Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świat w/g Michalkiewicza
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 11 11:43, 06 Lut 2014    Temat postu:

Majdan Suwerenności na Placu Defilad?


Cóż za osobliwy zbieg okoliczności! Podczas kiedy na kijowskim Majdanie płomienni obrońcy demokracji i zwolennicy Anschlussu Ukrainy do Unii Europejskiej nie tylko pokojowo demonstrują, ale w dodatku uprzedzają podstępne ataki sił reakcji i wstecznictwa, atakując te złowrogie siły z nieubłaganie postępowych pozycji, pan Sławomir Neumann wiceminister zdrowia poinformował, że gotowa jest już pierwsza „psychuszka” w Gostyninie.
Na razie może przyjąć najwyżej 10 „osób stwarzających zagrożenie”, ale to nie jest ostatnie słowo, bo docelowo będzie mogła przyjąć aż 60 takich niebezpiecznych osób.

Jestem pewien, że ten Gostynin to też nie jest ostatnie słowo i kiedy już synekury w Parlamencie Europejskim zostaną porozdzielane między Umiłowanych Przywódców, którzy w pocie czoła rozpoczną ciułanie pierwszego miliona, który oczywiście można równie dobrze ukraść, ale tylko wtedy, gdy jest się funkcjonariuszem, albo przynajmniej konfidentem którejś razwiedki, jak np. Marcin P. z Amber Goldu, który – jak się okazało – działał zupełnie sam, niczym ten (ma się rozumieć, że nie pokażę który, ale przecież każdy i tak wie) palec – więc kiedy już Umiłowani Przywódcy przystąpią do ciułania pierwszego miliona, to rząd premiera Tuska pootwiera kolejne „psychuszki” – myślę, że co najmniej 48 – żeby w ten sposób wyjść naprzeciw przedwyborczym postulatom Leszka Millera, by utworzyć 49 województw.

A – powiedzmy sobie szczerze – co to za „województwa” bez „psychuszek”, w których wojewoda – ten sam, co to wedle uchwalonej 10 stycznia ustawy, może zwrócić się do państw trzecich o udzielenie mu „bratniej pomocy” – mógłby oddawać pod troskliwą opiekę wraczy „osoby stwarzające zagrożenie” dla establishmentu? Jak takiej jednej z drugą „osobie” wracze zaaplikują elektrowstrząsy połączone z lewatywami i płukaniem żołądka, to niejeden będzie mógł taktownie umrzeć tam jako symulant, a ci, którzy wytrwają choćby i pod młotem, będą przez resztę życia cieszyć się, że żywi-zdrowi – bo wolności już pewnie nie zobaczą.

Ale to jakoś nikogo w naszym nieszczęśliwym kraju ani nie przeraża, ani nawet nie konfunduje. Najwyraźniej wszyscy uważają, że to są tak zwane nieuniknione koszty demokracji, która sama w sobie jest wartością tak wielką, że nie ma niczego, czego nie można byłoby dla niej poświęcić. Jakże inaczej wytłumaczyć brak reakcji na podpisanie 4 października 2012 r. przez prezydenta Komorowskiego uchwalonej zresztą z jego inicjatywy nowelizacji przepisów o zgromadzeniach, zaostrzającej warunki odbywania zgromadzeń publicznych, podobnie jak nikt nie protestował przeciwko podpisanej we wrześniu 2011 roku przez prezydenta Komorowskiego nowelizacji przepisów o stanach nadzwyczajnych, m.in. o stanie wojennym, z której wynika, że władza będzie mogła wszystko, a obywatele – nic.

Tak samo nikt specjalnie nie protestował przeciwko uchwalonej 10 stycznia br. ustawie o bratniej pomocy, przewidującej udział formacji zbrojnych obcych państw w pacyfikowaniu obywateli polskich.

Ciekawe, że ustawa nr 3879 uchwalona przez ukraiński parlament i powszechnie krytykowana zarówno przez płomiennych obrońców demokracji, kibicujących zwolennikom Anschlussu Ukrainy do UE, jak i samych zwolenników Anschlussu, zawiera postanowienia bardzo podobne, np. o zakazie zasłaniania twarzy podczas demonstracji, zakazie budowania namiotowych miasteczek i barykad („małych form architektonicznych”), a także zakazie blokowania urzędów państwowych. Wszystkie te zakazy zostały uznane za skandal i dowód wprowadzenia na Ukrainie dyktatury, toteż nic dziwnego, że przez płomiennych bojowników o demokracje i Anschluss zostały one uznane za siarczysty policzek, wymierzony w twarz całego ukraińskiego narodu.

Co z tego wynika? Ano to, że naród ukraiński najwyraźniej ma wyższe poczucie godności, niż mniej wartościowy tubylczy naród polski, którego okupanci wynajmują się do usług kuplerskich i stania na świecy z 15 milionów dolarów. Ciekawe, co by się stało na Ukrainie, gdyby tak tamtejszy parlament uchwalił ustawę o „bratniej pomocy” – w takim samym brzmieniu, w jakim została przyjęta przez Umiłowanych Przywódców w Sejmie 10 stycznia? Tego łajdactwa nie wybaczyłby prezydentowi Janukowyczowi nawet pan red. Adam Michnik, chociaż serduszko ma z wosku i amikoszoneryzował się nawet z „człowiekami honoru”, którzy się z mniej wartościowym narodem tubylczym bez ceregieli konfrontowali.

Ale skoro naszym Umiłowanym Przywódcom tak zależy na podtrzymaniu „suwerenności narodu” na Ukrainie, że aż w specjalnej sejmowej uchwale zwrócili się do tamtejszych władz o jej „poszanowanie”, to warto się zastanowić, co by było, gdyby tak mniej wartościowy naród tubylczy w Polsce pewnego dnia naprawdę poczuł się suwerenem i zamiast urządzać Marsze Zamiast Niepodległości, założył dajmy na to, na Placu Defilad Majdan Suwerenności, ufortyfikował go, a gwoli uprzedzenia spodziewanego ataku sił wynajętych przez obóz zdrady i zaprzaństwa, znienacka uderzył na nie, wyznaczając linię demarkacyjną między obszarem wyzwolonym, a zniewolonym przy pomocy stosów płonących opon samochodowych, następnie zażądałby natychmiastowej dymisji tych wszystkich prezydentów, premierów i Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, to nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania”), że zarówno pan prezydent Komorowski, premier Tusk, a za nimi wszyscy Umiłowani Przywódcy drobniejszego płazu, z wielką konfuzją suwerennemu narodowi by ustąpili, spełniając wszystkie jego żądania, zaś Unia Europejska, z Naszą Złotą Panią z Berlina na czele, otworzyłaby na oścież ramiona, niczym ośmiornica.

Z drugiej jednak strony, czym można być jeszcze bardziej suwerennymi, niż jesteśmy po ratyfikowaniu traktatu lizbońskiego? Bardziej suwerennymi już być nie można. Ukraińcy to co innego; oni traktatu lizbońskiego nie ratyfikowali, w związku z czym wolno im więcej, niż innym, ale gdyby tak Nasza Złota Pani zdecydowała się na Anschluss Ukrainy, to i im skończyłby się okres dobrego fartu.


Stanisław Michalkiewicz
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 7 07:01, 07 Lut 2014    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Psychuszki dla Umiłowanych Przywódców


Stanisław Michalkiewicz



W ostatnich dniach, dzięki Umiłowanym Przywódcom, którzy w Sejmie stworzyli pozory legalności dla obrabowania obywateli, Zakład Ubezpieczeń Społecznych przelał sobie z kont otwartych funduszy emerytalnych 153 miliardy złotych. Wprawdzie pan prezydent, który to swoim podpisem zatwierdził, dla zachowania pozorów skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, ale – jak sam zauważył – „nie sądzi, by Trybunał zakwestionował istotę ustawy”. No pewnie, gdzieżby się tam odważył, skoro wiadomo, że padł rozkaz, by „ratować budżet”? Ciekawe, że chociaż ZUS przejął 153 miliardy, dług publiczny zmniejszył się tylko o 134 miliardy. Gdzie się podziało 19 miliardów? Zazwyczaj bardzo pewna siebie i elokwentna, posągowa pani Małgorzata Kidawa-Błońska nie tylko nie potrafiła wyjaśnić tej zagadki, ale sprawiała wrażenie, jakby zapomniała języka w gębie. Ale bo też są sprawy, o których bezpieczniej jest nie wiedzieć, pamiętając o rosyjskim przysłowiu, że „kto nie wie, ten śpi w poduchach, a kto wie, tego wiodą w łańcuchach”. Więc jak tam było, tak tam było; zawsze jakoś było, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – mawiał dobry wojak Szwejk. Skoro zniknęło bez śladu 15 milionów dolarów napiwku, jaki CIA wypłaciła tubylczym razwiedczykom za usługi kuplerskie i stanie na świecy w Kiejkutach, to dlaczego nie miałoby zniknąć 19 miliardów złotych, zwłaszcza że rozpoczęła się kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego? Więc chociaż dzięki pozorom legalności dług publiczny zmniejszył się o 134 miliardy, to i tak w najbardziej optymistycznej wersji już przekroczył bilion złotych, a według wersji prawdziwszej – ok. 200 procent produktu krajowego brutto, czyli około 3 bilionów 400 miliardów. Jaki jest naprawdę – tego chyba nikt dokładnie nie wie, ale przynajmniej znane są koszty jego obsługi. W ciągu ostatnich 6 lat wzrosły one o 100 procent: w 2008 r. wyniosły 25,1 mld zł, w 2009 – 32,2 mld, w 2010 – 34,1 mld, w 2011 – 38,4 mld, w 2012 – 43 mld, w 2013 – ponad 50 miliardów. W ustawie budżetowej na rok bieżący Umiłowani Przywódcy wprawdzie zaklepali tylko 36 miliardów, ale już teraz, tzn. 3 lutego, zegar długu publicznego pokazuje, że koszty obsługi długu dochodzą do 52 miliardów. Dla porównania – za 38 mld zł można by wybudować 900 km autostrady, zaś nasza niezwyciężona armia ma być zmodernizowana do ostatniego guzika kosztem 130 mld, czyli kosztem zaledwie 2,5-krotnej wysokości aktualnych kosztów obsługi długu publicznego. Tak to wygląda.

Tymczasem kampania wyborcza już się rozpoczęła, więc zgodnie z przewidywaniami amok gwałtownie narasta. Wszystko wskazuje na to, że ogniskiem epidemii jest Sejm. Oto pan premier Tusk wśród innych obietnic, m.in. po 10 tys. dla „młodych”, zapowiedział też ufundowanie podręcznika dla pierwszoklasistów. Natychmiast został przelicytowany przez dziwnie osobliwą trzódkę posła Palikota, która domaga się darmowego podręcznika dla uczniów podstawówek, gimnazjów i liceów oraz ciepłych posiłków. O piwie czy pół litra do tego posiłku jeszcze nie mówią, ale przecież kampania dopiero się zaczyna, więc nie można tak od razu wystrzelać całej amunicji. Środki na te wszystkie dobrodziejstwa mają się znaleźć z likwidacji nauki religii w szkołach. Oczywiście rząd nie pozostał dłużny i pani Joanna Dębek z Ministerstwa Edukacji oznajmiła, że prace nad tym podręcznikiem już trwają – co z kolei szalenie niepokoi panią poślicę Małgorzatę Prokop-Paczkowską z trzódki dziwnie osobliwej – czy w tym podręczniku będzie aby należycie zabezpieczona linia genderactwa, a konkretnie – czy będzie tam wyraźnie napisane, że dziewczynki mogą być kosmonautami, a chłopcy – pielęgniarkami. Jak powiadają Rosjanie: „każdy durak po swojemu s uma schodit”. Widać tedy wyraźnie, że amok – swoją drogą – ale pacjenci próbują też – jak to za pierwszej komuny ujął Józef Ozga-Michalski – „uwędzić swoje półgęski ideowe”. Czyż nie są to „osoby stwarzające zagrożenie”, które na podstawie „lex Trynkiewicz” powinny być izolowane w psychuszce w Gostyninie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 8 08:14, 13 Lut 2014    Temat postu:

Prorok mniejszy i trzódka w trosce o podatników

Stanisław Michalkiewicz:


Ajajajajajajaj! Pan redaktor Jacek Żakowski, biegający w „Gazecie Wyborczej” za tzw. proroka mniejszego, bo większym jest sam pan red. Michnik, a największym – główny cadyk Rzeczypospolitej, pan Aleksander Smolar – więc pan redaktor Jacek Żakowski zapłonął świętym oburzeniem do tego stopnia, że zaczął używać brzydkich słów w rodzaju: „do jasnej cholery!” Co tak zbulwersowało pana redaktora Jacka Żakowskiego, że aż zaczął cholerować? Wzburzyło go przekazanie przez pana ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego 6 mln złotych na świątynię Opatrzności Bożej w Wilanowie. Pan redaktor Żakowski uważa, że katolicy mogą się na tę całą świątynię składać i nawet im na to łaskawie pozwala, ale nie pod przymusem, za pośrednictwem fiskusa.

Pan redaktor Żakowski ma oczywiście rację, jak zresztą we wszystkim, co mówi – szkoda tylko, że refleksem to on niestety nie grzeszy, podobnie jak uczestnik dziwnie osobliwej trzódki posła Palikota Armand Ryfiński – spostrzegawczością. Bo nie przypominam sobie, by pan redaktor Jacek Żakowski zapłonął podobnie świętym oburzeniem na wieść o dofinansowaniu, a właściwie, jakim tam znowu „dofinansowaniu” – nie żadnym „dofinansowaniu”, tylko po prostu sfinansowaniu budowy Muzeum Żydów Polskich w Warszawie z pieniędzy podatkowych i to w kwocie znacznie większej niż 6 milionów, bo Ministerstwo Kultury i Urząd Miasta Stołecznego Warszawy wydały na ten cel 180 milionów złotych, a więc – 30-krotnie więcej! Zatem i oburzenie pana redaktora Jacka Żakowskiego powinno być z tamtego powodu 30-krotnie większe.

W takiej sytuacji zwykłe cholerowanie, nawet „jasne” nie wystarczy i pan redaktor Żakowski powinien rzucać już nie „cholerami”, ale słowami o znacznie większym ciężarze gatunkowym i emocjonalnym – gdyby oczywiście leżała mu na sercu krzywda podatników. Ale gdzieżby tam panu redaktoru Żakowskiemu leżała na sercu krzywda podatników! Pan redaktor Jacek Żakowski podatników ma w du… żym poważaniu, więc podejrzewam, że chodziło mu o włączenie się do kampanii propagandowej, jaką przeciwko Kościołowi katolickiemu w Polsce prowadzą bezpieczniackie watahy z wykorzystaniem swoich licznych konfidentów, poutykanych tu i ówdzie w charakterze autorytetów moralnych.

Podobnie nie przypominam sobie by pan poseł Ryfiński, podobnie jak cała dziwnie osobliwa trzódka sprzeciwiała się dofinansowaniu Muzeum Żydów Polskich. Ba! Niechby tak pan redaktor Żakowski, czy pan Ryfiński spróbowali – to „dałaby świekra ruletkę mu!” Od razu wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici przypomnieliby im, skąd wyrastają im nogi i z reputacją autorytetu moralnego trzeba by pożegnać się bezpowrotnie. Kto wie, czy również jakiś niezawisły sąd nie dopatrzyłby się jakichś niebezpiecznych związków z resortem. Słowem – trzeba wiedzieć, kiedy wolno cholerować, a kiedy nie – i tę prostą naukę pan redaktor Jacek Żakowski opanował. Dzięki temu jest autorytetem moralnym i zażywa reputacji proroka mniejszego – no bo większy jest pan redaktor Adam Michnik, a największy – sam główny cadyk Rzeczypospolitej, pan Aleksander Smolar.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:46, 14 Lut 2014    Temat postu:

Ścieżka koło drogi
Nieprzyjacioły


Stanisław Michalkiewicz


Wojna z chrześcijaństwem, a zwłaszcza z najliczniejszym i najlepiej zorganizowanym oddziałem chrześcijaństwa – Kościołem katolickim – w ostatnim czasie wyraźnie się nasiliła, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. Skoro wojna, to muszą być również wrogowie. A z wrogami rozmowa powinna być krótka, na co zwrócił uwagę Winston Churchill. Kiedy mu doniesiono, że Niemcy „stracili” ileś tam łodzi podwodnych, warknął: „Tracimy łodzie my! Łodzie wroga są niszczone!”.

Więc z jednej strony „łodzie wroga są niszczone”, ale z drugiej strony Pan Jezus wyraźnie powiedział: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze!”. Nieprzyjacioły – a więc wrogów. Nakaz ten na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie przeciwnego naturze, niczym charakterystyka wystawiona przez Stefana Kisielewskiego komunistycznemu dygnitarzowi Stefanowi Staszewskiemu: „Żyd-blondyn, rzecz przeciwna naturze, bardzo niebezpieczny!”.

Czy jednak aby na pewno Pan Jezus oczekiwał od swoich uczniów i w ogóle – od chrześcijan, czyli „chrystusowców”, utraty poczucia rzeczywistości? Z całą pewnością nie – na co wskazuje już fakt, iż nakazał miłować „nieprzyjaciół” – a nie udawać, że żadnych nieprzyjaciół nie ma, że jak okiem sięgnąć – same przyjacioły. Znaczy – nieprzyjaciele istnieją, z czego wynika konieczność rozpoznania nieprzyjaciół, bo jakże inaczej można by ich miłować? Nakaz miłowania nieprzyjaciół nie oznacza zatem żadnej utraty poczucia rzeczywistości, przeciwnie – wymaga spostrzegawczości. No dobrze, ale co to znaczy „miłować”?

Odwołajmy się w tym miejscu do znanej zasady medycznej: „Primum non nocere” – przede wszystkim nie szkodzić. To jest to minimum miłości, punkt wyjścia do niej, bo intencji szkodzenia z pewnością nie da się z miłością pogodzić. Nieprzyjacielem chrześcijaństwa i Kościoła jest ten, kto chce chrześcijaństwo i Kościół zniszczyć i wykorzenić wartości przez nie pielęgnowane i głoszone. W tej sytuacji szkodzeniem nieprzyjacielowi byłoby utwierdzanie go w takiej postawie – na przykład choćby przez kurtuazję, udawanie, że taki punkt widzenia jest równie dobry, jak każdy inny. To zaś jest, jak się wydaje, koniecznym warunkiem tak zwanego dialogu, w ramach którego chrześcijanie podlizują się swoim wrogom.

Skoro zatem nieprzyjaciół miłować, to znaczy, że nie wolno im szkodzić – również poprzez „dialog”. W takim razie miłowanie nieprzyjaciół powinno zmierzać do ich przekonania do chrześcijańskiego systemu wartości i sposobu postrzegania świata – bo chrześcijanie są przecież przekonani o jego prawdziwości i słuszności. Problem w tym, że różnych ludzi różne rzeczy przekonują. Jednych przekonuje Dobro, a więc altruizm i poświęcenie. Innych przekonuje Prawda, a więc siła argumentu. Innych wreszcie przekonuje Piękno, zaklęte w architekturze, rzeźbie, malarstwie, muzyce, śpiewie, literaturze i liturgii. Są też ludzie, którym do przekonania nie trafia żaden z tych argumentów, bo przekonuje ich tylko jeden argument – argument siły.

Czy z ich przekonywania chrześcijanie powinni rezygnować, odstąpić od wszelkich prób ich przekonywania w imię miłowania nieprzyjaciół? Ponieważ nakaz miłowania nieprzyjaciół wydaje się bezwarunkowy, to znaczy, że nie można zrezygnować z żadnego środka perswazyjnego – o ile rokuje powodzenie. Co tu ukrywać; nakaz miłowania nieprzyjaciół to nie żarty. „I nie miłować ciężko, i miłować”.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 7 07:20, 21 Lut 2014    Temat postu:


Ścieżka obok drogi
Poczucie miary


Stanisław Michalkiewicz


„Siekiera, motyka, dwa balony, Kiszczak zgubił kalesony”… Takie improwizacje słuchaczy towarzyszyły sygnałowi podziemnego Radia Solidarność, który po raz pierwszy zabrzmiał w stanie wojennym 12 kwietnia 1982 roku. W przedsięwzięciu uczestniczyło wielu dzielnych ludzi, ale organizatorem radia był Zbigniew Romaszewski, podówczas ukrywający się przed Służbą Bezpieczeństwa.

Przypominam o tym nie tylko dlatego, że Zbigniew Romaszewski właśnie zmarł, w związku z czym w Sydney, skąd akurat rozpoczynam podróż po Australii, w tamtejszym polskim kościele w Marayong odprawiona została Msza św. w jego intencji, ale przede wszystkim dlatego, że trzecia już generacja ubeckich dynastii próbuje przypisywać sobie szlachetne motywacje, w ramach forsowanej przez starych czekistów amikoszonerii, rozpowiadając na prawo i lewo, jak to „wszyscy” tak czy owak „funkcjonowali” w PRL, ponieważ „innej Polski nie było”.

Ano, nie da się ukryć, że jedni „funkcjonowali” w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego i podległych jej formacjach, kombinując nad dalszym doskonaleniem okupacji naszego nieszczęśliwego kraju, a następnie nad sposobami bezkarnego rozgrabienia jego zasobów dla potrzeb uwłaszczającej się nomenklatury, inni – spełniając w Służbie Bezpieczeństwa tak zwane „dobre uczynki”, to znaczy podsłuchiwanie, podglądanie, prowokacje, szantaże, wymuszenia, również rozbójnicze, rabunki i morderstwa.

Jeszcze inni tworzyli tak zwane „bijące serce Partii”, na polecenie swoich panów gangsterów gotowi pozabijać, a przynajmniej poturbować każdego, na kogo poszczuł ich nieubłagany palec. Wreszcie jeszcze inni doskonalili się w rzemiośle Judasza, „bez swojej wiedzy i zgody” donosząc oficerom prowadzącym na bliźniego swego, co było też formą „funkcjonowania” w PRL. Pępowina łącząca PRL z III Rzeczpospolitą niestety nie została nigdy przecięta, toteż tamten jad sączy się nieustannie, skutecznie zatruwając społeczną i polityczną atmosferę.

Tymczasem inni, jak na przykład zmarły Zbigniew Romaszewski, funkcjonowali w PRL w sposób zupełnie odmienny. Kiedy zgraje partyjniaków, ubeków i konfidentów na polecenie Edwarda Gierka i jego pomocników urządzały na stadionach seanse nienawiści przeciwko „warchołom” poddawanym terapii w tzw. ścieżkach zdrowia po milicyjnych komendach, a następnie skazywanym na piękne wyroki przez poprzebieranych w sędziowskie togi i łańcuchy najemników, inni, często z dużym ryzykiem osobistym, spieszyli prześladowanym z pomocą.

Do takich odważnych i dzielnych ludzi należał właśnie Zbigniew Romaszewski. To między innymi dzięki niemu mamy poczucie miary, które nie pozwala na postawienie znaku równości pomiędzy różnymi sposobami „funkcjonowania” w PRL, chroni przed panświnizmem, forsowanym dziś zarówno przez ubeckie dynastie, jak i ich kolaborantów, również z niektórych środowisk dawnej opozycji, a przede wszystkim – pozwala na rozróżnienie między prawdziwym Narodem Polskim a jego moskiewską podróbką. Bo w Polsce obok Narodu Polskiego żyje i reprodukuje się w kolejnych pokoleniach polskojęzyczna rozbójnicza wspólnota – i dlatego właśnie tak często niewygodnie się w jej towarzystwie czujemy.

Jeszcze lepiej widać to z oddali, ot, choćby z Australii, gdzie bardzo wielu Polaków znalazło schronienie przed tamtymi i jeszcze wcześniejszymi prześladowaniami, ale ani duchowego, ani emocjonalnego związku z Polską nie zerwało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pon 14 14:59, 24 Lut 2014    Temat postu:

Od burleski do groteski

Stanisław Michalkiewicz

Co jest ważniejsze? Do niedawna wydawało się, że ważniejsza jest rzeczywistość, a nie jej przedstawienie – na przykład w kinie czy teatrze. Ale w ostatnich czasach przemysł rozrywkowy dokonał takiej ekspansji, że granica między rzeczywistością, a jej przedstawieniem nie tyle została przesunięta, co wręcz zatarta. Weźmy na przykład takie giełdy. Wprawdzie informacje giełdowe przekazywane są z kontynentu na kontynent z szybkością światła, ale przecież już dawno przestały one odzwierciedlać rzeczywistość gospodarczą, to znaczy – ile kto wydobywa ropy, ile produkuje stali, żywności, czy chemikaliów. Informacje płynące z giełdy dotyczą tego, na ile jeden finansowy grandziarz wyrolował innego finansowego grandziarza, a więc powiadamiają nie tyle o przyroście bogactwa, bo od wydymania grandziarza przez grandziarza bogactwo nie przyrasta, co o jego przesunięciu. Przesunięcie bogactwa od jednego grandziarza do drugiego ważne jest dla niego samego, jego kumpli i panienek, które będą mogły naciągnąć go na brylanty, które są jedynymi i prawdziwymi przyjaciółmi kobiet – ale przecież nie dla osób postronnych, które nigdy nic z tego nie będą miały.

Ponieważ jednak informacje o wyrolowaniu jednego grandziarza przez drugiego grandziarza podawane są z szybkością światła, to większość ludzi myśli, że skoro tak, to to są właśnie najważniejsze informacje o gospodarce. Sto lat temu ludzie byli zdecydowanie mądrzejsi, może dlatego, że oświata nie była jeszcze tak upowszechniona, jak teraz, więc ludzie mieli większe poczucie rzeczywistości. Dlatego sto lat temu główna postacią życia gospodarczego był przedsiębiorca, to znaczy – fabrykant i inżynier, podczas gdy obecnie zostali oni przez biurokrację i socjalizm zepchnięci na głęboki margines, a w centrum życia gospodarczego panoszy się grandziarz.

Teraz ludzie mają coraz mniej poczucie rzeczywistości, bo pomyślmy tylko, czego uczą się od małego w szkołach? Poza czytaniem, pisaniem i elementarnymi wiadomościami o świecie, nauczane są fantasmagorii powymyślanych przez różnych wariatów, którymi zachwycili się wariaci wpływowi, wskutek czego fantasmagoriami owymi faszerowane są całe pokolenia. Duraczy się je na przykład sprawiedliwością społeczną i temu podobnymi głupotami, w następstwie czego całe społeczności poddają się demagogom, którzy wiodą je ku niewoli i przepaści. Nic więc dziwnego, że generacje ukształtowane przez współczesne szkoły mają coraz mniejsze poczucie rzeczywistości i przestają rozróżniać między rzeczywistością i jej przedstawieniem w różnych gałęziach przemysłu rozrywkowego.

Jedną z coraz ważniejszych gałęzi przemysłu rozrywkowego stała się polityka. Ponieważ politycy, nawet w państwach uchodzących za poważne, wciągani są w coraz większą symbiozę przez bezpieczniaków i finansowych grandziarzy, a właściwie – w coraz większe uzależnienie od nich, toteż w coraz większym stopniu koncentrują się na przedstawieniu rzeczywistości, niż na jej kształtowaniu. Weźmy wydarzenia na Ukrainie. Oto w Kijowie, za pieniądze jakichś anonimowych „oligarchów”, którzy wykładają na to przedsięwzięcie po kilkaset tysięcy hrywien dziennie, zorganizowane zostało z wielkim rozmachem przedstawienie pod tytułem: „Naród pod przewodem aktywistów buntuje się przeciwko tyranowi”. Początkowe środki wyrazu szybko się opatrzyły, toteż, zgodnie z zasadą sformułowaną ongiś przez wielkiego teoretyka przemysłu rozrywkowego Alfreda Hitchcocka, napięcie musi narastać, bo w przeciwnym razie publiczność pójdzie gdzie indziej i zainwestowana forsę diabli wezmą.

Toteż po początkowych występach różnych szansonistów, co to śpiewali, że „wszyscy ludzie będą braćmi”, reżyser zaczął zwiększać napięcie i oto poubierani w hełmy „aktywiści” zaczęli przypuszczać pokojowe szturmy na oddziały strzegące rządowych gmachów, zajmować je, a następnie eskalować widowiskową stronę przedstawienia użyciem środków ogniowych. Na europejskich i amerykańskich eunuchów spektakl działał niezwykle wciągająco, ale jak to eunuchowie, nie bardzo wiedzieli, w jaki sposób mieliby wziąć w nim udział. Dawno, dawno temu rozmawiałem z pewnym Francuzem, któremu tłumaczyłem, że jeśli prawdą jest to, co mówi Hegel o „duchu narodów” to Francja musi mieć duszę kobiety. Widać to zwłaszcza na przykładzie stosunku Francji do Rosji. Z jednej strony ruskie prostactwo i brutalność Francję przeraża, ale z drugiej – perwersyjnie pociąga. Ponieważ jednak Kozakom takie subtelności kobiecej duszy są obce, to skończy się tym, że Rosja Francję zwyczajnie zgwałci i zostawi z dzieckiem. Eunuchowie nadwiślańscy też byli kijowskim spektaklem bardzo podnieceni, co wyrażało się w podskakiwaniu, pokrzykiwaniu, wygrażaniu słowem – kibicowaniu, czyli statystowaniu – bo oczywiście każdy inny udział w przedstawieniu mieli surowo zakazany przez swoich mocodawców – chyba, że pan minister Sikorski na prośbę podobnej do konia Angielki, co to niby pociąga za sznurki europejskiej polityki, będzie miał pozwolenie na prężenie cudzych muskułów.

Więc kiedy „aktywiści” zdecydowali się na eskalację, „tyran” postanowił pójść w ich ślady i ogłosił, że rozpędzi ich przy pomocy wojska, które do tej pory jeszcze się na scenie nie pojawiło. To jednak oznaczało, że przedstawienie zbliżyło się do rzeczywistości w stopniu niepokojącym, toteż przyglądająca się mu publiczność zaczęła domagać się happy endu, czyli tak zwanego „wesołego oberka”. W rezultacie na Ukrainie może dojść do „okrągłego stołu” to znaczy – do ustanowienia tam dyrektoriatu tworzonego przez agentów zainteresowanych państw poważnych – bo w przeciwnym razie przedstawienie mogłoby eskalować w dalszym ciągu w kierunku wojny domowej.

Taki dyrektoriat, podobny do okupującego nasz nieszczęśliwy kraj, stanowiący nie tyle „kondominium” niemiecko-rosyjskie – jak się wydaje panu prezesowi Kaczyńskiemu, co raczej karczmę zajezdną, w której – podobnie jak w XVIII wieku – biwakują „pułki ruskie, pruskie i rakuskie” na razie reprezentowane przez bezpieczniaków, w swoim czasie przewerbowanych na służbę to zainteresowanych państwa poważnych. Takie rozwiązanie oznaczałoby jednak, że „strefa buforowa” o której jeszcze w 1987 roku mówił w Wiedniu minister spraw zagranicznych Związku Sowieckiego Edward Szewardnadze, rozszerzyłaby się chyba ponad wszelkie możliwe oczekiwania. Wydaje się tedy, iż proklamowany w nocy „rozejm” między „aktywistami” i ukraińskim „tyranem” nie musi mieć charakteru trwałego, a przedstawienie, początkowo pomyślane jako burleska, może ewoluować ku tragedii, a właściwie nie tyle może „tragedii”, co grotesce.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 4 04:50, 28 Lut 2014    Temat postu:

ŚCIEŻKA OBOK DROGI
Dalsze doskonalenie demokracji


Stanisław Michalkiewicz


Czy pan prezydent Bronisław Komorowski mógł wybrać lepszy moment do podpisania ustawy o „bratniej pomocy” niż 24 lutego, kiedy to na Ukrainie zwyciężyła demokracja, a tamtejszy, demokratycznie wybrany „masowy morderca”, obawiając się sądu zagniewanego ludu, zbiegł w szlafroku w nieznanym kierunku? Co tu ukrywać; lepszego momentu nie można by znaleźć nawet ze świecą, bo któż ma głowę do zajmowania się jakimiś bratnimi pomocami, kiedy nasz nieszczęśliwy kraj, w jedności sojuszniczej z bratnimi razwiedkami, właśnie odniósł historyczne zwycięstwo nad Rosją, a Umiłowani Przywódcy, jeden przez drugiego, zaczynają wykłócać się o ojcostwo tego sukcesu? Wiadomo bowiem, że klęska jest sierotą, podczas gdy sukces ma wielu ojców. Skoro tedy wreszcie pojawił się sukces, to nic dziwnego, że potencjalni ojcowie zlecieli się do niego niczym gawrony, w związku z czym natychmiast pojawiła się konieczność ustalenia kolejności dziobania. Na Ukrainie zresztą też – bo i tam rozmowy na temat utworzenia rządu jakoś się przedłużyły. Ale nie to przecież jest ważne, tylko podpisanie przez pana prezydenta Komorowskiego uchwalonej przez Sejm 10 stycznia ustawy o „bratniej pomocy”, na podstawie której funkcjonariusze zagranicznych formacji zbrojnych będą mogli używać broni palnej i innych środków przymusu gwoli zdyscyplinowania tubylczych suwerenów, jeśli ci zaczęliby się bisurmanić przeciwko naszej młodej demokracji, zasmucając w ten sposób nie tylko Naszą Złotą Panią z Berlina, ale również płomiennych szermierzy tubylczych, którzy dzięki sławnej transformacji ustrojowej pozakładali stare rodziny i „używają życia całą paszczą, hucznie, z przytupem i hulaszczo”. Od razu widać, jak lekkomyślnie administrował Ukrainą tamtejszy demokratycznie wybrany „masowy morderca”. Zamiast zawczasu zadbać o zalegalizowanie „bratniej pomocy”, która uratowałaby go przed sądem zagniewanego ludu, dopiero „przygotowywał” jakieś „projekty”, podczas gdy „aktywiści”, wykorzystując to safandulstwo, stworzyli mu pod samym nosem fakty dokonane. Umiłowani Przywódcy, zarówno w Unii Europejskiej, jak i w naszym nieszczęśliwym, to znaczy, pardon – oczywiście niezmiernie szczęśliwym – dopóki nie nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości – kraju, takiego błędu nie popełnili i zawczasu zadbali o stworzenie systemu wzajemnej asekuracji demokratycznego porządku. Ten system jest zresztą opisany w ratyfikowanym 10 października 2009 roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktacie lizbońskim pod nazwą „klauzuli solidarności”, bardzo podobnej do starej, poczciwej doktryny Breżniewa. Jak pamiętamy, głosiła ona ograniczoną suwerenność państw socjalistycznych. Były one, ma się rozumieć, suwerenne, jakże by inaczej – ale przede wszystkim były socjalistyczne. Więc jeśli socjalizm w jakimś kraju został zagrożony, inne socjalistyczne kraje, przechodząc do porządku nad ograniczoną suwerennością, mogły udzielić mu „bratniej pomocy”. W traktacie lizbońskim o socjalizmie oczywiście cyt – ale przecież nie tylko socjalizm może być zagrożony. Zagrożona może być również demokracja. W takim przypadku – oczywiście na prośbę tubylczych Umiłowanych Przywódców – Unia Europejska w ramach bratniej pomocy usuwa zagrożenia dla demokracji – nie tylko przy pomocy „aktywistów”, których użyteczność w walce o demokrację została właśnie przetestowana, ale również przy pomocy zwartych formacji zbrojnych. Wiadomo nie od dziś, że nic tak nie wychodzi na zdrowie demokracji, jak zdecydowana salwa w zbuntowany tłum, połączona z obecnością na ulicach pojazdów opancerzonych, no i oczywiście funkcjonariuszy w cywilu, którzy zidentyfikują, a następnie wyłuskają z tłumu tzw. zaczinszczikow, według najnowszej nomenklatury nazywanych „aktywistami”, a wcześniej w Syrii – „bezbronnymi cywilami”. W takich okolicznościach o urządzeniu Majdanu Niepodległości na placu Defilad przed Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie nie ma nawet co marzyć – i o to właśnie chodzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Śro 7 07:33, 05 Mar 2014    Temat postu:

Anglia sprzedała Polskę powtórnie
Stanisław Michalkiewicz

Na pewno znowu podniesie się klangor aż pod samo niebo, ale co ja poradzę na to, że historia się powtarza? Kiedy wiosną 2006 roku nasz nieszczęśliwy kraj bardzo zaangażował się w krzewienie demokracji na Białorusi i Ukrainie, od tyłu zaczęli zachodzić nas Judejczykowie, naciskając na premiera Marcinkiewicza, żeby zadośćuczynił żydowskim roszczeniom finansowym wobec Polski. No a teraz? No a teraz, kiedy zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa w osobach pana prezydenta Komorowskiego, pana premiera Tuska i pana ministra Skorskiego, jak i obóz płomiennych obrońców polskich interesów narodowych w osobach pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, pana posła Hoffmana i Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, zaangażował się w instalowanie na Ukrainie demokracji, to znaczy sytuacji, kiedy „Majdan”, czyli paramilitarne bojówki banderowskie, wystawiły w Kijowie pozorantów w postaci rządu Arsenija Jaceniuka – od tyłu, to znaczy – od strony Wielkiej Brytanii zaszli nas Judejczykowie, z inspiracji których brytyjska Izba Lordów podjęła uchwałę żądającą spełnienia przez Polskę żydowskich roszczeń majątkowych.

To oczywiście dopiero początek, bo powołany na początku roku 2011 przez rząd Izraela i Agencję Żydowską zespół HEART, najwyraźniej dokonał już inwentaryzacji „mienia żydowskiego” w Europie Środkowej i teraz przystąpił do organizowania naporu na miejscowe rządy, by drogą międzynarodowych nacisków doprowadzić je do stanu bezbronności i stworzenia pozorów legalności do zaplanowanego przez Żydów rabunku krajów środkowo-europejskich. Już mniejsza o to, jakimi sposobami zespół HEART skłonił brytyjską Izbę Lordów do podjęcia takiej uchwały, chociaż oczywiście byłoby ciekawe ile taki jeden z drugim lord wziął i gdzie to schował, bo ważniejsze jest to, że Angielczycy właśnie sprzedali Polskę po raz drugi.

Pierwszy raz sprzedali Polskę Józefowi Stalinowi w Jałcie. Najwyraźniej sprzedawanie Polski zaczyna wchodzić im w nałóg, więc w ramach remedium przeciwko takim uzależnieniom, Polska powinna oficjalnie zażądać od Wielkiej Brytanii odszkodowania za Jałtę. Chyba nietrudno byłoby wyliczyć straty poniesione przez nasz nieszczęśliwy kraj w następstwie tej transakcji. Korzystając z formuły opracowanej przez środowiska żydowskie gwoli przedłużenia możliwości ekonomicznego eksploatowania holokaustu w nieskończoność, Polska mogłaby wskazać, ilu obywateli zostało na skutek jałtańskiej transakcji zamordowanych, a ilu z tego powodu w ogóle się nie urodziło! W ten sposób liczba ofiar Jałty, podobnie jak liczba ofiar holokaustu mogłaby z dziesięciolecia na dziesięciolecie rosnąć w postępie geometrycznym. A skoro rosłaby liczba ofiar, to rosłaby też wysokość odszkodowania. Może taka perspektywa skłoniłaby brytyjskich lordów do opamiętania, chociaż to mało prawdopodobne również dlatego, że tubylczy rząd naszego nieszczęśliwego kraju nigdy się na taki krok nie odważy i zamiast bronić Polski przed zagrożeniami, lekkomyślnie będzie je na nią ściągał, aż do ostatecznej katastrofy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Czw 0 00:34, 06 Mar 2014    Temat postu:

Ojcostwo ukraińskiej demokracji
Stanisław Michalkiewicz

Kiedy za czasów Stanisława Augusta przyjechał do Warszawy francuski teatr, królowi, który był znanym kobieciarzem, wpadła w oko pewna aktoreczka, więc posłał jej bilecik z zapytaniem, czy może zapukać do jej serduszka. Pani odpowiedziała natychmiast: „tak Najjaśniejszy Panie, ale to będzie bardzo drogo kosztowało!” Jeszcze nie wiemy, ile i kogo kosztowało zorganizowanie tylu „aktywistów” na Majdanie i poza nim, by doprowadzić na Ukrainie do zwycięstwa demokracji – bo chyba demokracja tam zwyciężyła, nieprawdaż? Jeśli by bowiem nie miała zwyciężyć, to cały pogrzeb na nic, a pieniądze byłyby zmarnowane. Mam tedy nadzieję, że zarówno pan minister Sikorski, jak i pan premier Tusk wyrobią sobie pozwolenie u Naszej Złotej Pani w Berlinie, no i u szefów razwiedki, na poinformowanie opinii publicznej, kto ile forsy wyłożył i jakimi kanałami. Wymaga tego konstytucyjny porządek, zawierający spiżowe postanowienia o transparentności działań rządu i jawności informacji publicznej.

W dodatku jeśli te informacje nie zostaną ujawnione, to uczeni politologowie będą nadal duraczyli studentów rzewnymi opowieściami, jak to głód wypędza wilka z lasu i że demokracja, jako tzw. „dieło prawoje”, zawsze w końcu zwycięża, z takim samym zapałem, z jakim kiedyś, za pierwszej komuny, przekonywali ich, że zawsze zwycięża socjalizm, za co dostawali doktoraty, habilitacje, i tytuły profesorów belwederskich, podczas gdy taki, dajmy na to, pan Władysław Bartoszewski do dzisiejszego dnia musi kontentować się tytułem profesora, nazwijmy to, „monachijskiego”. Tymczasem politologię bardzo pchnęłoby naprzód ujawnienie, ile kosztuje przeprowadzenie udanego przewrotu w państwie wielkości Ukrainy, jak się dobiera i organizuje „aktywistów”, dlaczego „masowy morderca” i tyran Janukowycz, z którym tyle razy namawiał się sekretnie pan prezydent Komorowski, nie odważył się do „aktywistów” strzelać strzałami – bo w przeciwny razie żaden student politologii nie zrozumie, dlaczego podczas Wielkiego Głodu zorganizowanego na Ukrainie przez wybitnego działacza socjalistycznego Józefa Stalina, na kijowskim Majdanie nie było ani jednego „aktywisty”, który by przeciwko temu zaprotestował – podczas gdy teraz w „aktywistach” można było przebierać jak w ulęgałkach, chociaż Wiktor Janukowycz został prawomocnie i ma się rozumieć praworządnie uznany za „masowego mordercę”.

Wreszcie teraz nie tylko można, ale nawet trzeba to ujawnić, ponieważ Ukraina tym razem już oficjalnie, a nie za pośrednictwem razwiedczyków (ach ile też oni musieli się przy takiej okazji nakraść! Te 15 milionów dolarów, które dostali od CIA za usługi kuplerskie i stanie na świecy w Kiejkutach, to przy tym z pewnością mały pikuś!) , których jak wiadomo, „nie ma” zwróciła się do USA i Polski o 35 miliardów dolarów. Najwyraźniej Ministerstwo Finansów Ukrainy i tamtejszy Bank Centralny przypisują Stanom Zjednoczonym i Polsce ojcostwo ukraińskich przemian i domagają się alimentów! W tej sytuacji ustalenie ojcostwa wydaje się konieczne tym bardziej, że pan premier Tusk zaczyna się migać, że to niby „nie wypruje sobie żył”.

Owszem, ale podobnie tłumaczył się dobry wojak Szwejk, pytając swoich natrętnych prześladowców: „czy chcecie żebym sobie wyrwał serce z piersi?!” Gdyby tedy panu premieru Tusku nie podobna przypisywać ojcostwa ukraińskiej demokracji, to takie miganie się jeszcze by uchodziło, ale w przeciwny razie? Ładnie to tak kogoś stłamsić i zostawić z dzieckiem? Ciekawe, czy prezydent Obama też będzie się wypierał ojcostwa, wskazując, że ani Witalij Kliczko, ani Arsenij Jaceniuk, ani wreszcie Oleh Tiahnybok nie tylko nie ma czarnej karnacji, ale nawet – czarnego podniebienia, czy też każe Żydom z Rezerwy Federalnej puścić w ruch drukarskie maszyny i nowiutkie, jak spod igły 35 miliardów dolarów tytułem „becikowego” Ukrainie sypnie? Takie zachowanie pośrednio wskazywałoby na ojcostwo, ale kto wie, czy wobec rosyjskich oskarżeń prezydent Obama nie będzie szedł w zaparte, podobnie jak w sprawie izraelskiej broni jądrowej.

Gdyby tak było rzeczywiście, to by znaczyło, że od zasady iż sukces ma wielu ojców, a klęska jest sierotą, są liczne wyjątki – chyba, że wbrew temu, czym się wielu w naszym nieszczęśliwym kraju nasładza – na Ukrainie nie doszło do żadnego „sukcesu”. Wszystko to być może tym bardziej, że te 35 miliardów dolarów potrzebne jest Ukrainie między innymi na pokrycie kosztów realizacji umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską! No proszę! To niezależne media głównego nurtu i Umiłowani Przywódcy opowiadali jeden przez drugiego, że kiedy tylko Ukraina podpisze umowę stowarzyszeniową z UE, to zaraz spadnie na nią deszcz złota i każdy Ukrainiec będzie mógł umoczyć usta w melasie, a teraz okazuje się, że jest akurat odwrotnie – że nie tylko żaden deszcz złota na Ukrainę nie spadnie, tylko trzeba będzie zapłacić i odsiedzieć. Tak właśnie przedstawił swemu klientowi sprawę pewien adwokat: „wygrał pan sprawę – powiedział – trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć”.

Ciekawe, że niespodziewaną hojność dla Ukrainy zadeklarował pan red. Jacek Żakowski twierdząc, że stać „nas” na miliard dolarów dla Ukrainy. Niech się pan red. Żakowski nie gniewa, ale dotychczas uchodził w środowisku raczej za gołodupca, a tu proszę: miliard dolarów! Jak to pozory mylą – chyba, że jest inaczej, że pan redaktor Żakowski zwyczajnie nie panuje nad zaimkami i swoim zwyczajem chciałby Ukraińcom dawać z cudzego. No, z cudzego, to każdy hojny, zwłaszcza gołodupcowie, więc przynajmniej pod tym jednym względem by się wszystko zgadzało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:40, 07 Mar 2014    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
Radek jak Beck?


Stanisław Michalkiewicz

Poziom polskiego dziennikarstwa z roku na rok spada. Sądzę, że składają się na to trzy podstawowe przyczyny: po pierwsze, bezpieczniackie watahy, zwane „tajnymi służbami”, w trosce o zapewnienie sobie lepszego dostępu do żerowiska i efektywniejszego dojenia Rzeczypospolitej, w coraz większym stopniu nasycają środowisko dziennikarskie agenturą. W rezultacie tzw. niezależne media głównego nurtu o niczym już nie informują, tylko uprawiają nachalną propagandę, próbując podjudzać opinię publiczną albo za czymś, albo przeciwko czemuś, co akurat pasuje lub nie pasuje konkretnej watasze. Po drugie, spora część dziennikarzy niebędących agentami bezpieczniackich watah nie uprawia żadnego dziennikarstwa, tylko polityczną agitację albo na rzecz partii, która ich wynajęła, albo na rzecz biurokracji, która też potrafi się odwdzięczyć. Wreszcie rozwój życia towarzyskiego powoduje, że do środowiska przenika coraz więcej tzw. panienek płci obojga. W panienkach tych protektorzy cenią zalety raczej odległe od intelektualnych, toteż z ostrożności starają się one dostrajać do opinii i poglądów głównego nurtu, a te – chociaż dyktowane są albo przez oficerów prowadzących, albo przez Umiłowanych Przywódców, którzy –nawiasem mówiąc – też bywają „pod władzą postawieni”, albo biurokrację – specjalnie się między sobą nie różnią. W rezultacie, chociaż formalnie rozkwita pluralizm i sto kwiatów, to naprawdę panuje świadoma dyscyplina, jak za pierwszej komuny. Widać to choćby po publikacjach na temat kryzysu spowodowanego rozwojem sytuacji wokół Ukrainy, po udanym zamachu stanu w tym kraju. Już nie o to chodzi, że obiektywizmu nie ma w nich nawet na lekarstwo, ale – co szczególnie doskwiera mi w Australii – nawet niepodobna się dowiedzieć, czy, dajmy na to, Majdan – cokolwiek miałoby to znaczyć – nadal istnieje w Kijowie, zapewniając polityczną osłonę panu Turczynowowi i panu Jaceniukowi, czy przeciwnie – wszyscy porozjeżdżali się do domów, by schować w bezpiecznym miejscu wynagrodzenie pobrane za płomienną obronę demokracji. O tym nigdzie ani słowa, a przecież z punktu widzenia rozwoju sytuacji na Ukrainie byłoby chyba istotne wskazanie, gdzie znajduje się punkt ciężkości władzy, czy na Majdanie, czy ponownie w bezpiece, czy też w rękach zainteresowanych ambasadorów. Podobnie wygląda ocena postępowania Rosji. Tylko patrzeć, jak znowu pojawią się opinie, że ruska armia ma czołgi z tektury, którą bez trudu może przebić na wylot nasza bohaterska lanca. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w momencie, gdy prezydent Komorowski i premier Tusk oczekują, by minister Sikorski złożył wniosek o zwołanie Rady Północnoatlantyckiej, pan minister Sikorski opowiada, że polski ambasador przy NATO nad tym „pracuje”. W normalnej sytuacji Radek Sikorski byłby już „Zdradkiem” i to zaraz po zaskakującej deklaracji, że „federacja”, jako nowa formuła funkcjonowania Unii Europejskiej, „nie wywołuje w nim strachu” –ale po pierwsze – nasz nieszczęśliwy kraj nie jest przecież normalny, a po drugie – nasz „Szpak” najwidoczniej musiał w którymś momencie jednym susem przeskoczyć na jasną stronę Mocy, przed którą każde kolano się zgina niczym dziób pingwina. Mniejsza jednak o niego, bo ważniejsze jest przecież, co z tego będzie miała Polska. Właśnie na łamach „Newsweeka” pan red. Kalukin nie może nachwalić się pana ministra Sikorskiego, że „podjął realną grę polityczną o znaczeniu strategicznym dla kontynentu”. Nie mówi tego wyłącznie od siebie, bo najwyraźniej inspirował go zachwyt głównego cadyka III Rzeczypospolitej, pana Aleksandra Smolara, który uważa, że jest to „konsekracja europejskiej roli Polski”. Warto w związku z tym przypomnieć trzy rzeczy: po pierwsze – że jednocześnie z tą „konsekracją” brytyjska Izba Lordów zażądała od Polski spełnienia żydowskich roszczeń finansowych, po drugie – że ostatnim polskim ministrem spraw zagranicznych, co to „podjął realną grę polityczną o znaczeniu strategicznym dla kontynentu”, był Józef Beck, no i po trzecie –jak się to dla Polski skończyło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 5 05:20, 14 Mar 2014    Temat postu:

Ścieżka obok drogi
O pożytkach z Putina


Stanisław Michalkiewicz


Gdyby nie było zimnego rosyjskiego czekisty Włodzimierza Putina, to trzeba by go wymyślić – przede wszystkim ze względu na naszą niezwyciężoną armię. Kiedy przypomniałem, że zdaniem pewnego wysokiego rangą generała nasza niezwyciężona armia – poza kontyngentem „afgańskim” – nie jest zdolna do wykonania zadania militarnego innego niż służba wartownicza, otrzymałem mnóstwo listów od Czytelników, zwracających uwagę, że większości, a może nawet wszystkich koszar naszej niezwyciężonej pilnują zewnętrzne firmy ochroniarskie, zatrudniające około 200 tys. częściowo uzbrojonych pracowników. To oczywiście prawda, podobnie jak i to, że w ten sposób część kosztów utrzymania sektora prywatnego – konkretnie firm ochroniarskich, pozakładanych przez ubeków i byłych wojskowych – kierownictwo naszej niezwyciężonej przerzuciło na podatników. Specjalnie mnie to nie dziwi, bo w sytuacji, gdy podstawowa, choć niepisana zasada naszej doktryny obronnej głosi, iż polskich interesów państwowych do ostatniej kropli krwi będzie broniła Bundeswehra, to czymże mogą jeszcze zajmować się poprzebierani w mundury urzędnicy tworzący trzon naszej niezwyciężonej? Już tylko ustalaniem udziału poszczególnych formacji w 140 miliardach, jakie Rzeczpospolita ma przeznaczyć na modernizację naszej niezwyciężonej.

Ale tak było do niedawna, bo właśnie za sprawą zimnego rosyjskiego czekisty Putina, co to na oczach świata – już prawie przyzwyczajonego, iż polityka stanowi jedynie gałąź przemysłu rozrywkowego – zabrał sobie prastary Krym – coś drgnęło również w naszym nieszczęśliwym kraju. Oto ABW, pewnie w ramach sławnej operacji „Menora”, złapała dwóch osobników podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Rosji. Dlaczego nie złapała ich Służba Kontrwywiadu Wojskowego? Pewnie dlatego, że ówczesny jej szef, pozbawiony stanowiska – jak mówiono w kołach wojskowych – „chwytem za Nosek” – już w roku 2010 podpisał umowę o współpracy z rosyjską FSB potwierdzoną w maju ub.r. przez rosyjskiego prezydenta Putina. No to jak SKW w tej sytuacji ma łapać rosyjskich szpiegów? Jej łapać rosyjskich szpiegów przecież nie wypada – jak powiedziano by przed wojną w sferach kupieckich. Ale to jeszcze nic w porównaniu z wiadomością, że nasza niezwyciężona liczy na dopływ ochotników, z których sformuje zwarte oddziały Narodowych Sił Rezerwowych wyposażone w „lekką broń”. One mogłyby pełnić służbę wartowniczą, a nawet współdziałać z obcymi formacjami zbrojnymi, które na podstawie podpisanej 24 lutego przez pana prezydenta Komorowskiego ustawy o „bratniej pomocy” będą w razie czego pacyfikowały nasz mniej wartościowy naród tubylczy, jeśli na przykład zacznie się sprzeciwiać starszym i mądrzejszym, co to być może już wkrótce utworzą tutejszą szlachtę. Każda okazja jest dobra, a ta jest dobra wyjątkowo, bo można te pacyfikacyjne formacje stworzyć pod pretekstem konieczności obrony naszego nieszczęśliwego kraju przed zimnym rosyjskim czekistą Putinem, więc każdy widzi, że gdyby nawet go nie było, to trzeba by go wymyślić.

Przy okazji potwierdza się spiżowa teza mojej ulubionej teorii spiskowej, że w naszym nieszczęśliwym kraju niepodobna uprawiać skutecznej polityki, nie będąc niczyim agentem. Nieskutecznej zresztą też. Za sprawą zimnego rosyjskiego czekisty Putina nastąpiła w Polsce gwałtowna reaktywacja Stronnictwa Amerykańskiego, do którego umizgują się nawet niektórzy uczestnicy Stronnictwa Pruskiego i tylko Stronnictwo Ruskie wprawdzie zaciera ręce, ale – zgodnie z zaleceniem greckiego filozofa Epikura – w ukryciu, bo „a nie mówiłem” powie dopiero po wszystkim, kiedy okaże się, iż Ukraina utraciła nie tylko Krym, ale i rezerwy złota – bo gdyby demokracja nic nie kosztowała, to nie byłaby nic warta. Nieprawdaż?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Śro 12 12:09, 19 Mar 2014    Temat postu:

„Niezależni” w służbie „aktywistów”
Stanisław Michalkiewicz

Wszystko ocieka niezależnością, jak w „Gazecie Wyborczej” – ale podobnie jak u Henry’ego Forda, gdzie można było kupić sobie samochód w dowolnym kolorze pod warunkiem, że był to kolor czarny – niezależność ta jest surowo podporządkowana tzw. świadomej dyscyplinie, w następstwie której wszyscy niezależni śpiewają z tego samego klucza.
Wbrew przypuszczeniom politologów, którym wydaje się, że potrafią objaśniać wydarzenia polityczne, a nawet je przewidywać, najlepszymi specjalistami od przewidywania są poeci. Weźmy na przykład takiego Adama Mickiewicza, który w „Panu Tadeuszu” wszystko przewidział. Wszystko – to znaczy nie tylko wybuch amerykańsko-rosyjskiego konfliktu nie tyle o Ukrainę, bo – jak wynika z podsłuchanej rozmowy asystentki amerykańskiego sekretarza Stanu Voctorii Nuland, która radziła ambasadorowi USA w Kijowie, by „pieprzył Unię Europejską” – przyjęte przez majdaniarzy rozwiązania kadrowe w ukraińskim rządzie, całkowicie pokrywają się z sugestiami pani asystentki, co dowodzi, iż źródło tamtejszej władzy, podobnie jak źródło pieniędzy zasilające Majdan, bije w amerykańskiej ambasadzie, podobnie jak za czasów Stanisława Augusta, biło w ambasadzie rosyjskiej – więc konflikt jest nie tyle o Ukrainę, bo jeśli pani asystentka gotowa jest „pieprzyć” nawet Unię Europejską z Naszą Złotą Panią Anielą, to zgodnie z argumentum a maiori ad minus (komu wolno czynić więcej, temu wolno czynić mniej), tym bardziej „pieprzy” Ukrainę.

Obecna administracja prezydenta Obamy traktuje Ukrainę, podobnie zresztą jak i Polskę, jako rodzaj skarbonki dla rozmaitych grandziarzy i żydowskich organizacji przemysłu holokaustu i Ukraina, podobnie jak nasz nieszczęśliwy kraj, interesuje tamtejszych dygnitarzy przede wszystkim jako rodzaj kija, którym można by walnąć po głowie zimnego ruskiego czekistę Putina za karę za upokorzenie sprawione amerykańskiego prezydentowi w Syrii. Jeśli nawet przy tej egzekucji kije się połamią, to mała szkoda – krótki żal – bo przecież prestiż jest ważniejszy. Zatem nie chodzi o Ukrainę, a o podreperowanie prestiżu.

W związku z tym niezwyciężona ukraińska armia została postawiona w stan pogotowia zaraz po tym, jak pojawiły się informacje, iż ukraińskie rezerwy złota zostały samolotem przetransportowane do USA. Jeśli to prawda, to sytuacja się powtarza; w roku 1990 dzięki tzw. „planowi Balcerowicza”, wobec którego środowisko „Gazety Wyborczej” – jak pamiętamy – „nie widziało alternatywy”, starsi i mądrzejsi finansiści ze wschodniego wybrzeża wydrenowali walory szacowane nawet na 17 mld dolarów, odzyskując w ten sposób środki wyasygnowane w latach 80-tych na wspierane demokratycznej opozycji w naszym nieszczęśliwym kraju. Ukraińskie rezerwy złota szacowane są na ok. 42 ton. Dużo to nie jest, ale w czasach kryzysu nie ma co grymasić.

Zresztą są precedensy; w książce „Od własnej kuli” napisanej przez trójkę brytyjskich publicystów i historyków „Od własnej kuli” możemy przeczytać, jak to Amerykanie po bratersku przejęli angielskie złoto, ale to nic, bo np. złoto Narodowego Banku Polskiego jest zdeponowane w Anglii, mimo fałszywych – bo jakże by inaczej? – pogłosek, że Anglicy te depozyty po cichu wyprzedają – i pewnie dlatego brytyjska Izba Lordów dodatkowo wezwała Polskę do realizacji żydowskich roszczeń finansowych. L’appetit vient en mangeant, zwłaszcza w sytuacji, gdy Henry Kissinger powiada, iż za 10 lat Izrael nie będzie już istniał. Skoro czasy takie niepewne, to co to szkodzi na wszelki wypadek zaopatrzyć się w złoto – niechby nawet i ukraińskie?

Ale co my tu o złocie, kiedy ważniejsza jest literatura ze swymi przewidywaniami. Jak pamiętamy, w „Panu Tadeuszu” Klucznik Gerwazy ekscytował dobrzyńskich szlachetków przeciwko sędziemu Soplicy, co to wzmógł się targowickim majątkiem, argumentem, że „gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych – każdy swego”. Tedy w momencie, gdy w związku z operacją na ukraińskim Majdanie, w naszym nieszczęśliwym kraju gwałtownie zaktywizowało się odrodzone Stronnictwo Amerykańskie, porywając za sobą nawet niektórych przedstawicieli Stronnictwa Pruskiego, pan red. Tomasz Sakiewicz z „Gazety Polskiej” nie tylko zerwał współpracę z przewielebnym księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, oskarżył go, że nie popierając żyrowania przez Umiłowanych Przywódców weksli in blanco kijowskim majdaniarzom, „stanął po stronie Moskwy”, w związku z czym zaoferował się, iż będzie się za niego „modlił”, sugerując w ten sposób, że nawet na tamtym świecie powinniśmy słuchać tego samego Pana, którego słuchamy na tym.

Zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi pan redaktor Sakiewicz, poza groźnym kiwaniem palcem w bucie niczego zrobić nie może, to jasne – ale podjąć na gruncie tubylczym próbę podporządkowania księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego tzw. świadomej dyscyplinie być może jeszcze może – toteż ją w poskokach podejmuje, zapewne w nadziei, że zostanie zauważona TAM GDZIE TRZEBA. Na tym właśnie polega słynna „niezależność”, jaką część opinii publicznej w naszym nieszczęśliwym kraju jest od pewnego czasu nieustannie epatowana. Mamy niezależnych polityków, mamy niezależnych dziennikarzy, którzy albo z niezależnymi politykami, albo w ostateczności nawet między sobą prowadzą „niezależne rozmowy”. Wszystko ocieka niezależnością, jak w „Gazecie Wyborczej” – ale podobnie jak u Henry’ego Forda, gdzie można było kupić sobie samochód w dowolnym kolorze pod warunkiem, że był to kolor czarny – niezależność ta jest surowo podporządkowana tzw. świadomej dyscyplinie, w następstwie której wszyscy niezależni śpiewają z tego samego klucza. Gdyby nas tak nie zapewniali o swojej niezależności, podejrzewalibyśmy, że ktoś jednak nastraja im te niezależne pozytywki, ale ponieważ są niezależni, to takie podejrzenia byłyby niegrzeczne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 3 03:22, 21 Mar 2014    Temat postu:

Ścieżka koło drogi
Siłom i godnościom osobistom


Stanisław Michalkiewicz


Przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej wywołało oburzenie wszystkich ludzi dobrej woli na całym świecie, a w każdym razie w jego najlepszej części. Ale nie tylko oburzeniem zareagował świat. Świat, a przynajmniej ta najlepsza jego część, zareagował również potępieniem oraz sankcjami. Niestety! Zimny rosyjski czekista Włodzimierz Putin w swojej zatwardziałości nie tylko puszcza mimo uszu wszelkie wyrazy potępienia, ale w dodatku naigrawa się z sankcji, przez co stawia pana ministra Radosława Sikorskiego, podobnie jak innych Umiłowanych Przywódców, w sytuacji bez wyjścia.

Przy innej okazji pisał przed laty w warszawskiej urzędówce „Kultura” komunistyczny parobek Hamilton: „Jak cenny jest prestiż! Nie chcą stracić prestiżu. Wolą, by setki ludzi straciło życie”.

Ale może nie będzie aż tak źle, może jakoś unikniemy najgorszego, bo właśnie na ratunek ginącemu światu pośpieszył pan redaktor Adam Michnik. Pryncypialnie napiętnował wszystkie błędy i wypaczenia, niczym Aleks Wardęga w słynnym tekście „Oskarżam”, o którym wspomina Janusz Szpotański w poemacie „Szmaciak w mundurze, czyli wojna pcimska”. Jeśli nawet jego zimny rosyjski czekista Putin nie posłucha, jeśli nie opamięta się, gdy właśnie pan redaktor Michnik na oczach całego świata nie tylko wyliczył wszystkie jego kłamstwa, nie tylko scharakteryzował jego politykę, jako „imperialną” i „bandycką”, ale zadając niewątpliwy gwałt swemu znanemu na całym świecie pokojowemu usposobieniu, oświadczył, że „bandytyzm może być zatrzymany tylko przez siłę” – no to już nie wiadomo, co robić, to znaczy – oczywiście wiadomo. Trzeba będzie zimnego rosyjskiego czekistę zatrzymać siłą.

A właściwie – jak zalecał Jan Kobuszewski w słynnym skeczu – „siłom i godnościom osobistom”. A skoro tak, to nikt nie zrobi tego lepiej niż pan redaktor Adam Michnik na czele batalionu maszyn do pisania z redakcji „Gazety Wyborczej”. Na widok straszliwej postaci bywalca Klubu Wałdajskiego, który – co prawda na innym etapie – poświęcając się dla wolności i demokracji, pozwalał zimnemu rosyjskiemu czekiście karmić się i poić, prezydent Putin powinien się zreflektować, zwrócić nowemu ukraińskiemu rządowi Krym i przekazać 15 miliardów dolarów obiecanych wcześniej ukraińskiemu tyranowi, no i dobrowolnie udać się na Syberię, by tam, wzorem cesarza Aleksandra I, do końca życia pokutować. Aha – no i zwrócić wszystko, łącznie ze łzami wylanymi po utracie rosyjskich alimentów, Michałowi Chodorkowskiemu.

Wprawdzie to pryncypialne wsparcie świętej sprawy integralności terytorialnej Ukrainy przez pana redaktora Michnika wynika wyłącznie z pobudek ideowych, ale co nam szkodzi zwrócić przy okazji uwagę na pewien unikalny w skali światowej fenomen, jaki objawił się właśnie na Ukrainie. Akurat Ogólnoukraiński Kongres Żydowski stwierdził, że na Ukrainie „nie ma antysemityzmu”.

Na pewno tak jest, bo czyż Ogólnoukraiński Kongres Żydowski mógłby poświadczyć nieprawdę? To wykluczone, ale w takim razie fenomen ten („fenomen ten godzien rozbiorów”) zasługuje na tym większą uwagę już nawet nie dlatego, że Ukraina jest chyba jedynym państwem na świecie – jeśli oczywiście nie liczyć bezcennego Izraela – w którym nie ma antysemityzmu, ale przede wszystkim dlatego, że jeszcze niedawno – konkretnie 13 grudnia 2012 roku – Parlament Europejski potępił właśnie za antysemityzm ukraińskie ugrupowanie Swoboda, której przywódca Ołeh Tiahnybok jest nie tylko jednym z filarów ukraińskiej demokracji, ale również duszeńką Umiłowanych Przywódców. To pokazuje, jak szybko zmienia się sytuacja; jeszcze wczoraj („jeszcze wczoraj tokaj piłem, moja ty, miła ty dzieweczko”) Swoboda z powodzeniem krzewiła na Ukrainie rasismus i antysemitysmus, a dzisiaj – wszystko jakby ręką odjął. Co to robi z ludźmi demokracja, no i oczywiście mądrość etapu, której nie tylko wyznawcą, ale i najwybitniejszym krzewicielem jest właśnie pan redaktor Adam Michnik – Wielka, a może nawet Ostatnia Nadzieja Świata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 7 07:09, 22 Mar 2014    Temat postu:

Śledź a sprawa polska
Stanisław Michalkiewicz


Szanowni Państwo!

Ach, co za zbieg okoliczności! Kiedy w Moskwie rosyjski prezydent Włodzimierz Putin świętował przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej, w Warszawie bawił wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Spotkał się on z premierem Tuskiem i prezydentem Komorowskim, by dodać im otuchy i przełamać poczucie osamotnienia w obliczu Rosji.

Wiceprezydent Biden obiecał, że już „za kilka lat” zostanie zainstalowana w Polsce sławna „tarcza antyrakietowa”, a konkretnie – jej „elementy” – bo inne „elementy” będą instalowane w Rumunii. To oczywiście powinno naszych Umiłowanych Przywódców szalenie podnieść na duchu i dodać im kurażu – chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć kilku spraw.

Po pierwsze – czy „za kilka lat” sprawa sławnej „tarczy antyrakietowej” będzie jeszcze aktualna? Toż przecież obecnie urzędujący prezydent Obama kazał w roku 2009 tarczę tę zlikwidować w miesiąc po tym, jak izraelski prezydent Szymon Peres obiecał w Soczi rosyjskiemu prezydentowi Miedwiediewowi, że „namówi” prezydenta Obamę do likwidacji tarczy. Skoro prezydent Obama już raz w tej sprawie zmienił zdanie za namowa prezydenta Peresa, to jaką możemy mieć pewność, że – dajmy na to – za kilka miesięcy ktoś inny znów go skutecznie nie namówi? A cóż dopiero – „za kilka lat”, kiedy przecież wiadomo, że już w roku 2017 Barack Obama nie będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych, a Joe Biden nie będzie wiceprezydentem?

Prezydent Obama urzęduje bowiem już drugą kadencję, a amerykańska konstytucja dopuszcza tylko dwie kadencje prezydenta. A skąd możemy wiedzieć, czy następny prezydent Stanów Zjednoczonych też będzie chciał instalować w Polsce elementu tarczy antyrakietowej, a nie na przykład – Judeopolonię? Nie wiemy przecież nawet, kto w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych wystartuje, więc skąd możemy wiedzieć, jakie przyszły prezydent będzie miał priorytety?

Zresztą niezależnie od tego warto przypomnieć, że według licznych i solennych zapewnień, tarcza antyrakietowa miała być zainstalowana w celu obrony przed rakietami wystrzelonymi z Iranu, a nie z Rosji. Jeśli zatem wiceprezydent Biden próbował premieru Tusku i prezydentu Komorowskiemu dodawać otuchy obietnicami zainstalowania w Polsce tarczy antyrakietowej „za kilka lat”, to musiał mieć na myśli jakąś całkiem inna tarczę, niż ta poprzednia – bo poprzednia miała chronić nas przed Teheranem, a nie przed Moskwą.

Dobrze jest też wiedzieć, że tuż przed wizytą wiceprezydenta Bidena w Warszawie, przewodniczący amerykańskiego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, generał Martin Dempsey oświadczył, że Stany Zjednoczone gotowe są do „udzielenia wsparcia”, zarówno Ukrainie, jak i „sojusznikom z NATO”. Wygląda to na zachętę do rozpoczęcia jakiejś „operacji pokojowej” przez Polskę w sprawie integralności terytorialnej Ukrainy.

Ale – powiedzmy sobie szczerze – skoro nie słychać, by Ukraina próbowała zbrojnie odbierać Rosji Krym, to dlaczego miałaby to robić Polska? Wprawdzie mnożą się wśród płomiennych patriotów nawoływania, by w ramach walki o „wolność waszą i naszą” utworzyć „rząd obrony narodowej” z panem prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele, ale wiele wskazuje na to, że taki rząd w bardzo krótkim czasie mógłby stać się rządem emigracyjnym, podczas gdy w Polsce… Ano właśnie!

Ano właśnie – bo Henry Kissinger, a więc osoba w polityce międzynarodowej doświadczona jak mało kto, niedawno powiedział, że za 10 lat nie będzie już Izraela. Co konkretnie miał na myśli – tego oczywiście nie wiem, ale nie wykluczam, że miał na myśli przeniesienie Izraela z Bliskiego Wschodu w jakieś bezpieczniejsze miejsce, na przykład gdzieś w Europie Środkowej.

Nie wykluczam takiej możliwości przede wszystkim dlatego, że powołany na początku 2011 roku przy udziale rządu Izraela zespół HEART ma na celu właśnie „odzyskiwanie mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, między innymi – w Polsce. Warto również przypomnieć, że kiedy już na Ukrainie dokonał się przewrót polityczny, członkowie brytyjskiej Izby Lordów wezwali Polskę do niezwłocznej realizacji żydowskich roszczeń majątkowych. Dodajmy, że szacowane są one na 60 do 65 miliardów dolarów, więc środowisko dysponujące w Polsce takim majątkiem, miałoby dominującą pozycję ekonomiczną, a co za tym idzie – również polityczną.

Popularna anegdotka głosi, że po zwycięskiej bitwie cesarz Napoleon odwiedził rannych żołnierzy pytając, jakie mają życzenia. Polski szwoleżer poprosił cesarza o odbudowanie Polski od morza do morza, a żołnierz żydowski – o śledzia. Kiedy cesarz odszedł, szwoleżer zaczął żydowskiemu żołnierzowi czynić wyrzuty, że zaprzątał cesarza takimi głupstwami, jak śledź. Na co tamten odpowiedział: tobie cesarz Polski od morza do morza na pewno nie odbuduje, natomiast ja – kto wie? – może tego śledzia dostanę.

Dlatego pytam publicznie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego i pana premiera Tuska – czy w rozmowach z wiceprezydentem Bidenem poprosili go, by rząd Stanów Zjednoczonych przestał wywierać na Polskę naciski, by zrealizowała żydowskie roszczenia majątkowe? Czy ośmielili się poruszyć ten temat, a jeśli tak – to co im wiceprezydent Biden odpowiedział? No bo jeśli nie chciałby dać nam nawet śledzia, to jakże tu oczekiwać, że odbuduje Polskę od morza do morza?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31344
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 18 18:14, 22 Mar 2014    Temat postu:

Za co zginiemy – i dlaczego
Stanisław Michalkiewicz


No, nareszcie się wyjaśniło, o co walczymy i za co zginiemy. Odpowiadając na wątpliwości, czy sławny Majdan jeszcze istnieje, czy może rozszedł się po domach („priszoł prikaz z rajkoma: rasstrielat’ wsiech po domach”) żeby bezpiecznie schować forsę uciułaną na „obronie demokracji”, wyjaśnił mi to Czytelnik „Wojtek” precyzyjnie w 5 punktach pełnych treści. Okazuje się, że Majdan istnieje i nie rozejdzie się, dopóki – po pierwsze – „ci, którzy wydawali w Kijowie rozkazy strzelania do ludzi nie zostaną osadzeni” – po drugie – „majątek tych, którzy wydawali rozkazy strzelania do ludzie nie zostanie zwrócony Narodowi” – po trzecie – „ci, którzy zostali zamordowani na Majdanie i w związku z Majdanem, nie zostaną ogłoszeni bohaterami Ukrainy” – po czwarte – „ci, którzy na Majdanie utracili wzrok, słuch, ręce, nogi itp. i stali się inwalidami, nie otrzymają statusu inwalidów wojennych” i wreszcie – po piąte – „nie zostanie przeprowadzona lustracja”. Jeśli „Wojtek” jest dobrze poinformowany – a wygląda, że tak – to obawiam się, a właściwie wcale się nie „obawiam”, tylko przypuszczam, że sławny Majdan będzie musiał istnieć jeszcze bardzo długo.

Po pierwsze dlatego, że identyfikacja tych, którzy wydawali w Kijowie rozkazy strzelania do ludzi, może być szalenie utrudniona, zwłaszcza gdyby się okazało, że informacje podane w podsłuchanej rozmowie pani Ashton z estońskim ministrem spraw zagranicznych, iż to przywódcy Majdanu wynajęli snajperów strzelających zarówno do Berkutu, jak i majdaniarzy. Wyobrażam sobie, jak pierwszorzędni fachowcy z CIA i Służby Bezpieki Ukrainy, a być może i szubrawcy z naszej razwiedki uszczelniają sprawę, więc jeśli nawet dojdzie do jakiejś identyfikacji owych rozkazodawców, to jest prawie pewne, iż będą to kozły ofiarne, którym płomienni bojownicy o wolność i demokrację te fałszywe oskarżenia przyklepią, a niezawisłe – bo jakże by inaczej , nieprawdaż? – sądy skompletowane przez przywódców Majdanu, w podskokach wlepią im piękne wyroki. W ten sposób cały świat będzie mógł się przekonać, że demokracja na Ukrainie zwyciężyła ostatecznie i nieodwracalnie.

Oczywiście trzeba będzie odpowiednio dobrać kandydatów do zaszlachtowania na ołtarzu demokracji, przede wszystkim pod kątem stanu majątkowego. Gołodupców nie ma co sądzić, bo nawet jeśli niezawisłe sady w podskokach ich przykładnie poskazują, to jakiż z tego pożytek dla płomiennych reprezentantów Narodu? Pożytku z tego nie będzie żadnego, natomiast gdy niezawisłe sądy poskazują w podskokach majętnych oligarchów – aaaa, to co innego! Wtedy Naród, – oczywiście nie cały, jeszcze by tego brakowało – ale w osobach swoich najwybitniejszych przedstawicieli, wspomniany majątek „odzyska”, dzięki czemu będzie mógł utworzyć nowe stare rodziny.

Najłatwiej może być zrealizowany postulat nominacji nowych bohaterów Ukrainy; wszyscy, którzy zostali zastrzeleni przez snajperów wynajętych przez siły – no, wiadomo, że przez marionetkowe siły zdrady i zaprzaństwa, zostaną uznani za bohaterów – bo powiedzmy sobie szczerze – co to komu szkodzi tym bardziej, że nic nie kosztuje? Gorzej będzie pewnie z inwalidami, bo teraz każdy, co stracił wzrok po wypiciu metylowego drinka, albo stał się inwalidą na skutek nieporozumień w gronie biesiadnym, będzie starał się o podłączenie do spółdzielni majdaniarskiej. Tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy już kreśli plany wyszlamowania Ukraińców pod pozorem „pomocy”, więc obawiam się, że inwalidzi z Majdanu mogą dostać tyle samo, ile ofiary sławnego holokaustu dostały z odszkodowań uzyskanych od Niemiec czy szwajcarskich banków przez bezcenny Izrael i organizacje przemysłu holokaustu.

No i wreszcie – lustracja. Jakże można oczekiwać, że na Ukrainie zostanie przeprowadzona lustracja, kiedy nawet w naszym nieszczęśliwym kraju, co to jest uważany za wzorzec demokracji, lustracja została zablokowana przez obydwie strony umowy „okrągłego stołu” 4 czerwca 1992 roku? W tej sytuacji wygląda na to, że igrzyska na kijowskim Majdanie będą trwały w nieskończoność, to znaczy dopóty, dopóki nie wyschną źródła finansowania – bo jak wyschną, to Majdan nie będzie miał innego wyjścia, jak w tył – rozejść się. Przypuszczam, że uczestnicy Majdanu mają tego świadomość, bo – jak wynika z reportażu zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej” już po zwycięstwie demokracji – nic tylko „płaczą i płaczą”. Oczywiście ze szczęścia, jakże by inaczej – ale niektórzy być może również z żalu za rychłą utratą tak wspaniałych alimentów i koniecznością bolesnego powrotu do rzeczywistości.

Nawiasem mówiąc, ten powrót nie musi być aż taki bolesny, bo teraz wszystkie synekury na Ukrainie będą chyba rozdzielane między uczestników Majdanu – bo kogóż w dzisiejszych zepsutych czasach wynagradzać synekurami, jeśli nie płomiennych bojowników o demokrację? Więc już się wyjaśniło, o co walczymy i za co zginiemy – oczywiście za przewodem pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, którego pan red. Tomasz Sakiewicz stręczy nam na premiera rządu obrony narodowej. Za takim przewodem nie oddamy ani guzika, to jasne, ale nie jest wykluczone, że coś jednak może pójść nie tak, bo wiadomo, że psy zająca zjadły nie gdzie indziej, tylko wśród serdecznych przyjaciół. Wtedy oczywiście zginiemy – ale zginiemy w słusznej sprawie – co oczywiście osłodzi nam smutek ginięcia.

Zresztą nie tylko świadomość ginięcia w słusznej sprawie, bo jeszcze bardziej pocieszająca może być świadomość, że nie ze wszystkim zginiemy. Oto w dniach ostatnich (czyżby rzeczywiście nadchodziły sławne „dni ostatnie”?) Henry Kissinger ni z tego ni z owego oznajmił, że za dziesięć lat nie będzie już Izraela. Wywołało to na świecie, a zwłaszcza w bezcennym Izraelu niesamowity klangor, podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju, zajętym przygotowaniami do walki i zginięcia, przeszło bez echa. Tymczasem ten cały Henry Kissinger najwyraźniej coś tam musi wiedzieć, skoro wyznacza tak precyzyjne terminy. No dobrze, ale skoro za 10 lat nie będzie już Izraela, to co będzie? Tego Henry Kissinger taktownie nie ujawnił, ale przecież sami możemy się domyślić, że skoro nie będzie Izraela, to będzie Judeopolonia! Myślę, że jakieś przecieki w tej sprawie musiały dotrzeć również do brytyjskiej Izby Lordów, skoro zajęła ona takie pryncypialne stanowisko wobec Polski w sprawie realizacji żydowskich roszczeń majątkowych. W tej sytuacji demonstracyjna gotowość do walki i zginięcia za pięć postulatów kijowskiego Majdanu – obok szlachetnych i patetycznych motywów – może mimowolnie przyczynić się do zrobienia miejsca dla Judeopolonii. Zawsze uważałem pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego za wirtuoza intrygi – ale najwyraźniej go nie doceniałem!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Media, prasa, TV, internet Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 13, 14, 15  Następny
Strona 9 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin