Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pentryt zwiedza Rogoznicę (Chorwacja)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Hobby / turystyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Pią 18 18:00, 11 Mar 2011    Temat postu: Pentryt zwiedza Rogoznicę (Chorwacja)

Część 1 - spotkanie z Jadranem

Wyjeżdżając w pełni zadowoleni z Tribunj w poprzednie wakacje domyślałem się że tegoroczne też będą w Chorwacji. I tak się stało. Z pewnymi kłopotami ale stało się.
Wiosną rozpoczęło się planowanie i powolne przygotowanie do wyjazdu. Dla mnie to także bardzo lubiane zajęcie. No nie tak jak sam urlop ale lubię ten czas przed wyjazdem.
Po ustaleniu dogodnego terminu rozpocząłem poszukiwania odpowiedniego miejsca pobytu. Kraj wiadomy: Chorwacja. Ale jeszcze dochodzą inne kryteria:
- musi być blisko do plaży,
- musi być widok na otwarte morze (chociaż częściowo),
- musi być to dosyć spokojna okolica (nie lubimy dużego ścisku),
- apartament musi mieć lodówkę i klimatyzację oraz musi być w rozsądnej cenie.

Hm, znaleźć taki apartament łatwo nie było ale bardzo trudno też nie. Może trudniej by było gdyby dołożyć do pakietu wymóg - piaszczysta plaża. My jednak wolimy te betonowe lub kamienne.
Szperanie w zasobach internetu zakończyło się na wytypowaniu na odpoczynek małego miasteczka Rogoznica w Riwierze Szybenika. To miał być już trzeci wyjazd w te same okolice ale przynajmniej wiemy że rejon jest ok.

Wysłaliśmy maila z zapytaniem o wolny termin. Następnego dnia Pani Mila odpisuje że jest wolny apartament w tym terminie. Mailowo rezezwujemy i ciesząc się zacząłem wprowadzać następny etap planowania co zabieramy i zakupów brakujących rzeczy. Czas do wyjazdu mijał aż tu nagle pech. Z przyczyn technicznych w pracy musimy przesunąć nieco termin urlopu (na wcześniejszy). No masz klapa totalna. Ale na szczęście Pani Mila ma też miejsce w odpowiadającym nam terminie. No i super.

Nadszedł dzień wyjazdu. Jeszcze tylko rano pojechałem do pracy. Po pracy szybki prysznic i w drogę ku Adriatykowi (chorw. Jadranowi). Trasa tradycyjnie przez Polskę (najgorszy odcinek), Czechy, Austrię i Słowenię (może w przyszłym roku pojadę przez Węgry ). Ząb czasu odbił niestety już swoje piętno na moim Peselu i trasę pokonujemy z prędkościami zalecanymi przez znaki drogowe. Gdzie ta ułańska fantazja z lat młodzieńczych? Nie mam pojęcia. Może nadal ogląda te widziane przez lata jazdy wypadki drogowe? Jedynie daje o sobie znać gdy wsiadam do swijego "białasa" ale on lubi delikatnie mówiąc bardzo dynamiczną jazdę.

Jak zwykle z początkiem Austrii łapie mnie znużenie. W sumie to senność z lekka też. Przecież wstałem bardzo wcześnie rano. Żonka śpi sobie spokojnie obok. Do tego zaczął padać deszcz. No dobrze, czas na postój. Tuż przed Wiedniem planuję sobie małą drzemkę przy pierwszym zjeździe na parking. Droga prawie pusta. Powoli zaczyna mnie wyprzedzać Volkswagen Passat. Zrównał się ze mną i chwilę jechał obok.
- No tak, takiego dziwoląga często się nie spotyka na drodze (Fiat Multipla) - pomyślałem sobie.
Po kilku chwilach w Passacie zapalają się światła awaryjne a później prawy kierunkowskaz. Aha... Nieźle.
- Pobudka. Mamy kontrolę - powiedziałem do żony.
- Ale gdzie policja? - zapytała żonka wyrwana ze snu.
- Przed nami. Tylko że nieoznakowany.
Zjechaliśmy w zatoczkę. I rozpoczęła się kontrola. Jak sobie przypomnę tą scenę to nadal chce mi się z siebie śmiać. Ale do rzeczy. Policjant ładnie się przedstawił i poprosił o papiery. Normalka. Wyciągnąłem z portfela dokumenty i podałem policjantowi. Ten przez chwilę oglądał i coś do mnie zaczął gadać po niemiecku. Ja niemieckiego ni w ząb.
- O co mu chodzi? - mruczę sobie pod nosem, wzruszając ramionami.
Policjant załapał że nie znam jego ojczystej mowy więc przeszedł na angielski.
- "travel" card, please. - powiedział patrząc i licząc na to że załapię o co mu chodzi.
Załapałem. W końcu trochę znam angielski.
- Po co mu travel card? Nie mam nic takiego! O co mu chodzi? - pomyślałem.
Patrząc na moją zdziwioną gębę policjant nie dał za wygraną. Złapał za kierownicę i zaczął nią kręcić to w lewo, to w prawo. Luzy w kierownicy sprawdza, czy co?
Pomachał jeszcze trochę kierownica i powiedział do mnie:
- Pasport!
- A! Pasport! - sięgnąłem jeszcze raz do portfela w poszukiwaniu dowodu osobistego.
Zamiast dowodu wyciągnąłem prawo jazdy.
- Ki czort? - myślę sobie - przecież mu dawałem prawo jazdy?
Po chwili zastanowienia załapałem o co chodzi. Zamiast prawa jazdy dałem policjantowi dowód osobisty.
Policjant obejrzał prawo jazdy, zaświeciła latarką do środka i oddając dokumenty powiedział:
- driver card and dokuments, ok.
Po czym odjechali. Ja przez najbliższą chwilę zaistniałą sytuację poddałem do obróbki przez spowolniony przez zmęczenie mózg po czym parsknąłem śmiechem jak wariat na początku leczenia psychiatrycznego. No tak, przecież on chciał "driver card" a nie "travel card". Uuuła, czas zjechać na solidny odpoczynek pomyślałem. Żona pokiwała tylko głową na znak politowania. Taki ubaw miałem z siebie że mi się spać odechciało. Drzemka dopiero była za Wiedniem.

Resztę drogi przebiegło bez dodatkowych, kabaretowych atrakcji. Pomimo planu od Mili lekko zabłądziliśmy w Rogoznickich uliczkach. Część z nich była tak wąska że składałem lusterka. W końcu jest!!! Dojechaliśmy.

Po chwili Mila zaprowadziła nas do pokoju. Wszystko niby było ok ale niestety są lekkie rozbieżności z internetową ofertą. Nie było klimatyzacji a miała być. Zapytałem się żony czy szukamy czegoś z klimatyzacją, czy zostajemy? Mila widząc nasze niezadowolone twarze zaczęła demonstrować jaką to skuteczność mają drewniane żaluzje w walce z promieniami słonecznymi. Spojrzeliśmy się z żoną na siebie i o mało nie parsknęliśmy śmiechem. Zgodziliśmy się w końcu na ten apartament. Faktycznie nie było w nim gorąco a bliskość do plaży rekompensowała tą niedogodność. Widok na lazur morza tylko przyspieszył podjęcie tej decyzji.

Nasza kwatera na najbliższe 10 dni.


Jeszcze tylko szybkie rozpakowywanie bagażu i już mogliśmy udać się nad morze. Podobała nam się bliskość plaży od apartamentu. Z tarasu wystarczyło przejść przez ogródek.

Ogródek


Po czym przechodzi się przez uliczkę. Uliczka bardzo spokojna gdyż służy tylko jako dojazd do pobliskich kilku posesji. I jest!!! Plaża i Jadran.

Uliczka


Plaża to betonowe platformy wyłożone kamieniem. Jadąc pierwszy raz do Chorwacji szukałem piaszczystych plaż. W Chorwacji jednak jest niewiele piaszczystych plaż. W dodatku te piaszczyste są często zatłoczone. Jednak po pierwszym urlopie spędzonym na betonowych plażach polubiliśmy beton. Takie plaże mają także swoją zaletę. Piasek nie wchodzi w każdy zakamarek. Wkurzające są np. ziarenka piasku w gumowym bucie od płetwy itd. Plaża fajnie położona bo znaczna jej część znajduje się w cieniu drzew. Te drzewka też są bardzo fajne. Niby zwykłe iglaki ale te igiełki są takie jakby delikatne i mają taki soczysto-zielony kolor. Nawet sosny mają dłuższe igły niż znane mi w Polsce.

Plaża

























Morze Adriatyckie to krystalicznie czysta woda o pięknym kolorze. Woda przy plaży Lozica nie mąci się od piasku gdyż ma kamieniste dno. Nie przeszkadzają one w zażywaniu kąpieli gdyż ze względu na jeżowce najczęściej do wody wchodzi się w butach do pływania lub w płetwach. Można oczywiście także boso ale trzeba uważać żeby nie nadepnąć na jeżowca. Ranki po kolcach jeżowca mogą się słabo goić.

Powiało trochę horrorem. Że aż strach nogę zanurzyć w wodzie. W sumie wystarczy troszeczkę uwazać na te stworzonka i nie ma żadnego problemu z kąpaniem. Dodam że jeżowce pełnią pożyteczną rolę gdyż odżywiają się m.in. detrytusem co wiąże się z oczyszczaniem wody. Ikra jeżowca jest jadalna i dosyć często spożywana nad Adriatykiem.

Adriatyk. Widok z plaży.





Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 7 07:10, 12 Mar 2011    Temat postu:

Część 2 - poranny rekonesans

Nadszedł kolejny dzień. Poprzedniego dnia zmęczony podróżą będąc na plaży głównie spałem. W nocy również. W sumie tych godzin odsypiania uzbierało się całkiem dużo. W efekcie wstałem chyba jako pierwszy w Rogoznicy.

Tradycyjnie wybrałem się na rekonesans po okolicy. W efekcie zobaczyłem jak miasteczko budzi się ze snu, zobaczyłem jak ludzie wychodzą rankiem do pracy, jak idą na poranne zakupy, zobaczyłem gdzie można kupić świeże ryby z nocnego połowu prosto z łodzi rybackiej, zapoznałem się z topografią okolicy, obejrzałem marinę "Frapa" i stacjonujące przy niej łodzie. Ach, jak ja lubię takie poranne spacery.

Idąc śpiącą jeszcze uliczką


Mijam nieczynny kościółek


Przechodzę obok mariny "Frapa"




Przy marinie oglądałem piękne jachty i wcale nie brzydsze auta na parkingu mariny aż wyszło słońce. Ruszyłem dalej do centrum.

Widok z ronda na wysepkę - centrum Rogoznicy.


Wdepnąłem też na bazar.


W drodze powrotnej postanowiłem wracając przez półwysep Gradina zobaczyć słonowodny akwen zwany "Oko smoka" oraz najbardziej znaną plażę w Rogoznicy "Sepurine".

Słonowodne jeziorko "Oko Smoka"







Przejście od "Smoczego oka" na plażę Sepurine najkrótszą drogą (na skróty) nie obfitowało w jakieś specjalne widoki. Buty natomiast miały ochotę zrobić ze mnie miazgę. Ale w końcu to ja nimi rządzę a nie one mną. Musiały znieść trudy przeprawy po ostrych kamieniach, kamienistych murkach i krzakach.

W końcu dotarłem na tą najładniejszą plażę Rogoznicy (wg przewodników). Plażę Sepurine.

Jako że byłem jedyną osobą na tej plaży i miałem mnóstwo wolnego czasu to mogłem się dokładniej się jej przyjrzeć.

Plaża z drobnego kamienia. Jak się później okazało to kamień jest nawożony. Po paru dniach pobytu widziałem jak nawieziono kilka ciężarówek kamyczków i jeden chłopak rozgarniał je po całej plaży. Że też nikt mu nie pomagał. Ale uwinął się z tym w 3 dni. Ogólnie te kamyczki ładnie się komponowały z całością. Brakowało natomiast większych drzewek pod którymi można by było schronić się przed promieniami słońca. Z czasem będzie gdzie się schować w cień gdyż posadzono małe drzewka oraz palmy. No, ale kilka lat przyjdzie jeszcze poczekać aż urosną. Infrastruktura plaży nie powala ale jest całkiem fajny barek, mozna wypożyczyć leżaki itd. W sumie to fajna plaża lecz jednak wolę naszą plażę Lozica. Natomiast widoki z plaży Sepurine były jednak ładniejsze niz z Lozicy.

Widok z Sepurine










Widok na Zecevo z Sepurine


Po dotarciu na kwaterę zjedliśmy śniadanko na tarasie a później plażowanie itd.

Rozłożyliśmy się w cieniu drzew.


W wodzie przy brzegu przywitała nas rozgwiazda.


Krab.


I jeżowce


Dla tych co nie skaczą z brzegu do wody były schodki


Ogólnie ten dzień był pod znakiem nuda, opalanie, nuda, kąpanie w morzu, nuda, obiad, nuda, opalanie, nuda, kąpanie, nuda itd. W końcu tego nam brakowało. Nicnierobienie jest fajne! Jednak do czasu. Ta nuda też zaczyna nam się nudzić. Siedząc na plaży z nogami zanurzonymi w wodach Adriatyku patrząc jak zachodzi słońce zaczęliśmy snuć plany na kolejny dzień. Plażowanie czy zwiedzanie? Ustaliliśmy że na początek zobaczymy jaka będzie jutro pogoda.

Słońce kończy pobyt na Lozicą. Przenosi się w inne miejsce.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31330
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 8 08:21, 12 Mar 2011    Temat postu:

Zdjęcia piękne, ciepło słońca południa aż z nich bije. Sosny krajów śródziemnomorskich to pinie /nb. nasza sosna zwyczajna to po łacinie: Pinus sylvestris/, czy były szyszki? Jak ja byłem we Włoszech, to pełno ogromnych szyszek pinii leżało pod drzewami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 8 08:43, 12 Mar 2011    Temat postu:

Szyszek jakoś teraz nie kojarzę. Natomiat ta palma przy kwaterze jak widać na powyższym zdjęciu miała mnóstwo nasion.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31330
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 9 09:15, 12 Mar 2011    Temat postu:

Zaraz pokażę Panu, co z tych w/g Pana oceny wyrasta! Zdjęcie zatytułowałem: Bogusia i daktyle.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 9 09:22, 12 Mar 2011    Temat postu:

Nie wiedziałem że nasiona palmy daktylowej są jadalne. Ech człowiek uczy się całe życie. Embarassed
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31330
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 9 09:30, 12 Mar 2011    Temat postu:

Panie Pentrycie, bo to były zawiązki daktyli, nasiona są zawarte dopiero w owocach. Przypuszczam, ze Pan zrobił zdjęcie latem, ja zrobiłem w październiku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31330
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 9 09:36, 12 Mar 2011    Temat postu:

Odmian palmy daktylowej jest wiele, podobnie jak naszych jabłoni lub grusz. Są wysoko i nisko pienne. Są też płonne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 12 12:42, 12 Mar 2011    Temat postu:

Tak zdjęcie zrobione było w czerwcu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31330
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Sob 13 13:05, 12 Mar 2011    Temat postu:

Pentryt napisał:
Tak zdjęcie zrobione było w czerwcu.


No to niech Pan w to miejsce podstawi jabłoń, gruszę , też inaczej wyglądają owoce w czerwcu a inaczej w październiku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annathema
Przyjaciel forum



Dołączył: 03 Mar 2011
Posty: 427
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: ...far, far away...
Płeć: Pani

PostWysłany: Sob 13 13:56, 12 Mar 2011    Temat postu:

Mmmmmmmmmmm PIĘKNIE ! A ktoś tutaj płakał, że nie umie zdjęć robić.... Nieładnie tak oszukiwać.... Smile

Dużo, naprawdę dużo ciepła w nich... Mnie tylko kamieniste plaże się nie podobają... Oj, poszalałabym tam z aparatem, poszalała...
Czy byłeś na wyspie Rab ? Podobno jest piękna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Nie 5 05:35, 13 Mar 2011    Temat postu:

Zwykły tani aparacik więc fotki są słabej jakości.

Co do plaż kamienistych też miałem kiedyś złe odczucia. Po czterech latach w Chorwacji przekonaliśmy się że lepsze są od piaszczystych. Nawet będąc latem na piaszczystych plażach żonka mówi: - nie ma to jak na kamieniach.

Na wyspie Rab nie byłem. Jest tam słynna piaszczysta plaża (nie jedyna w Chorwacji) ale w sezonie strasznie na niej ttłoczno.
Osobiście wolę bardziej kameralne plaże.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adsenior
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 31330
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Polska
Płeć: Pan

PostWysłany: Nie 5 05:37, 13 Mar 2011    Temat postu:

"Zwykły tani aparacik więc fotki są słabej jakości."

Tylko mi tu bez "krygowania", fotki są śliczne! Tak pod względem artystycznym jak i technicznym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pentryt
Moderator



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Płeć: Pan

PostWysłany: Nie 5 05:44, 13 Mar 2011    Temat postu:

Następny dzień przywitał nas piękną słoneczną pogodą. Na moje pytanie o plany na ten dzień odpowiedź żonki była tylko jedna:
- Opalanie. Nie po to jechałam tyle kilometrów by wrócić nieopalona jak z urlopu na Grenlandii.
- Będziemy tak się smażyć? A kiedy pojedziemy do Trogiru? - zapytałem.
- Póki jest słonecznie to wykorzystujmy słoneczko. Trogir nie ucieknie a do zwiedzania lepiej gdy nie ma upału. - odparła.
- Ok. W sumie masz rację. Wieczory są pochmurne więc z pogodą może być różnie. - powiedziałem bez przekonania.

Rogoznica wczesnym rankiem


I takim to sposobem kolejny dzień minął na opalaniu i kąpaniu się w krystalicznie czystej i bardzo słonej wodzie Jadranu. Na plaży luźno jak to przed sezonem. Wszyscy tu się już znają. My sąsiadujemy na plaży obok bardzo sympatycznego małżeństwa z Bratysławy. Zawsze miło nam się rozmawiało. Pomimo różnicy wieku dogadywaliśmy się jak kumple.



Młodzież w ramach relaksu urządziła sobie polowanie z trójzębem na ośmiornicę. Polowanie zostało zwieńczone sukcesem.

Upolowana ośmiornica. Na kolację jak znalazł.








Wieczorem zaczęły nadciągać lekkie chmurki i niebo nie było już w całości lazurowe. Nasze żołądki zaczęły domagać się surowców do pracy. Ale jak porzucić takie widowisko na morzu gdy wody Jadranu zmieniają swoją barwę wskutek zachodzącego słońca? W uszach słyszymy lekki szum morza przeplatany cykaniem cykad. Chyba tylko Jean-Michel Jarre może próbować stworzyć lepsze widowisko typu światło i dźwięk.







Niestety te nasze żołądki to też "cwane bestie" i nie dały za wygraną. Zwinęliśmy się z widowni "plaża Lozica" (nazwa może wskazywać na lożę ale były to raczej kamienne balkony) i udaliśmy się ku centrum Rogoznicy by zaspokoić głód.

W sumie to według znaków w Rogoznicy to centum mieści się na wyspie za groblą ale rejon przy rondzie uznawaliśmy też jako centrum. W końcu przy rondzie mieściły się piekarnie, sklepy, bazar, bank, informacja turystyczna, restauracje itd.






Niespiesznym krokiem dotarliśmy do centrum (wg mojej mapy Wink ). Na miejsce wieczornego posiłku wybraliśmy konobę (chor. restaurację) "Vala". Fajny tarasik z widokiem na marinę po prawej stronie i wzgórze (w tym "właściwym" centrum) po lewej stronie. A po środku woda Jadranu i cumujące łódki, łodzie, jachciki, jachty i inne wodne pojazdy. Niezłe miejsce na posiłek. Tak sobie siedzieliśmy podziwiając zatokę przy marinie słuchając w tle zagorzałej dyskusji miejscowych klientów. O czym rozmawiali nie wiem bo nie znam na tyle chorwackiego ale ta ich dysputa dodawała klimatu do całości obrazu. Do tego z głośników wydobywały się chorwackie piosenki. Po kilku kęsach pljeskavicy gdy już "zabiłem głoda" poczułem się jak w niebie. Pomyślałem sobie że czas mógłby się zatrzymać i mógłbym tak siedzieć w tym miejscu bez końca.

Czas jednak pokazał że muszę weryfikować swoje myśli bo czasami mają zamiar się spełnić. Mianowicie zaczęło trochę kropić. Chmur nie widać. Ale nic dziwnego bo już było ciemno. A z każdą chwilą zaczęło padać coraz bardziej, bardziej i bardziej... Markizy nad tarasem pod wpływem zacinającego deszczu i mocnego wiatru (wspomagającego deszcz) przestały pełnić funkcje ochronne więc obsługa rozpoczęła ewakuację obrusów i pozostałych stolikowych gadżetów. Po chwili biesiadujący obok Chorwaci także rozpoczęli ewakuację do sali wewnątrz lokalu. Jeszcze przez chwilę próbowaliśmy się nie poddawać i siedzieliśmy na zewnątrz. Jednak coraz silniejsza i coraz bardziej zacinająca z boku ulewa także zmusiła nas do wejścia wewnątrz restauracji. Tak sobie siedzieliśmy w środku czekając aż ulewa minie. Po dłuższym czekaniu nie zanosiło się nawet że ulewa chociażby nieco osłabnie. Zostaniemy tutaj na zawsze? Marzyłem sobie o zatrzymaniu czasu ale nie podczas ulewy i wewnątrz lokalu. Co robić? Do kwatery około kilometra. Żonka chciała iść ale próbowałem ją powstrzymać. Wolę jednak leżeć na plaży niż w łóżku łykając tabletki od przeziębienia.

Trzeba zadzwonić po taksówkę! Ale jak.? Telefony przecież leżą w szufladzie. Taki mamy zwyczaj że podczas urlopu nie nosimy z sobą telefonów. W tym przypadku to był błąd. Można było wziąść wyłączony żeby nie zakłócał spokojnego urlopu a w razie potrzeby włączyć. A potrzeba była. Jednak z pomocą przyszła kelnerka. Poproszona o zadzwonienie po taksówkę od razu wykręciła numer ze swojego telefonu po taxi.
- Dzwoni po "diabelskie taxi" - powiedziałem do żonki.
- Jak to po diabelskie?
- Bo jak zauważyłem to w Rogoznicy jest jedna taksówka ostatnie cyfry numeru telefonu to 666.

Niestety taxi było gdzieś w ruchu daleko od Rogoznicy i nie było chwilowo szans na transport. Z odsieczą przyszedł jednak słyszący rozmowę kelnerki szef konoby. Zaproponował nam odwiezienie. Nie pozostało nam nic innego jak skorzystać z oferty. Samo przebiegnięcie przez ulicę z konoby do zaparkowanego obok samochodu spowodowało całkowite przemoknięcie. Co by było gdybyśmy szli pieszo kilometr? Gripex czy inne świństwa?

Po chwili wylądowaliśmy pod naszym apartmanem. Nasz wybawca o mało się nie pogniewał gdy zapytałem go o koszt podróży. Ja znowu także chciałem się jakoś odwdzięczyć za okazaną pomoc. Doszliśmy w końcu do porozumienia. Stanęło na tym że będziemy się u niego stołować i wtedy będzie ok. Przybiliśmy "piątkę" i udaliśmy się do swoich azyli przeciwdeszczowych. My do pokoju a nasz "deszczowy wybawca" do swojej konoby.


Nadszedł kolejny poranek więc czas wybrać się do piekarni po pieczywo. Idąc sobie nabrzeżem w kierunku piekarni postanowiłem że w pierwszej kolejności pójdę na wzgórze mieszczące się w centrum Rogoznicy.

W Chorwacji bardzo często spotykałem się z tym, że na szczytach wzniesień budowane są kościoły. W Rogoznicy kościół jest nie na samym szczycie a lekko na jego zboczu. Za to był o dziwo otwarty. Bardzo często jest tak że kościoły są zamknięte gdy nie ma nabożeństwa. Tutaj było inaczej.



Na samym szczycie w sumie nie było nic szczególnego poza całkiem dobrze odrestaurowanym Fiatem i widokami na okolicę.



Spacerując po wzgórzu zobaczyłem że słoneczko pomimo wczesnej pory całkiem nieźle sobie poczyna. Czyli już domyślam się co będziemy dzisiaj robić. Znów plażowa nuda.





Wracając powolnym krokiem wstąpiłem jeszcze na bazar oraz do piekarni. Później wolnym krokiem udałem się na ulicę Hrvojeva gdzie mieściła się nasza kwatera i miejsce na spędzenie reszty dnia plażę Lozica.









Te płożące się roślinki tak mi się spodobały że wziąłem sobie kilka szczepek do domu. Bardzo szybko się przyjęły i mam teraz trochę Chorwacji w domowym ogródku. Szkoda tylko że nie znam nazwy tej roślinki.




Kolejny dzień zapowiadał się na równie słoneczny jak poprzednie. Znów plaża. Dzień prawie zupełnie taki sam jak poprzedni. Prawie, bo zaczęło wiać tak, że fale uderzając o przybrzeżne kamienie rozbryzgiwały się w górę niczym tryskające gejzery. Prawie, bo na następny dzień zaplanowaliśmy wyjazd do Trogiru. Nawet jakby było 40 stopni w cieniu.

Plaża Lozica























Powrót do góry
Zobacz profil autora
sindbad
Administrator



Dołączył: 02 Mar 2011
Posty: 5517
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/1
Skąd: Nie mieszka w Polsce

PostWysłany: Nie 5 05:50, 13 Mar 2011    Temat postu:

adsenior napisał:
"Zwykły tani aparacik więc fotki są słabej jakości."

Tylko mi tu bez "krygowania", fotki są śliczne! Tak pod względem artystycznym jak i technicznym.

to nie aparat robi zdjęcia tylko fotografujący ujmuje to co chce pokazać i widzę fachowość w tych fotkach,,,czym nieważne ale jak...i to widać na tych zdjęciach...gratuluję...dodam wspomnienia z wakacji...zagadka gdzie to?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sprawy POLAKÓW Strona Główna -> Hobby / turystyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin