu, w którym pojawiają się tendencje ugodowe i przy wynikającej stąd bierności struktur siłowych, najgorsze może myć dopiero przed nami.

Zawsze uważałem Naczelnika Państwa za wirtuoza intrygi, który co prawda prawie zawsze potyka się na końcu o własne nogi, ale same intrygi mota finezyjnie. Tak właśnie jest i w tym przypadku, kiedy udało mu się wypchnąć na pierwszą linię konfrontacji z wściekłymi „kobietami” Kościół katolicki, który, nawiasem mówiąc, zawsze był uważany przez żydokomunę za głównego, a właściwie – za jedynego przeciwnika.

Dodatkowego komizmu tej sytuacji dodaje okoliczność, że atakujące kościoły „kobiety”, najwyraźniej nie zdają sobie sprawy, że wpisują się w scenariusz nakreślony między innymi przez Naczelnika Państwa, tylko myślą, że robią mu na złość. Wreszcie nie jest wykluczone, że Naczelnik Państwa celowo sprowokował durnice, żeby w ten sposób przeprowadzić operację zarządzania przez konflikt.

Bezradność rządu wobec łobuzerii, abdykacja państwa, które nie reaguje na paraliżowanie całych miast skłania do podejrzeń, że tak właśnie ma być, że chodzi o to, by rozzuchwalone bezkarnością dziwy zrobiły wreszcie coś okropnego, co – jeśli nawet nie odwróci od nich sympatii tej części opinii publicznej, która daje się uwodzić sloganami o „prawach kobiet” – to wprawi ją w konsternację, która może być sygnałem do reakcji stanowczej.

Jest to przypuszczenie wobec Naczelnika Państwa uprzejme, bo może też być tak, że już na nic nie czeka, tylko przygotowuje swój spektakularny upadek – żeby każdy pamiętał, co się wtedy wydarzyło.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 10 10:14, 13 Lut 2021    Temat postu:

Faszyzm w imię wolności

Rankiem w tłusty czwartek, kiedy to posągowa i Wielce Czcigodna Małgorzata Kidawa-Błońska przechwalała się w radiu, które już zdążyło się wyprotestować, ile to zjada pączków, a ile „chrustów” – bo tak niektórzy nazywają faworki – zostałem przesłuchany w Wydziale Dochodzeniowo-Śledczym Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII przez sierżanta, pana Kamila Zdunka, w charakterze świadka.

Okazało się, że chodzi o sprawę zainicjowaną przez Hermenegildę Kociubińską (imię i nazwisko oczywiście fałszywe, bo niezawisły sąd ze znanego i słynącego na całym świecie z niezawisłości Poznania, zabronił mi nawet wymawiania, a cóż dopiero – zapisania – imienia i nazwiska prawdziwego – ale esperons, że wszyscy wiedzą, o kogo chodzi), która chce mnie wsadzić do tak zwanego „poprawnika” z powodu ujawnienia jej personaliów.

Z tym „świadkiem”, to tylko taki trick, bo tak naprawdę, to w tej sprawie mogę być podejrzanym – ale status procesowy podejrzanego jest trochę inny, niż świadka. Podejrzany może odmówić wyjaśnień, podczas gdy świadek w zasadzie nie może odmówić zeznań. Może tylko odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania, jeśli odpowiedź na nie mogłaby narazić go na odpowiedzialność karną. Jest jednak szansa, że nie ośmieli się odmówić, a wtedy może sam na siebie coś chlapnąć, co znakomicie ułatwi sprawę.

Ja odmówiłem odpowiedzi na pytania, jakie zadawał mi pan sierżant i na tym przesłuchanie się skończyło, ale sprawa – jakby powiedział to pan mecenas Maciejkowski z Lublina, którego poznałem podczas mojej studenckiej praktyki w niezawisłym Sądzie Powiatowym w Lublinie – jest rozwojowa, a pod względem prawnym – „smakowita”. Ogromnie jestem ciekaw dalszego ciągu, a w szczególności – czy sprawa trafi do niezawisłego sądu i czy posypią się tak zwane „piękne wyroki”.

Jeśli byłbym sądzony i – co nie daj Boże – skazany, to stałoby się to na podstawie faszystowskich przepisów o ochronie danych osobowych. Faszystowskich – bo za ich pośrednictwem okupujące swoje kraje biurokratyczne szajki uzurpowały sobie prawo decydowania, co ludziom wolno mówić, a czego nie wolno – i na tej właśnie podstawie niezawisły sąd ze znanego na całym świecie… – i tak dalej – zabronił mi wymawiania prawdziwego imienia i nazwiska Hermenegildy Kociubińskiej.

Tak właśnie wygląda w praktyce realizacja faszystowskiej zasady, którą Benito Mussolini sformułował w krótkich, żołnierskich słowach: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu” – z czego wynika, że poza „państwem”, czyli ramami wyznaczonymi przez okupujące swoje kraje biurokracje, nie tylko nie może być „niczego”, ale również – a może nawet przede wszystkim – że skoro „nic przeciwko państwu”, to jakikolwiek sprzeciw wobec tej uzurpacji jest zakazany.

Nasz bantustan wprowadził te faszystowskie przepisy na rozkaz Unii Europejskiej, która – wiadomo – bez faszyzmu długo wytrzymać nie może. Na razie dopiero wchodzimy w etap surowości, więc jeszcze świadek może odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania, ale jak tresura podjęta pod pretekstem epidemii przyniesie rezultaty, to z pewnością i postępowanie karne będzie wyglądało inaczej, przypominając bardziej te z okresu utrwalania władzy ludowej.

Żeby było śmieszniej, to to przesłuchanie prawie dokładnie zbiegło się w czasie z wyrokiem niezawisłego sądu w Warszawie, który nakazał panu Grabowskiemu i pani Engelking przeproszenie pani Filomeny Leszczyńskiej za oszczerstwa przeciwko jej stryjowi. Wyrok wywołał światowy rezonans. W imię solidarności plemiennej skrytykował go Światowy Kongres Żydów, a także – naczelny rabin Rzeczypospolitej, pan Michał Schuldrich, który wyraził „głęboki niepokój” z powodu „zastępowania dyskursu historycznego drogą sądową”.

Pan rabin ma oczywiście dobrą pamięć, ale najwyraźniej – krótką – bo zapomniał, że wprowadzony na życzenie strony żydowskiej art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej przewiduje odpowiedzialność karną za tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, a więc – każdą opinię na temat II wojny światowej, a obozów koncentracyjnych w szczególności, odmienną od zatwierdzonej przez jakieś „anonimowe mocarstwo”.

Czyli – w słusznej sprawie „zastępowanie dyskursu historycznego drogą sądową” jest słuszne, a może nawet jedynie słuszne, podczas gdy w sprawie niesłusznej – a taką jest wytknięcie żydowskim autorom kłamstwa w publikacji książkowej – jest szkodliwe, a nawet głęboko szkodliwe. Nie może bowiem być wolności dla wrogów wolności, to chyba jasne? Wolność ma być tylko dla płomiennych szermierzy wolności. A kto jest wrogiem wolności? To proste, jak budowa cepa: każdy, kogo nieubłaganym palcem wskażą płomienni szermierze wolności.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 10 10:14, 13 Lut 2021    Temat postu:

Faszyzm w imię wolności

Rankiem w tłusty czwartek, kiedy to posągowa i Wielce Czcigodna Małgorzata Kidawa-Błońska przechwalała się w radiu, które już zdążyło się wyprotestować, ile to zjada pączków, a ile „chrustów” – bo tak niektórzy nazywają faworki – zostałem przesłuchany w Wydziale Dochodzeniowo-Śledczym Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII przez sierżanta, pana Kamila Zdunka, w charakterze świadka.

Okazało się, że chodzi o sprawę zainicjowaną przez Hermenegildę Kociubińską (imię i nazwisko oczywiście fałszywe, bo niezawisły sąd ze znanego i słynącego na całym świecie z niezawisłości Poznania, zabronił mi nawet wymawiania, a cóż dopiero – zapisania – imienia i nazwiska prawdziwego – ale esperons, że wszyscy wiedzą, o kogo chodzi), która chce mnie wsadzić do tak zwanego „poprawnika” z powodu ujawnienia jej personaliów.

Z tym „świadkiem”, to tylko taki trick, bo tak naprawdę, to w tej sprawie mogę być podejrzanym – ale status procesowy podejrzanego jest trochę inny, niż świadka. Podejrzany może odmówić wyjaśnień, podczas gdy świadek w zasadzie nie może odmówić zeznań. Może tylko odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania, jeśli odpowiedź na nie mogłaby narazić go na odpowiedzialność karną. Jest jednak szansa, że nie ośmieli się odmówić, a wtedy może sam na siebie coś chlapnąć, co znakomicie ułatwi sprawę.

Ja odmówiłem odpowiedzi na pytania, jakie zadawał mi pan sierżant i na tym przesłuchanie się skończyło, ale sprawa – jakby powiedział to pan mecenas Maciejkowski z Lublina, którego poznałem podczas mojej studenckiej praktyki w niezawisłym Sądzie Powiatowym w Lublinie – jest rozwojowa, a pod względem prawnym – „smakowita”. Ogromnie jestem ciekaw dalszego ciągu, a w szczególności – czy sprawa trafi do niezawisłego sądu i czy posypią się tak zwane „piękne wyroki”.

Jeśli byłbym sądzony i – co nie daj Boże – skazany, to stałoby się to na podstawie faszystowskich przepisów o ochronie danych osobowych. Faszystowskich – bo za ich pośrednictwem okupujące swoje kraje biurokratyczne szajki uzurpowały sobie prawo decydowania, co ludziom wolno mówić, a czego nie wolno – i na tej właśnie podstawie niezawisły sąd ze znanego na całym świecie… – i tak dalej – zabronił mi wymawiania prawdziwego imienia i nazwiska Hermenegildy Kociubińskiej.

Tak właśnie wygląda w praktyce realizacja faszystowskiej zasady, którą Benito Mussolini sformułował w krótkich, żołnierskich słowach: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu” – z czego wynika, że poza „państwem”, czyli ramami wyznaczonymi przez okupujące swoje kraje biurokracje, nie tylko nie może być „niczego”, ale również – a może nawet przede wszystkim – że skoro „nic przeciwko państwu”, to jakikolwiek sprzeciw wobec tej uzurpacji jest zakazany.

Nasz bantustan wprowadził te faszystowskie przepisy na rozkaz Unii Europejskiej, która – wiadomo – bez faszyzmu długo wytrzymać nie może. Na razie dopiero wchodzimy w etap surowości, więc jeszcze świadek może odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania, ale jak tresura podjęta pod pretekstem epidemii przyniesie rezultaty, to z pewnością i postępowanie karne będzie wyglądało inaczej, przypominając bardziej te z okresu utrwalania władzy ludowej.

Żeby było śmieszniej, to to przesłuchanie prawie dokładnie zbiegło się w czasie z wyrokiem niezawisłego sądu w Warszawie, który nakazał panu Grabowskiemu i pani Engelking przeproszenie pani Filomeny Leszczyńskiej za oszczerstwa przeciwko jej stryjowi. Wyrok wywołał światowy rezonans. W imię solidarności plemiennej skrytykował go Światowy Kongres Żydów, a także – naczelny rabin Rzeczypospolitej, pan Michał Schuldrich, który wyraził „głęboki niepokój” z powodu „zastępowania dyskursu historycznego drogą sądową”.

Pan rabin ma oczywiście dobrą pamięć, ale najwyraźniej – krótką – bo zapomniał, że wprowadzony na życzenie strony żydowskiej art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej przewiduje odpowiedzialność karną za tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, a więc – każdą opinię na temat II wojny światowej, a obozów koncentracyjnych w szczególności, odmienną od zatwierdzonej przez jakieś „anonimowe mocarstwo”.

Czyli – w słusznej sprawie „zastępowanie dyskursu historycznego drogą sądową” jest słuszne, a może nawet jedynie słuszne, podczas gdy w sprawie niesłusznej – a taką jest wytknięcie żydowskim autorom kłamstwa w publikacji książkowej – jest szkodliwe, a nawet głęboko szkodliwe. Nie może bowiem być wolności dla wrogów wolności, to chyba jasne? Wolność ma być tylko dla płomiennych szermierzy wolności. A kto jest wrogiem wolności? To proste, jak budowa cepa: każdy, kogo nieubłaganym palcem wskażą płomienni szermierze wolności.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 7 07:05, 16 Kwi 2021    Temat postu:

Złota Pani nas anarchizuje


Dotychczas w orszaku męczenników reżymu “dobrej zmiany” pierwsze miejsce zajmował niezawisły pan sędzia Igor Tuleya, któremu szajka ukrywająca się pod zmyłkowym pseudonimem Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego odebrała immunitet, będący – jak wiadomo – źrenicą niezawisłości, czyli – jak się kiedyś mówiło – pupillą libertatis.

Wprawdzie niezawisły sąd, tym razem podobno autentyczny, orzekł, że niezawisły pan sędzia Igor Tuleya immunitet, jak gdyby nigdy nic, ma – ale reżym dopełnił miary swoich nieprawości, nie dopuszczając go do orzekania, a ponadto – straszy siepaczami z prokuratury.

A powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – taki sędzia bez możliwości orzekania, to jak Cygan bez drumli, figura groteskowa – co jest w tym męczeństwie dodatkową męczarnią. A wszystko dlatego, że już nie wiadomo, które niezawisłe sądy są w naszym bantustanie autentyczne, a które nie.

Jakby tego było mało, to i niezawiśli sędziowie, którym konstytucja surowo zakazuje przynależności do partii politycznych, podzielili się na dwie partie: sędziów rządowych i sędziów nierządnych, których polityczną odkrywką jest partia Iniuria” – dla zmylenia reżymowych siepaczy nazwana “stowarzyszeniem”.

Więc sędziowie nierządni twierdzą, że to oni są autentyczni, bo swoje umocowanie czerpią jeszcze od prezydenta Komorowskiego, który był sukcesorem prezydenta Kaczyńskiego, który był sukcesorem prezydenta Kwaśniewskiego, który był sukcesorem prezydenta Wałęsy, który był sukcesorem prezydenta Jaruzelskiego.

Mamy tu zatem pełną sukcesję, która – niczym sukcesja apostolska – wywodzi się z prawego źródła, bo też i prezydent Jaruzelski nie wypadł sroce spod ogona, tylko był sukcesorem Stanisława Kani, a z kolei Stanisław Kania – sukcesorem Edwarda Gierka, który z kolei był sukcesorem Władysława Gomułki, który z kolei był sukcesorem Edwarda Ochaba, a ten – sukcesorem Bolesława Bieruta, którego na prezydenta naszego bantustanu wyznaczył sam Józef Stalin, będący, jak wiadomo, źródłem wszelkiego autentyzmu.

To tak jak w Biblii: “Abraham zrodził Izaaka, Izaak zrodził Jakuba…” – i tak dalej – więc pewnie dlatego Wielce Czcigodna Anna Maria Żukowska z pierwszorzędnymi korzeniami myśli, że mężczyźni mogą rodzić, bo mają “macicę”.

Tymczasem sędziowie z partii rządowej, których mianował prezydent Andrzej Duda, taką sukcesją pochwalić się nie mogą, bo jakiż z prezydenta Dudy prezydent? Nie tylko nie uznaje go prezydent Bronisław Komorowski, którego wybór sam pan generał Dukaczewski uczcił łykiem szampana, ani nie uznaje go Wielce Czcigodny poseł Pupka, ani Wielce Czcigodny poseł Łajza, ani osobistości drobniejszego płazu, jak na przykład moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, nie mówiąc już o przedstawicielach jurysprudencji, jak na przykład pan prof. Matczak, który z powodu opóźnionego urodzenia nie zdążył już terminować w PZPR, jak np. pan prof Rzepliński.

Przywołuję pana prof. Matczaka nie tylko ze względu na genialnego syna, ale również ze względu na pryncypialną opinię, iż “postkomunistyczny prokurator” zlikwidował demokratyczną instytucję w wolnej Polsce. Chodzi tym razem nie o pana sędziego Igora Tuleyę, tylko o pana Adama Bodnara, co to po wygaśnięciu kadencji, “pełnił obowiązki” na operetkowej posadzie “rzecznika praw obywatelskich”, posłusznie służąc obozowi zdrady i zaprzaństwa.

Otóż Trybunał Konstytucyjny też nie jest autentyczny, jako “trybunał Julii Przyłębskiej”, chociaż są tam jeszcze autentyczne mamuty z poprzedniego nadania w osobie na przykład pana sędziego Leona Kieresa, który doktoryzował się z RWPG, a habilitował z zagranicznego przedsiębiorstwa socjalistycznego.

Otóż ten rzekomy Trybunał orzekł, że konstytucja nie przewiduje instytucji “pełniącego obowiązki” rzecznika praw obywatelskich, zatem pan Adam Bodnar jest na tym stanowisku kimś w rodzaju uzurpatora. Oczywiście pan Adam Bodnar nie przyjmuje tego do wiadomości, pokazuje przebierańcom gest Kozakiewicza i powiada, że “nie czuje się bezsilny”, bo wie, że “obywatele”, zwłaszcza zrzeszeni w organizacji “Obywatele SB”, z uwagą się temu wszystkiemu przyglądają i jak padnie rozkaz, to wyjdą na ulicę, by ten cały “trybunał Julii Przyłębskiej” rozpędzić na szpicach butów.

W razie potrzeby Obywatelom SB” w sukurs przyjdzie pani Marta Lempart z “macicami”, które każą trybunałowi “wypierdalać”, bo inaczej go “zajebią” – i w ten sposób praworządność w Polsce zostanie przywrócona, przynajmniej częściowo.

Zresztą nie tylko na “obywateli” może pan Bodnar liczyć. Ujęły się za nim również niemieckie owczarki i folksdojcze z Unii Europejskiej, którzy pod argusowym okiem Naszej Złotej Pani od marca 2017 roku monitorują walkę o praworządność w naszym bantustanie. Zostanie ona zaś przywrócona w całości, kiedy kiedy ostatni sędzia rządowy zostanie skierowany do obozu koncentracyjnego w Gostyninie, którym, nawiasem mówiąc, pan Adam Bodnar też się interesował, apelując do komisji sejmowych i ministrów, żeby używane tam środki przymusu miały przepisowe kalibery – gdzie za swoje zuchwałe przyjęcie nominacji ze zbrodniczych rąk prezydenta Andrzeja Dudy, będzie do końca nędznego życia jęczał i szlochał, ćwiczony codziennie przez tamtejszych szermierzy praworządności.

Ponieważ tych sędziów jest podobno wielu, to obóz koncentracyjny w Gostyninie wszystkich na pewno nie pomieści i kto, wie, czy dla potrzeb przywrócenia w Polsce praworządności nie trzeba będzie uruchomić chwilowo nieczynnego obozu w Oświęcimiu? Coś może być na rzeczy, bo jakby w przewidywaniu nieuchronności, reżym “dobrej zmiany” skierował do Rady Muzeum Auschwitz-Birkenau panią Beatę Szydło, żeby na wszelki wypadek mieć tam swojego człowieka. Ale pan prof. Stanisław Krajewski, który w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów tresuje tubylczych chrześcijan w sztuce skakania przed Żydami z gałęzi na gałąź, specjalnym nosem wyczuł, co się święci i z Rady natychmiast się wycofał.

Oto jak Naszej Złotej Pani, pod kryptonimem walki o praworządność w Polsce, udało się zanarchizować nasz bantustan. Myślę, że sam Fryderyk Wielki lepiej by tego nie zrobił, chociaż i on miał u nas do dyspozycji wielu folksdojczów. Tamci jednak pobierali od niego jurgielt, podczas gdy współcześni, przynajmniej w większości, robią to con amore, wyłącznie z powodu partyjniackiego zacietrzewienia.

Oczywiście Naszej Złotej Pani tylko w to graj, tym bardziej, że w sukurs jej wysiłkom przychodzi Królestwo Niderlandów, którego minister spraw zagranicznych Stef Blok dał właśnie wyraz swemu zaniepokojeniu “erozją praworządności w Polsce”. Ciekawe, co Królestwo Niderlandów z tego ma – bo – w odróżnieniu od tubylczych folksdojczów – chyba nie kieruje się wyłącznie partyjniackim zacietrzewieniem. Czy liczy na jakieś nabytki terytorialne, czy też na udział żydowskich roszczeniach – to zostanie nam objawione w stosownym czasie.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Śro 14 14:34, 21 Kwi 2021    Temat postu:

Obrona przed dominacją fizjologii

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wprawdzie „rewolucja macic”, która ostatnio jakby trochę przycichła, jest odrażająca, podobnie jak jej protagonistki, ale to nic nie szkodzi, skoro w jednej chwili poszerzyła naszą wiedzę.

Teraz już wiemy, że przez wieki ludzkość żyła iluzjami i złudzeniami, zwłaszcza w Europie – ale dzięki „rewolucji macic” dowiedzieliśmy się ponad wszelką wątpliwość, że przypisywanie kobietom jeśli nawet nie cech angelicznych, to co najmniej – delikatności, czy subtelności, nie miało żadnego pokrycia w rzeczywistości.

Kobiety to przede wszystkim fizjologia, co oczywiście nie jest ani ich winą, ani nawet niczym złym – ale tylko dopóty, dopóki fizjologia nie staje się manifestem nie tyle kulturowym, co właśnie antykulturowym. Fizjologia owszem, może być uważana za fundament kultury w tym znaczeniu, że na przykład erotyczne napięcie między kobietą a mężczyzną może stać się – i było – inspiracją literatury, malarstwa i rzeźby – ale dopiero, gdy zostało oczyszczone z fizjologicznej dosłowności.

Zresztą nie tylko ono. Stanisław Cat-Mackiewicz twierdził, że o ile literatura i w ogóle – cała kultura francuska wyrasta właśnie z erotyzmu, to literatura i w ogóle – cała kultura angielska wyrasta z sadyzmu.

Sadyzm jest co prawda też odmianą erotyzmu, ale odmianą zboczoną, zdeprawowaną. Jako przykład przytaczał kreskówki Disneya, zbudowane na tym, że komuś zawsze grozi tam straszliwe niebezpieczeństwo, a fabuła pokazuje, w jaki sposób on tego nie niebezpieczeństwa unika.

Kto wie, czy nie dlatego właśnie średniowiecze francuskie wydało trubadurów i truwerów, którzy uczynili z kobiet istoty angeliczne – i tak już pozostało. Znakomitą ilustracją jest przypadek Jofreya Rudela, księcia Blaye, w Żyrondzie, który od pielgrzymów powracających z Ziemi Świętej usłyszał o hrabinie Trypolisu i pod wpływem tych opowieści zakochał się w niej, nie widząc jej na oczy. Skomponował o niej wiele lirycznych pieśni – ale tęsknota mu nie wystarczyła. Pragnąc ją zobaczyć, wyruszył na morze. Dotarł wprawdzie do Trypolisu, ale już umierający. Ludzie donieśli hrabinie o jego przybyciu, a ona pospieszyła do gospody i wzięła umierającego w ramiona. Ten bez słów poznał, że to musi być ona i w ramionach hrabiny umarł szczęśliwy zaś ona sama, pod wpływem wielkiego wzruszenia tą miłością, bodaj czy nie spędziła reszty życia w klasztorze.

Ale takie wielkie i dramatyczne miłości zdarzały się nie tylko wśród trubadurów. „Powiedzcie kędy jest uczona Helois dla miłości której Abeylard Piotr zmienion w kapłona żal swój w klasztorne zamknął mury…” – pisał Franciszek Villon w „Balladzie o paniach minionego czasu”.

Jak wiadomo, Abeylard, chluba ówczesnej francuskiej nauki, zakochał się w swojej uczennicy Heloizie, Jej wuj wynajął zbirów, którzy go wykastrowali, po czym Abeylard zamieszkał w jakimś prowincjonalnym klasztorze. Naigrawał się z tego Aleksander Fredro pisząc w swojej „Sztuce obłapiania”: „Jęczał Abelard żywota ciąg cały, że mu okrutnie oberżnięto gały. Wolałby cierpieć bez ręki lub nogi, a Zeloizie dogodzić niebogi, która nieszczęsna, trąc dupą o ścianę, płakała ciągle stratę uchochanę.”

I tak niepostrzeżenie z angelicznych wyżyn staczamy się w jaskinie fizjologii, gdzie tenże Villon raczy nas „Balladą o grubey Małgośce”, w której między innymi czytamy: „Już zgoda. Małgoś pleszcze mnie po głowie. Pierdnie siarczyście, wzdęta jak ropucha. Śmiejąc się swoim picusiem nazowie. Życzliwie nóżką przygarnie do brzucha. Schlani oboje, śpimy jak barany. A gdy nad ranem burknie jey w żywocie, wyłazi na mnie na jutrzne pacierze, aż jęknę pod nią, na poły złamany. Y tak się bawim, pławiąc się w swym pocie, w bordelu, kędy mamy zacne leże”.

Wskazuję na tę różnicę i na ten ześlizg od wzniosłości ku wulgarności, byśmy lepiej zrozumieli, że nie można dopuścić do publicznej dominacji fizjologii, bo grozi to wepchnięciem całej kultury ludzkiej między nogi, gdzie można wysłuchać monologów vaginy i napawać się menstruacyjnymi sekrecjami z macicy.

Żeby temu zapobiec, nie można pozwalać kobietom na rozwydrzenie, bo w skutkach może okazać się ono groźne nie tylko dla nich samych, ale i dla cywilizacji. A pani Marta Lempart nowej cywilizacji nam nie podaruje.

Podobnie z sodomitami. Właśnie porozlepiali na ulicach miast plakaty z napisem „kochajcie mnie mamo i tato”. Chodzi o to, że według statystyk 80 procent rodziców „nie akceptuje” dzieci oddających się sodomii. A zdaniem organizatorów kampanii, powinni „akceptować”.

Przypomina mi to dyskusję sprzed lat z panem Biedroniem i panem Poniedziałkiem, w której uczestniczył jeszcze pan Janusz Majcherek, no i ja. Dyskusja nie była ciekawa, bo panowie sodomici ograniczali się do przedstawiania postulatów roszczeniowych, na które zareagowałem, że tolerancja oznacza cierpliwe znoszenie czegoś, z czym się nie zgadzam, co uważam za wstrętne i niebezpieczne, ale z racji wyższego rzędu, jak np. spokoju społeczny, czy miłości bliźniego, cierpliwie to znoszę.

Na to pan Majcherek uświadomił mnie, że tak było kiedyś, a teraz to już nie wystarczy. Teraz tolerancja oznacza akceptację. Ale konieczność akceptacji oznacza, że nie mogę już ujawnić swego zdania, jeśli okazałoby się sprzeczne z rozkazem akceptacji.

Tak oto społeczeństwo zostało sterroryzowane przez wpływowych promotorów zboczeńców, którzy zresztą swoich przypadłości nie uważają za zboczenie, powołując się na uchwałę podjętą w 1990 roku przez WHO w drodze głosowania.

Mniejsza już o kompetencje tej zbiurokratyzowanej szajki, ale co możemy ustalić przez głosowanie? Tylko – jak głosowali uczestnicy tego przedsięwzięcia – bo już nawet nie to, o czym wtedy myśleli i czym się kierowali. Jest to więc opinia absolutnie bezwartościowa i gdyby nie przedstawili jej wysoko postawieni biurokraci, tylko jakiś zwykły obywatel, to w najlepszym razie nikt nie zwróciłby na niego uwagi, a w najgorszym – oddał w ręce infirmerów.

Tymczasem w ciągu ostatnich 30 lat ta opinia awansowała do rangi dogmatu, z którym nie można dyskutować, tylko przyjąć go do aprobującej wiadomości. Na jej podstawie organizatorzy kampanii chcą zmusić, a w każdym razie nakłonić rodziców, by pod groźbą oskarżenia o „homofobię” przynajmniej udawali, że kochają swoje dziecko, bez względu na to, co ono robi.

Jest to oczywiście forma totalniactwa, ale nie o to już chodzi, tylko przede wszystkim o powtórkę z historii, Podobnie jak za bolszewików, wszyscy mają zostać poddani terrorowi doktrynerskich urojeń, nie mających żadnego pokrycia w rzeczywistości.

Tymczasem „homofobia” jest zdrowym społecznym odruchem obronnym przez terrorem tego doktrynerstwa, a przede wszystkim – jego tragicznych społecznych następstw – bo przecież wszystkie zboczenia też obracają się wokół fizjologii.

Stanisław Michalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 13 13:13, 30 Lip 2021    Temat postu:

W obliczu plag egipskich

Jakby było mało plag egipskich, jakie ostatnio spadły na nasz nieszczęśliwy kraj, to jeszcze tylko patrzeć, jak zbrodniczy koronawirus wróci z wakacji i zabierze się za nas z nową energią.

Tak w każdym razie twierdzi pan minister Niedzielski, zapowiadając czwartą falę i kombinując, jakby tu wprowadzić przymus szprycowania, ale tak, żeby formalnie go nie wprowadzać.

To właśnie wygląda na największą troskę rządu, co pokazuje, że w tej całej epidemii chodzi nie tylko o zagwarantowanie stałego dopływu forsy dla koncernów farmaceutycznych, bo co kolejna fala, to okazuje się, że trzeba szprycować obywateli drugą dawką, trzecią – i tak dalej – aż pacjent umrze całkowicie wyleczony – ale również, a może nawet przede wszystkim, żeby obywateli tak wytresować, by bez szemrania poddawali się każdemu zarządzeniu Umiłowanych Przywódców.

Rządzące większością krajów biurokratyczne szajki tak się rozzuchwaliły, że nie tylko nie znoszą najmniejszego sprzeciwu, ale w dodatku uważają, że wszystkie pomysły, wszystkie – jak powiedziałby Kukuniek – „koncepcje”, jakie przyjdą im do głowy, mają charakter zbawienny.

Wróćmy jednak do plag egipskich, jakie nękają nasz nieszczęśliwy kraj. Oto zaraz po europejskiej wizycie amerykańskiego prezydenta Józia Bidena, który przyjechał poprawiać stosunki z Naszą Złotą Panią i jej strategicznym partnerem, zimnym ruskim czekistą Putinem, nie tylko zamiar powrotu na ojczyzny łono ogłosił Donald Tusk, ale w dodatku, żeby ten jego powrót był skuteczniejszy, Europejski Trybunał Sprawiedliwości, a nawet Międzynarodowy Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zaczęły bombardować Polskę, żeby wymusić na niej na początek likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a potem w ogóle – wysadzenie tzw. reformy sądownictwa w powietrze.

Widać wyraźnie, że w wojnę o praworządność, jaką wobec Polski Nasza Złota Pani rozpoczęła w marcu 2017 roku, wciągane są nie tylko instytucje Unii Europejskiej, w międzyczasie pedantycznie obsadzone przez niemieckie owczarki, ale nawet wszystkie inne. Tłumaczę to sobie również solidarnością międzynarodówki przebierańców, którzy chętnie posłuchali rozkazów Naszej Złotej Pani, żeby w ten sposób ugruntować swoją słynną niezawisłość.

Rząd próbował się podpierać orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, że niby to konstytucja ma „pierwszeństwo” przez wolą Naszej Złotej Pani – ale pani Vera Jurova, co to w swoim życiorysie ma również epizod kryminalny, zagroziła szantażem finansowym. Na takie dictum rząd zaczął podwijać ogon; pani Małgorzata Manowska, I Prezes Sądu Najwyższego powiedziała, że będzie „zamykać” Izbę dyscyplinarną i nawet zgłosiła gotowość również swojego „odejścia”, a premier Morawiecki zauważył, że ta cała Izba „nie spełniła naszych oczekiwań”.

Widać, że wojnie Donalda z Kaczorem Donald ma więcej atutów, bo wspiera go też Departament Stanu i Departament Handlu Naszego Najważniejszego Sojusznika. Pan Daniel Fried, ten sam, co to na przełomie lat 80-tych i 90-tych, wespół z ówczesnym szefem KGB Władimirem Kriuczkowem projektował transformację ustrojową naszego bantustanu, powiedział, że nie można być sojusznikiem USA i sekować amerykańskie biznesy.

Skoro nie wolno sekować amerykańskich, to żydowskich, takich, jak TVN – tym bardziej. Toteż do Warszawy przyjechała pani sekretarz stanu do spraw handlu i porozmawiała z pobożnym wicepremierem Gowinem również w sprawie „lex TVN”. Skoro tedy pobożny wicepremier Gowin nie pozwoli na przeforsowanie „lex TVN”, to nie będzie ona przeforsowana.

Widzimy, że Naczelnik Państwa będzie mógł teraz robić tylko to, na co pozwoli mu pobożny wicepremier Gowin. Formalnie Naczelnikiem Państwa jest nadal Jarosław Kaczyński, ale widać, że punkt ciężkości władzy przesuwa się powoli w stronę pobożnego wicepremiera Jarosława Gowina, na którym najwyraźniej nie robią wrażenia ultimata, jakie podobno Naczelnik pod jego adresem wysuwa. Najwyraźniej wicepremier Gowin wie już, że jeśli Nasz Najważniejszy Sojusznik zechce, to może go wystrugać z banana nie tylko na premiera, ale nawet – na prezydenta – chyba, żeby to stanowisko zostało zarezerwowane przez Naszą Złotą Panią i prezydenta Józia Bidena dla Donalda Tuska, który wrócił na ojczyzny łono.

Wprawdzie Naczelnik Państwa kupił od Stanów Zjednoczonych 250 czołgów „Abrams”, ale za to, że on kupuje, to Amerykanie go wsadzili i trzymają na stanowisku Naczelnika. A jak będzie trzeba dokonać podmianki, to żadne czołgi mu tu nie pomogą. Prezydent Biden dogaduje się z państwami poważnymi, podczas gdy nasz bantustan musi pokornie przyjmować do wiadomości wszystko, co będzie mu objawione.

Oto w sprawie cofnięcia sankcji na Nord Stream 2 rząd polski – podobnie jak ukraiński czy litewski – podobno był „konsultowany”. Ciekawe, jak takie konsultacje mogłyby wyglądać, bo jeśli np. jakiś jegomość zawiadamia mnie, że zaraz poderżnie mi gardło i pyta – co ja na to – to nie można powiedzieć, żeby tego poderżnięcia ze mną nie „skonsultował”, nieprawdaż? Dlatego też krzykliwy minister spraw zagranicznych Izraela, pan Lapid, powiedział, że Polska „wie, co ma zrobić”, żeby poprawić sobie stosunki z bezcennym Izraelem. Z pewnością nie chodzi mu o to, by zrobiła kupę, tylko coś zupełnie innego.

I w takiej sytuacji – jeszcze zbrodniczy koronawirus. Zawsze mówiłem, że jest on politycznie bardzo wyrobiony i wie, kiedy łagodnieć, a kiedy się srożyć podczas kolejnych „fal”. Toteż rząd chętnie skorzysta z pretekstu, jaki niesie „czwarta fala” i obmyśli takie szykany dla każdego, kto nie będzie chciał się wyszprycować, że popamięta ruski miesiąc, a potem ze łzami w oczach przyjdzie, żeby go wyszprycować i kto wie – może nawet zapłaci żywą gotówką?

Oczywiście towarzyszyć temu będzie również propaganda, w którą zaangażowani zostali już nie tylko celebryci, ale nawet – Koła Gospodyń Wiejskich. Któż oprze się perswazji wyrażonej w pieśni: „oj dana, oj dana, szprycuniu kochana?”

Widzimy tedy, że epidemia zbrodniczego koronawirusa rozwija się zgodnie z przyjętym planem, a może nawet została wkalkulowana w politykę „odprężenia” w stosunkach amerykańsko- europejskich, to znaczy – amerykańsko-niemiecko-rosyjskich, bo skoro w politykę wciągane jest wszystko, to dlaczego nie zbrodniczy koronawirus?

W takiej sytuacji – co wielokrotnie mówiłem – epidemia skończy się wtedy, kiedy będzie trzeba – a jak nie będzie trzeba, to nie skończy się nigdy – bo któż by dobrowolnie zrezygnował z takiego narzędzia do tresowania obywateli?

Stanisław Micwiczhalkie
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 22 22:52, 20 Sty 2022    Temat postu:

Kogo jebać, jak i w co?
Posted by Marucha w dniu 2022-01-20 (Czwartek)


W liceach, jak zwykle, odbywają się studniówki, na których młodzież się bawi, jak tam potrafi. Tak też było w Elblągu, w liceum im. Jana Pawła II, gdzie tamtejsi kandydaci na maturzystów bawili się przy muzyczce, między innymi – przy piosence Eryka Prydza “Call on me”, przerobionej przez “Cypisa”, czyli Cypriana Racickiego, który w chwilach wolnych od sugestii, jakoby zaprawiał się kokainą, nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego.

Muszę powiedzieć, że pan Racicki chyba nie miał specjalnych trudności z przerobieniem utworu Eryka Prydza, bo jest on literacko dość monotonny. Oto on: “Wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnieeeee! Jestem tym samym chłopakiem, którym byłem.”

Nietrudno się domyślić, że utwór wyraża tęsknotę za Valerią – żeby przyszła – a jak już przyjdzie, to będzie się działo. Co będzie się działo? Oczywiście bliskie spotkanie III stopnia – ale jeśli miałoby ono być tak samo monotonne, jak tekst piosenki, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby Valeria wzruszyła ramionami i w najlepszym razie udzieliła odpowiedzi wymijającej: wal się sam, frajerze!

To już bardziej mnie dziwi, że licealiści z Elbląga upodobali sobie trawestację akurat tej prymitywnej literacko piosenki, chociaż z drugiej strony pewne światło na te gusta rzuca okoliczność, że mogą myśleć iż jest ona szczytowym osiągnięciem literatury. Skoro literackie nagrody Nobla zdobywają tacy laureaci, jak Dario Fo, pani Jelinek, czy choćby – pani Olga Tokarczuk, to cóż mają śpiewać licealiści na studniówkach? Przecież “Ksiąg Jakubowych” śpiewać chyba się nie da, skoro samo ich przeczytanie wymaga sporego samozaparcia?

Ale gustibus est non disputandum i na przykład za moich czasów w kołach wojskowych popularny był anonimowy utwór: “Ch… ci w d… moja miła, tyś przyczyną moich łez. Tyś mnie tryprem zaraziła, twoją p… j… pies!”.

Wydaje się, że od strony literackiej ta stara piosenka jest bogatsza od utworu Eryka Prydza, bo mamy ty do czynienia z dramatem, pozornie spowodowanym gonokokami, ale tak naprawdę – niewiernością umiłowanej osoby, bo to nie amant zaraził tryprem swoją miłą tylko odwrotnie, a z tego wynika, że musiała się ona bzyknąć gdzieś na boku. Trudno w tej sytuacji się dziwić, że kochanek się zniechęcił i w czynie społecznym doradza swojej “miłej”, żeby zawarła bliższą znajomość z psami.

Ale pan Racicki , 33-letni inowrocławianin, widocznie woli prostsze utwory, skoro wziął się za trawestację dzieła Eryka Prydza. Trawestacja polegała na tym, że zamiast “wpadnij do mnie Valerie” wstawił słowa: “jebać PiS!”. Są one bowiem od pewnego czasu kultowym znakiem rozpoznawczym subtelnych intelektualistów, estetów i osób o statusie akademickim, co mieliśmy możliwość oglądać w transmisji na żywo ze Szczecina.

Toteż młodzież w rytmie tego hasła pewnie kicała tak samo, jak pan mecenas Roman Giertych na demonstracji w obronie konstytucji. Wprawdzie strawestowana piosenka wzbudziła pewne wątpliwości, ale – jak wyjaśnił jeden z uczniów funkcjonariuszowi Propaganda Abteilung – młodzież pokończyła 18 lat i może kicać przy takiej muzyczce, jaka jej się podoba. Muszę powiedzieć, że i tak zachowała się powściągliwie, że nie chciała jebać Patrona szkoły, chociaż z drugiej strony nawoływanie do jebania PiS-u sprawia wrażenie bardziej ambitnego, bo to całkiem spora partia i nawet doświadczonym jebakom dokończenie operacji mogłoby zająć sporo czasu. Czy 100 dni, jakie pozostały do matury, wystarczy? Może nie wystarczyć tym bardziej, że dyrekcja Liceum zamierza w tym czasie przeprowadzać w szkole rozmowy, w których będzie tłumaczyła uczniom, iż jebanie PiS jest niewłaściwe.

Ale to nic nie szkodzi, bo jebanie PiS młodzież może dokończyć na studiach wyższych. To nawet lepiej, bo wtedy będzie mogła jebać fachowo, pod kierunkiem osób o statusie akademickim, np. pani prof. Ingi Iwasiów ze Szczecina, która na czym, jak na czym, ale na jebaniu i wypierdalaniu musi znać się, jak mało kto. Ciekawe, gdzie nabyła takiej eksperiencji, pewnie z jakimiś tęgimi jebakami, co to potrafią nie tylko perfekcyjnie jebać, ale i sprawnie wypierdolić.

Tam zresztą musi być znacznie więcej takich specjalistów, bo solidarność z panią profesor wyraziło co najmniej 100 innych akademików, którzy przy okazji podkreślili, że pani prof. Iwasiów nie tylko “inspiruje inne badaczki i badaczy, studentki i studentów, czytelniczki i czytelników, ale także bezustannie podtrzymuje i na nowo stwarza uniwersytet, jako ideę” – czytamy w stosownym panegiryku.

Do czego “inspiruje”? A do czegóż by, jak nie do “jebania”? Dzięki temu na uniwersytet można trafić bezpośrednio z przedszkola – co przyznaje Jan Gerhard, opisując w książce “Niecierpliwość” bliskie spotkanie III stopnia z paryską kurwą. Ciekawe, czy pani prof. Iwasiów to czytała, czy może w nawale zajęć praktycznych już nie zdążyła? Mniejsza jednak o to, bo znacznie ciekawsze jest, kogo młodzież będzie jebać, jak już skończy z jebaniem PiS? Kogoś przecież jebać trzeba, więc co będzie, kiedy PiS-u już zabraknie?

Dlatego już teraz, zawczasu, trzeba odpowiedzieć na pytanie, kogo można jebać, a kogo raczej nie, a także – jak i w co? Czy na przykład można jebać Donalda Tuska? Co na ten temat sądzi pan Racicki? Czy gotów jest odpowiednio strawestować swoją obecną trawestację, czy też na przykład pan Brejza, też inowrocławianin, by mu to odradził? Bo skoro jebanie Donalda Tuska byłoby dopuszczalne, to – zgodnie z argumentum a maiori ad minus, co się wykłada, że komu wolno więcej, temu wolno i mniej – to można by wyjebać również resztę Platformy Obywatelskiej, a także stronnictw sojuszniczych, tworzących Koalicję Obywatelską.

No dobrze – a co z Lewicą? Tam zdaje się ściśle przestrzegany jest parytet Wielce Czcigodnych posłów i posłanek, wśród których znajduje się nie tylko moja faworyta, Wiece Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, ale i pan Krzysztof Śmiszek, który – o ile mi wiadomo – ma w tym zakresie specjalne wymagania.

Jak widzimy, przygotowanie takiej operacji nie jest sprawą prostą, zwłaszcza w aspekcie kadrowym – na co zwracał uwagę Józef Stalin mówiąc, że “kadry decydują o wszystkim”. W takiej sytuacji trzeba będzie chyba gruntownie przerobić ramy programowe wszystkich dyscyplin akademickich, żeby niczego nie robić byle jak, tylko – z gruntowną znajomością rzeczy. A któż dostarczy młodzieży tej straszliwej wiedzy, jeśli nie doświadczone kadry akademickie?

Intuicyjnie przeczuwano to jeszcze przed wojną, zwracając uwagę na osobę, z którą ćwiczy młody ułan. A co z autorytetami moralnymi? Czy na przykład można jebać pana redaktora Adama Michnika? Wprawdzie jest on w awangardzie nieubłaganego postępu, jednak z drugiej strony wiadomo przecież, że w propagandę powinni wierzyć inni, ale przecież nie ci, którzy ją produkują! Ileż spraw trzeba tu rozeznać, ileż decyzji trzeba podjąć – więc jak tylko zakończy się piąta fala pandemii, trzeba będzie zabrać się do roboty.

Stanisław Michalkiewicz

Łącze: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sindbad
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 5518
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Nie mieszka w Polsce

PostWysłany: Nie 19 19:16, 23 Sty 2022    Temat postu:

kiedyś duzo czytałem tego jego mościa ale jak pieprzył o szprycach i skutkach a sam poleciał się zaszprycowac to już mi zbrzydł..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31337
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Nie 22 22:37, 23 Sty 2022    Temat postu:

Takie podwójne standardy, to wśród postaci ze świecznika bardzo częste. Oceniałbym, stopień ześwinienia tego środowiska na 99%.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 13, 14, 15  Następny
Strona 14 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin